poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 2


~~

Dzień kierowany mnóstwem wrażeń, minął szybko. Dziewczyny już dawno spały, a ja rzucałam się po łóżku jak ryba wyrzucona na brzeg rzeki. W końcu wstałam i podeszłam do okna. Spojrzałam w ciemne niebo otoczone jasnymi gwiazdami. Mimowolnie uśmiechnęłam się i skierowałam wzrok na Big Ben, którego było widać z mieszkania dziewczyn. Wróciłam wspomnieniami do dnia, kiedy tu przyjechałam. Tyle się zmieniło, tak bardzo chciałam tu zostać na zawsze. W Nowym Orleanie oprócz rodziców nie mam nikogo.
- Do diaska! – pisnęłam i szybko się uciszyłam, gdyż nie chciałam obudzić April. Na szczęście dziewczyna tylko mlasnęła śpiąco i przekręciła się na drugi bok. – Uff. Rany nie powiadomiłam mamy, że wylądowałam. Biedaczka się martwi! – rozmyślałam w duchu i szybko wyszukałam z torby zawieszonej na krześle telefon. – no przecież jest późno nie zadzwonię – biłam się z myślami – napiszę! – w tryumfie uśmiechnęłam się i zaczęłam stukać wiadomość.

Przepraszam mamusiu! Wylądowałam o 17, wszystko w porządku. Jestem u dziewczyn od dawna,. Nie dałam żadnego znaku życia, bo się zagadałam. Wiem, że mi wybaczysz. Pozdrów tatę. Tak bardzo was kocham. Odezwę się jutro!

Wyślij

   Napisałam i zaczęłam ziewać. Chyba to było powodem, że nie mogłam zasnąć. Teraz zmęczona położyłam się z powrotem na łóżku, przykryłam kołdrą i zasnęłam.

     Pierwsze promienie słońca wpadły przez okno, otworzyłam ledwo oczy i zauważyłam April krzątającą się po pokoju.
- A ty już na nogach? – wybełkotałam sennie. – Przecież jest ranek, kogut dopiero zaczął piać, wszyscy śpią oprócz starch dziadków. – mówiłam dalej. W odpowiedzi  usłyszałam śmiech przyjaciółki. – nie widzę w tym nic zabawnego i zgaś to okno. – kontynuowałam.
- Uwielbiam cię normalnie – April zabrała głos stłumiając ledwo śmiech – jest ósma rano. Jakie koguty? Kochanie jesteś w Londynie, tutaj każdy wstaje wcześnie.
Poderwałam się na łokcie i spojrzałam na telefon, który w trakcie spadł z kołdry na podłogę.
- Przepraszam cię telefoniku – sięgnęłam po aparat i ucałowałam go. – Żartujesz sobie. Już kompletnie zapomniałam, że tutaj jest zupełnie inne życie. – powiedziałam i z powrotem położyłam się przytulając do poduszki. – A ty gdzie się szykujesz? – spytałam ziewając.
- Idę szukać pracy, więc jak też chcesz coś znaleźć to wstawaj. – podeszła i zrzuciła ze mnie kołdrę.
- Jesteś niemożliwa, już wstaje. – odpowiedziałam zamykając oczy.
- Emily! – wrzasnęła zabawnie przyjaciółka.
- No idę! Idę już przecież. – zgramoliłam się z łóżka i podreptałam do łazienki. Wykonałam codzienną toaletę i wróciłam do pokoju. Wyszukałam z walizki granatowe rurki i bufiastą, prześwitującą, szarą koszulę z ciemnoniebieskim jakby krawatem. Puściłam lekko pukle włosów, umalowałam się i założyłam czarne szpilki.
- Gotowa! – powiedziałam wchodząc do kuchni.
- Wow! – wrzasnęła April. Sue zawtórowała jej. – naprawdę się zmieniasz.
- Nic takiego – machnęłam ręką i usiadłam za stołem, kradnąc jedną kanapkę z talerza Sue, która spiorunowała mnie wzrokiem.
- Dobra! To zabieraj CV i ruszamy! – usłyszałam April popijającą herbatkę.
  Kwadrans później obie gotowe i zwarte do pracy wyszłyśmy na miasto. Dysponując niewielkim doświadczeniem, ale wielką nadzieją wędrowałyśmy od jednego miejsca do drugiego. Wiele osób miało szczere chęci, aby nas przyjąć, jednak ostatecznie zawsze im czegoś brakowało. W końcu postanowiłyśmy trochę odpocząć i iść na kawę. Zauważyłyśmy jedną kawiarnię z ogródkiem, gdzie klapnęłyśmy.
- Rany! Nie wiedziałam, że to będzie takie trudne. – powiedziałam siadając na jednym z beżowych foteli.
- No zapowiada się ciekawie! – odrzekła zmęczona towarzyszka.
Do naszego stolika podszedł wysoki chłopak, z dłuższymi jasnymi włosami o przyjemnym uśmiechu. Miał na sobie mundurek z logo kawiarni a w dłoni trzymał plik karteczek i długopis.
- Dzień dobry – powiedział miło. – Czego panie sobie życzą?
- Pracy! – obie powiedziałyśmy zmęczonym głosem i wybuchnęłyśmy śmiechem. Chłopak popatrzył na nas dziwnie, a my zaczęłyśmy kaszleć stłumiając śmiech.
- Przepraszam. – zabrałam głos – od rana szukam z przyjaciółką pracy i nie idzie nam tak wspaniale jak myślałyśmy. – wyjaśniłam i uśmiechnęłam się.
- Rozumiem – powiedział z błyskiem w oku.
- W takim razie poproszę dwie late i jeszcze raz przepraszam. – kontynuowałam, a kelner zapisał zamówienie na małej karteczce i odszedł trochę rozbawiony.
- Przystojniak. – usłyszałam April, gdy chłopak zniknął w drzwiach kawiarni.
- Nie poznaje cie – skwitowałam. – cała promieniejesz. – dodałam i cmoknęłam w powietrzu.
- Spadaj! – wrzasnęła zabawnie i wywiesiła język.
- Chciałabyś! – odpowiedziałam tym samym.
- Czyli co The Mall odpada? – spytała smutno wykreślając restaurację z notesu, zamieszczone na tej ulicy.
- Victoria też – dodałam w zamyśleniu.
- Czyli kiszka z makiem – zamknęła zeszyt i wypuściła głośno powietrze.
- Kiszka z? – zapytałam parskając śmiechem.
- Oj się czepiasz – wywiesiła jęzor i od razu poczerwieniała, bo koło naszego stolika stanął kelner z zamówieniem.
- Dwie late dla pogrążonych w rozpaczy pań. – postawił dwie szklanki z tacy przed naszymi nosami – a co do pracy to zapraszam do kierownika – powiedział, uśmiechnął się i odszedł.
Wytrzeszczyłyśmy oczy na wierzch i gapiłyśmy się na odchodzącego kelnera. Poderwałam się szybko z miejsca i zaczęłam iść w stronę budynku.
- A ty gdzie? – usłyszałam przyjaciółkę.
- Za pracą – dodałam w pośpiechu.
- Wracaj. Najpierw kawa, bo ostygnie. – zdążyła tylko powiedzieć, bo kiedy się cofnęłam, upiłam łyk kawy, wzięłam torbę z krzesła i ruszyłam przed siebie. April przewróciła oczyma, jednak zrobiła tą samą czynność i podążyła za mną.
   W pomieszczaniu pachniało przepyszną parzoną kawą. Woń unosiła się wszędzie. Okalała ona ściany, stoliki i wszystko inne znajdujące się w kawiarni. Wyłapałam jednego z pracowników za barem i szybko podążyłam w jego kierunku.
- Dzień dobry – powiedziałam z uśmiechem na twarzy, a serce waliło jak szalone – przepraszam gdzie mogę znaleźć kierownika?
- Witam nazywam się Michael Lautner i zarządzam chwilowo tym miejscem, czym mogę służyć? – usłyszałam przemiły głos wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny.
- Chciałyśmy zapytać o pracę? – zapytałam prosto z mostu, nie gubiąc uśmiechu z twarzy.
- Akurat tak się składa, że chciałem przyjąć dwie nowe kelnerki. Także, zapraszam do mojego gabinetu – kierownik poprowadził nas na tyły kawiarni malutkim korytarzykiem. Przedostałyśmy się do małego pokoiku w połowie zawalonego papierami. Mężczyzna zajął miejsce za biurkiem i wskazał nam dwa krzesła po drugiej stronie, które zajęłyśmy.  Poprosił o papiery i z zadowoleniem dał nam pracę oraz wręczył grafik. Z radością wymalowaną na twarzy wróciłyśmy do kelnera, podziękowałyśmy mu serdecznie i zapłaciłyśmy za kawę.
- Czyli co punkt A można zaliczyć. Mamy pracę! – wrzasnęłam do przyjaciółki wracając do domu.
- Wiadomo siostro! – odrzekła i przytuliła mnie ze szczęścia.

~~

Wpadłyśmy do domu obie głodne niczym wilki, popędziłyśmy do kuchni. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, kiedy April przygotowywała tosty.
- Cześć mamo! – powiedziałam wesoło do słuchawki. – dostałam pracę w kawiarni, może zostanę na całe wakacje albo i dłużej. Co ty na to? – zapytałam szybko uśmiechając się do przyjaciółki.
- Emily Mary Scott chyba sobie żartujesz – usłyszałam już stęskniony i żartobliwy głos kobiety. Zadziwiające jak od pewnego czasu stała się moją najwspanialszą przyjaciółką – Jestem taka dumna z mojej małej córeczki – dodała po chwili.
- Oj mamuś, przestań. Zawstydzasz mnie – skomentowałam – co u was?
- Tata nie jest zbyt zadowolony, że się z nim nie pożegnałaś, a po za tym nic ciekawego – skarciła mnie trochę.
- Przeproś go ode mnie. – powiedziałam i zauważyłam, ze April nie czuje się komfortowo przy opiekaczu. – Wiesz muszę kończyć, bo właśnie przypala nam się obiad – dodałam patrząc zabawnie na koleżankę.
- Dobrze, ale odzywaj się często. Kochamy cię – głos rozległ się ze słuchawki a potem długie piiiip. Schowałam aparat to kieszeni i wstałam z krzesła.
- Serio? – usłyszałam niezbyt zadowoloną April – ten opiekacz nigdy mnie nie lubił – dodała z grymasem.
- Daj to sierotko – podeszłam do blatu i wyjęłam napalone tosty. Zeskrobałam przypaloną część i odłożyłam na talerzyk. W tym czasie April wstawiła wodę i wyjęła dwa kubki na herbatę, a ja włożyłam kolejną turę do opiekacza.
- Tak w ogóle to opowiesz mi co się działo przez ostatni czas? Dawno nie pisałaś. – zapytała z żalem przyjaciółka.
Przełożyłam ostatnie tosty na talerzyk, wyłączyłam sprzęt i postawiłam jedzenie na stoliku, poczym zalałam herbatę wrzątkiem. Z ciężkim wydechem usiadłam na stołku.
- Wiesz? Dużo się zmieniło – powiedziałam w końcu – pokłóciłam się z Alice i Rose, to znaczy nie. Po prostu stwierdziłyśmy, że nie mamy takiego kontaktu jak wcześniej – dodałam smutno.
- A nie próbowałyście go ponowić? – zadała kolejne pytanie, przekładając kanapkę na swój talerzyk.
- Ja próbowałam, ale im widocznie lepiej beze mnie. – zadumałam się nad kubkiem herbaty. Gorąca woń cytrusowego napoju wirowała w moich nozdrzach.
- A co z Matem? – wiedziałam, że kiedyś w końcu o to zapyta.
- Nic. – wybąknęłam. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem oczekując dalszych wyjaśnień.
- Wszystko się pokomplikowało i daliśmy sobie „jakby” spokój – mówiłam dalej.
- To znaczy? – drążyła zalewając tost ketchupem.
- Wiesz, byliśmy sobie bliscy, ale coś się zmieniło. Poznałam kogoś ale nie wyszło. Potem pojawił się John, byłam z nim jakieś cztery miesiące – opowiadałam zamyślona wpatrując się w kubek.
- I co się stało? Dlaczego z nim nie jesteś, ej zaraz on nie był z Alice? – przegryzając tost zadawała na zmianę pytania.
- Tak. Był. – powiedziałam tylko – na początku było fajnie, ale potem… koszmar. Chciałabym zapomnieć – dodałam a oczy zapełniały się powoli łzami. Poczułam jak przyjaciółka łapie mnie za rękę i ściska mocno, dając otuchę – Przepraszam, to dla mnie trudne. Opowiem ci o tym ki – edy indziej – głos mi się załamał.
- Rozumiem – popatrzyła na mnie oczami pełnymi współczucia. Wysiliłam się na lekki uśmiech.
- A z co z Matem? Chciałabyś coś? – zapytała ponownie po chwili.
- Chcieć to bym chciała, ale przecież to nie ode mnie tylko zależy. – upiłam łyk herbaty, na jedzenie straciłam jakąkolwiek ochotę – Zrozumiałam, że tak naprawdę na nim mi zależy. Jak sobie przypomnę nasze wspólne chwile to sama do siebie się uśmiecham – poczym mimowolnie zrobiłam, co przed chwilą powiedziałam – sama widzisz.
- Nie dziwie się, to wspaniały chłopak.
- Tak, ale co z tego jak się nawet nie odzywa. W sumie go o to nie obwiniam, tylko mi przykro, że nasz kontakt tak się urwał. Wiesz, studiuje w Luizjanie. Tam spotkaliśmy się parę razy – ponownie uśmiechnęłam się – nawet do mnie przyjechał i siedzieliśmy do późna w moim pokoju. Również byliśmy na jednym weselu – mówiłam, a wspomnienia powracały w szybkim tempie. Przez chwile widziałam jak tańczyliśmy na wielkiej sali, jak patrzyliśmy sobie w oczy, a nasze dłonie idealnie do siebie pasują. Przez myśl przeszło mi jedno zdanie: Też tak czujesz, że jak trzymamy się za ręce to jest tak inaczej? – uśmiechałam się głupio do siebie.
- Co się tak szczerzysz? – usłyszałam, a wspomnienie rozpłynęło się gdzieś w mojej głowie.
- Nic. Jedno ze wspomnień. Nawet nie jestem na niego zła, bo przecież ja wszystko schrzaniłam. Nawet, jeżeli sobie kogoś znalazł. Miał prawo – powiedziałam smutno wysilając się na niewielki uśmiech.
- Ale mimo tego wolałabyś, żeby inaczej – patrzyła w moje oczy czytając z nich jak z książki.
- Jak ty mnie rozumiesz. – nagle zdałam sobie sprawę jak wiele on dla mnie znaczy. Jeszcze więcej niż myślałam. Co jeżeli faktycznie kogoś ma, a ja straciłam miłość swojego życia? Bo wiem, że wtedy nie mogę na nic więcej liczyć. Pojawiła się w mojej głowie wizja, mężczyzna, którego kocham przytula mnie i całuje czule w czoło na pożegnanie do pracy. Jaka jestem przy nim szczęśliwa.
- Oj Emm i kto tu promienieje? – powiedziała z sarkazmem April – ale dobrze, życzę wam szczęścia. Tak dobrze się dogadywaliście, każde miało swoje zdanie mimo tego znaleźliście kompromis. Pasujecie do siebie.
- Tak, było wspaniale i szkoda, że tak się potoczyło jak teraz. – podsumowałam smutno i dopiłam herbatę. Obie zamilkłyśmy, jednak nie na długo. – Ale to głupie. Bo co ja sobie myślę, jestem z kimś nie udaje mi się i wracam do niego? To egoistyczne! – wybuchnęłam – ale z drugiej strony, że zawsze kiedy coś się nie układa, albo „kończymy” znajomość to po niedługim czasie ją odnawiamy. Coś między nami musi być. Nigdy nie spotkam kogoś takiego jak on – dodałam smutno.
- Przeznaczenie – usłyszałam słowo April i zarumieniłam się trochę.
- Chciałabym żeby tak wrócił, za miesiąc, rok, dwa i powiedział, że nigdy nie spotkał kogoś takiego jak ja. – wyszeptałam w zadumie. – W ogóle to… muszę iść się przewietrzyć – powiedziałam głośniej i wstałam od stołu.
- Poczekaj, pójdę z tobą.
- Dzięki April, ale sama chce się przejść. Nie długo będę - zarzuciłam kurtkę na plecy i w szpilach wyszłam na miasto.
Lampy uliczne powoli zapalały się, słońce gasło, a księżyc szykował się do swojej roli. Letni wiatr przeczesywał moje włosy i łaskotał policzki. Tupałam o brukową kostkę i szłam przed siebie nie bardzo wiedząc gdzie. Myśli wirowały w mojej głowie. W końcu przed sobą zauważyłam park, zrobiło się całkiem ciemno i w zupełności oświetlały go lampy.
- Hyde Park – szepnęłam. Szłam jedną ze ścieżek i przypomniałam sobie jak po feriach z Matem udałam się do tego miejsca. Przypomniało mi się jak się wywróciłam na śliskiej powierzchni, kiedy opowiadałam o wyjeździe do Nowego Orleanu. Zaśmiałam się na to wspomnienie. Trawnik, drzewa, ławki wtedy były przykryte białym, zimnym puchem i przewróciłam chłopaka, który wpadł w zaspę. Spojrzałam w gwiazdy a moje oczy świeciły teraz podobnie. Usiadłam na jednej z ławek, na szczęście zabrałam ze sobą torbę, z której wyciągnęłam paczkę fajek oraz zapalniczkę. – Tak to głupie co robie, sama jestem na siebie zła. – Z tą myślą wyjęłam papierosa i odpaliłam go. Dym wirował w moich płucach.
- A ty nadal palisz? – usłyszałam tak dobrze znany mi głos, a serce przyśpieszyło tempa. Odwróciłam się i ujrzałam Mata stojącego obok ławki.
- Niestety – powiedziałam krztusząc się dymem.
- Co tu robisz? – spytał siadając obok mnie.
- Żyje wspomnieniami… czas chyba wrócić do teraźniejszości – zaciągnęłam się kolejny raz poczym wstałam z ławki.
- A kto powiedział, że wspomnienia nie mogą wrócić do teraźniejszości? – odpowiedział a na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Muszę iść, późno już – spanikowałam i poszłam, zostawiając go samotnego na ławce. W oczach poczułam łzy, z trudem je powstrzymałam. Szybkim krokiem zmierzałam do domu dziewczyn, kończąc papierosa wrzuciłam go do jednego z koszy na śmieci. Przekroczyłam furtkę i weszłam do mieszkania. April i Sue siedziały w salonie oglądając telewizję. Gdy tylko mnie zobaczyły, poderwały się z kanapy bacznie mnie obserwując. Podeszłam do nich i usiadłam na miękkim fotelu. Sue wyszła z pomieszczenia znikając w kuchni.
- Co się stało? – spytała April wyłączając telewizję.
- Spotkałam go. – powiedziałam zamyślona wpatrując się w przestrzeń.
- I co? Rozmawialiście? – drążyła dalej.
- Tak. – odpowiedziałam cicho.
Do pokoju weszła Sue niosąc ze sobą butelkę czerwonego wina i trzy szklane naczynia. Ustawiła wszystko na stoliku, odkręciła korek i wlała płyn do kieliszków.
- Masz, napij się – powiedziała i sama upiła duży łyk.
Wino było bardzo słodkie takie, jakie lubię. Piłyśmy lampkę za lampką. Słodycz rozlewała się po moim ciele, a ja delektowałam się każdym łykiem. Nie wiedziałam, kiedy trochę mnie uderzyło.
- Wicie, kiedyś przyjechał do mnie z różą i butelką czerwonego wina – zaśmiałam się – oglądaliśmy filmy i było tak romantycznie. W zasadzie to częściej patrzyliśmy na nasze splecione dłonie, wydawały się o wiele ciekawsze od repertuaru. – Dziewczyny były wpatrzone we mnie i dziwnie się uśmiechały. – Ile bym oddała, żeby to wszystko wróciło. Oczywiście was bym nie mogła oddać, no na pewno nie, jeszcze za jakiegoś faceta. Ale te głupie trzymanie się za ręce, było bardziej fascynujące niż ten głupi film. – trajkotałam, a siostry wybuchły śmiechem. - A teraz normalnie nie porozmawiamy – do oczu nadeszły mi łzy. – Wiecie co? Idę spać. – Oznajmiłam moim przyjaciółką i udałam się na górę do pokoju April. Przebrałam się w piżamę, związałam włosy, umyłam twarz i wsunęłam się pod ciepłą kołdrę, poczym zasnęłam.


piątek, 27 czerwca 2014

Londyn – miasto wspomnień.


      Druga część, po co? – myślałam na początku. Jednak dochodząc do wniosku, może ona pomoże mi odbudować to, co w pewnym sensie straciłam? Wiele wydarzyło się ostatnio. Mówi się, że zmiany są dobre. Te jednak, które zaistniały w moim życiu… niekoniecznie. Nie wiem jak zacząć i nie wiem, co zrobić. Może po prostu zacznę pisać?!

PROLOG

Siedzę na parapecie w swoim pokoju, tutaj w Luizjanie. Trzymam w ręku ciepły kubek z gorącą czekoladą i wpatruje się w błyszczące gwiazdy zawieszone na czarnym niebie. Noc jest ciepła, więc okno mam otwarte, niekiedy wiatr czeszę moje długie, rude włosy. Wszystko Straciłam – ta wrzeszcząca myśl przedziera się jakby ramionami przez inne spokojniejsze i wiruje po całej mojej głowie. Dzisiaj miałam zakończenie roku. Schrzaniłam! Nie uczyłam się, ale na szczęście zdaje, chodź niekiedy było trudno w to uwierzyć. Jeden z pospolitych zwierząt zamieszkał u mnie, tak zwany leniwiec. Lubię zwierzęta, jednak chyba grzeczniej mówiąc, tego muszę się jak najszybciej pozbyć. Rok był trudny, zostałam wystawiona na próbę co jest powodem uszczerbku na psychice. Co z Rose i Alice? Nie wiem, nie przyjaźnimy się. Słyszałam kiedyś, że o przyjaźń się nie walczy. Dla fałszywej nie warto, o prawdziwą nie trzeba. I wydało się, że kolejny raz zostałam wykorzystana tylko do celów pomocy i chwilowego wsparcia. Nie tylko ta zmiana była znacząca w tym roku. Byłam z kimś, przez cztery miesiące. Było fajnie? Tak! Aż chciałabym o tym zapomnieć! Chyba po raz pierwszy czegoś, aż tak żałuje. Tak naprawdę wszystko, co kochałam i kocham zostało w Londynie. Po powrocie z tego miejsca już nic nie było takie samo. Nie dawno skończyłam osiemnaście lat. Niestety osoby, na których mi najbardziej zależało, nie mogły dojechać na przyjęcie urodzinowe.  W prezencie dostałam, zatem bilet lotniczy. Postanowiłam zamienić kubek na kawałek wartościowego papieru i  gdy trzymałam już  go w ręce, okazało się, że jest ważny do jutra. Wlepiłam oczy w niewielką, wydrukowaną czarnym tuszem datę i zesztywniałam. Pierwsze, co mogłam zrobić, to brać za torbę i pakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Więc w niespełna trzy godziny zasunęłam ekspres beżowej w brązowe kółka walizce. Z pełnym zmęczeniem wdarłam się pod prysznic. Lejąca się gorąca woda, rozluźniała moje spięte ciało. Z ociąganiem wyszłam z kabiny i ubrałam się w letnią już piżamę. Uśmiechnięta wsunęłam się pod kołdrę i śniąc odliczałam godziny do wylotu.

~~

Małe, ale złośliwe pikanie brzęczało nad moim uchem. Poderwałam się szybko i wpadałam do łazienki. Uczesałam moje roztargane włosy, przemyłam twarz i umyłam zęby. Potem nałożyłam niewielką ilość pudru na policzki, tuszem przeczesałam rzęsy i pociągnęłam usta malinowym błyszczykiem. Słońce przedzierało się przez świetlik w łazience. Otworzyłam okno i wystawiłam rękę, by sprawdzić temperaturę panującą na dworze. Uradowana wpadłam do pokoju, założyłam kremową zwiewną bluzkę, którą wsadziłam pod jasno brązową spódniczkę do kolana, na nogi wsunęłam beżowe szpilki. Z pokoju znajdującego się na górnym piętrze zrzuciłam dwie „lekkie” walizki a na ramię założyłam podręczną brązową torebkę. Sięgnęłam jeszcze po czarny telefon z pod poduszki oraz przeciwsłoneczne okulary z komody. Dumnym krokiem zeszłam na dół uśmiechając się sama do siebie.
- A panna to gdzie się wybiera? – usłyszałam głos mamy z kuchni.
Weszłam do środka, podeszłam do szafki z naczyniami i wylosowałam z niej granatową filiżankę, którą postawiłam na blacie. Wsypałam do niej półtorej łyżeczki kawy rozpuszczalnej i zalałam wrzątkiem z czajnika. Poczym przeniosłam ją na stół i usiadłam na stołku.
- Wiesz mamo. Pamiętasz może ten bilet, który dostałam na urodziny? – zapytałam z wielkim uśmiechem i dolałam do kawy mleko.
- Zamierzasz z niego skorzystać? – spytała z zaciekawieniem.
- A owszem. – dodałam cukru i zaczęłam mieszać wszystko razem. – Ku moim zaskoczeniu termin ważności mija dzisiaj, więc grzechem byłoby nie skorzystać z prezentu i nie odwiedzić swoich przyjaciół. Prawda?
- A gdzie zamierzasz nocować? I czy masz jakieś pieniądze. Emily przemyślałaś to dokładnie? – zadawała mnóstwo pytań, ale wiedziałam, że są one zadawane z troski o mnie.
- Pierwsze: zamieszkam u April i Sou. Drugie: mam swoje oszczędności, co prawda niewielkie, ale są – uśmiechnęłam się i spojrzałam na jej pociągłą smutną twarz. Upiłam łyk kawy – Nie martw się o mnie mamusiu, poradzę sobie przecież wiesz.
- No dobrze. Nie jestem wstanie ci przeszkodzić, bo i tak wiem, że zrobisz, co będziesz chciała.
- Dziękuje mamusiu! – powiedziałam i ucałowałam w ją policzek. Poczym wstałam ze stołka, założyłam okulary na nos i z walizkami wyszłam z mieszkania.
   Pod domem stało parę taksówek, wsiadłam do jednej z nich, podałam cel podróży i włączyliśmy się do ruchu. Mijaliśmy w dość szybkim tempie inne auta, sklepy, restauracje czy wielkie korporacje. W niedługim czasie samochód podjechał pod lotnisko, zapłaciłam kierowcy za dojazd i wysiadłam z taksówki zabierając walizki. Pewnym krokiem weszłam do budynku i zarejestrowałam się. Nie czekałam długo na odlot, po niespełna pół godzinie siedziałam na wygodnym fotelu pierwszej klasy. Gdy wszyscy lecący już wsiedli, pilot oświadczył nam przez mikrofon o wyłączeniu telefonów i zapięciu pasów, poczym niebawem wzbiliśmy się w powietrze. Poczułam ucisk na żołądku, wszystkie wspomnienia zaczęły wracać w szybkim tempie. Przez chwile chciałam uciec, jednak myśl tak szybko jak przyszła to uciekła. Z uśmiechem na ustach wyjęłam i-poda i wcisnęłam słuchawki do uszu włączając listę ulubionych piosenek. Tym razem byłam przygotowana na podróż, wyciągnęłam również z torby książkę i zaczęłam czytać. Po paru minutach usłyszałam dźwięk spracowanych kółek na pokładzie przypominających wózek z jedzeniem i piciem. Nie myliłam się, koło mojego siedzenia pojawiła się wysoka blondynka z uśmiechem na twarzy. Ubrana w niebieski uniform częstowała gości smakołykami. Nie wiem, czemu, ale zaczęłam się stresować, więc odmówiłam jakiegokolwiek jedzenia w zamian za to wynagrodziłam się butelką wody niegazowanej. Ponownie wróciłam do lektury, która opowiadała o kobiecie do szaleństwa zakochanej w pewnym mężczyźnie. Książka niby z pozoru banalna z typu romansideł, za którymi nie przepadam. Jednak miała w sobie coś, co z każdej strony coraz bardziej mnie ciekawiło. Więc z przyjemnością zagłębiłam się w dalsze losy bohaterów.
    Po siedemnastej samolot uderzył o Londyńskie podłoże lotniska.  Powtarzając schemat, wydostałam się z pokładu i w sali odbioru odebrałam bagaże. Gdy wyszłam z budynku, słońce zginęło gdzieś za chmurami, a na plecy zarzuciłam czekoladową, skórkową kurtkę. Ujrzałam zakorkowane miasto przez różne samochody oraz spieszących się wiecznie ludzi. Uśmiechnęłam się na myśl o tym gdzie jestem. Taksówek w około było, co nie miara, więc nie było kłopotu z dojazdem. Los chciał natrafić na znanego mi kierowcę.
- Nie sądziłem, że jeszcze panią ujrzę – powiedział miły pan znad kierownicy. Tak samo jak poprzednio na jego nosie spoczywały okrągłe okulary, a twarz okalały ciemne długie włosy związane w niedbałego kucyka. Tylko ubiór miał inny.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i podałam adres, a samochód ruszył nie czekając ani chwili dłużej. Z zachwytem oglądałam wyryte w pamięci czerwone budki oraz budynki. Gdzie niegdzie przed oczami przemykały dwupiętrowe autobusy, a wspomnienia wracały z podwojoną siłą. Patrzyłam w małą szybkę i uśmiechałam się coraz szerzej i szerzej. W końcu mój wzrok natrafił na szkołę, do której chodziłam rok temu, przypomniałam sobie dziewczyny, z którymi spędziłam osiem miesięcy mojego życia w tym mieście. Niestety nie utrzymywałam kontaktu z nikim innym, oprócz April i Sou, nawet Mat stał się tylko wspomnieniem.
- Panno Emily jesteśmy na miejscu – usłyszałam ponownie.
- O tak szybko, dziękuje bardzo – powiedziałam zamyślona – ile się należy.
- 5 funtów. Dziękuję i zapraszam ponownie. – wyjęłam z portfela pieniądze i podałam kierowcy.
 Stałam teraz przed czerwonym budynkiem wrośniętym w brukową kostkę i otoczonym żeliwnym płotem. Po obu stronach trzymałam walizki na kółkach, nabrałam powietrza do płuc i otworzyłam furtkę. Przedostałam się szybkim krokiem na werandę i zadzwoniłam dzwonkiem. Po niedługiej chwili drzwi otworzyły się i w nich stanęła wysoka, szczupła o długich złotych włosach i czekoladowych oczach, dziewczyna.
- Aaaaaaa! No nie wierzę! – usłyszałam pisk April.
- Hej kochanie! – powiedziałam gdy dziewczyna uspokoiła się chodź trochę, upuściłam walizki na płytki i uściskałam przyjaciółkę.
- Wreszcie do nas wróciłaś! Sue chodź szybko zobacz, kto nas odwiedził! – dziewczyna zaczęła krzyczeć na cały dom.
W oddali mieszkania zauważyłam, niewielką kobietkę z burzą kręconych ciemnych, a nie jasnych włosów.
- No co się tak wydzierasz, przecież słyszę… Aaa Emily! – obie zawisły na moich ramionach prawie mnie dusząc.
- Ehm, nie żeby coś, ale nie mogę nabrać powietrza! – powiedziałam i wszystkie zaczęłyśmy się głośno śmiać.
   Gdy emocje częściowo opadły w końcu zostałam zaproszona do środka. Zostawiłam w przedpokoju walizki i powiesiłam na wieszaku kurtkę. Wnętrze ich domu nie zmieniło się w ogóle, z przyjemnością patrzyłam na niebiesko – beżowy salon, na wielką plazmę ustawioną na środku pokoju. Usiadłam w końcu na jasnej skórkowej kanapie, obok której stał sosnowy stolik.
- Na ile zostajesz? – usłyszałam po chwili jedną z przyjaciółek.
- Chciałabym na zawsze. – odrzekłam poważnie. – ale zobaczymy co się da zrobić – uśmiechnęłam się i popatrzyłam w przestrzeń.
- Nie no niewierze! – krzyknęła nagle April a ja spojrzałam na nią pytająco. – Gdzie ty masz trampki! – dokończyła i zaczęła się śmiać.
- Nie widzisz, że ma spódniczkę a nie spodnie – przerwała jej Sou.
- Tak zmieniam się – powiedziałam przeczesując dumnie włosy.
- I grzywki nie ma. – komentowała nadal młodsza z sióstr.
- I w ogóle jakoś wyładniała – dokończyła starsza, a ja przekręcałam za każdym razem oczami.
- A ja nie wierzę, Sou przefarbowałaś się – zabrałam w końcu głos.
- No tam ten kolor mi się znudził – odpowiedziała i wywiesiła język.
- Nie tylko to jej się znudziło – skomentowała April a ja spojrzałam na siostry pytająco.
- A no tak zamieniłam chłopaka na lepszy model – wyszczerzyła się.
- Jaa?! Żartujesz, gadaj kim on jest! – poderwałam się z kanapy i wlepiłam w nią wzrok.
- Andy dwa lata starszy, pracuje, jest przystojny i co najważniejsze wierny! – mówiła z iskrą w oczach.
- No kochana jestem z ciebie dumna – przytuliłam przyjaciółkę – a tak na marginesie to muszę iść do toalety – powiedziałam i opuściłam pomieszczenie.
  Uśmiech nie schodził mi z twarzy, przejrzałam się w lusterku. Promieniałam ze szczęścia. Poprawiłam włosy i wróciłam z powrotem do salonu.
- Głupia jestem! – odezwała się April i pacnęła w czoło – chcesz coś do picia?
- W sumie – zamyśliłam się – czemu nie. Chodź pomogę ci.
Obie udałyśmy się do kuchni, April zalała kremowy, gustowny czajnik wodą i postawiła na gazie, ja zatem wyjęłam z kredensu trzy pastelowe filiżanki.
- SUE PIJESZ COŚ! – wydarłam się na cały głos.
- KAWĘ! – usłyszałam.
Nasypałam do dwóch filiżanek kawę rozpuszczalną a do trzeciej parę granulek herbaty.
- April a co u ciebie słychać? – podeszłam i wtuliłam się do przyjaciółki.
- Przeżyłam rok szkolny i wybieram się do pracy – powiedziała znudzona wpatrując się w czajnik.
- O to coś nowego. A masz konkretne plany?
- W zasadzie to nic takiego, coś dorywczego. Nie wiem, może – nie mogła się wysłowić – pójdę do jakieś restauracji.
- Super pomysł, mogę z tobą? Każdy grosz się przyda – skwitowałam.
- Jasne – odpowiedziała zamyślona i uśmiechnęła się blado a ja ucałowałam ją w policzek.
- Kochanie? – zapytałam po chwili.
- Tak? – odrzekła uciszając czajnik.
- Co jest?
- Nic.
- Tak? Mnie nie oszukasz – powiedziałam i przejęłam czajnik poczym zalałam zawartość trzech filiżanek a przyjaciółka wyjęła z lodówki mleko.
- No bo… nie odpisuje – powiedziała smutno a ja uśmiechnęłam się w zasadzie z trudem powstrzymywałam śmiech.
- No nie wierzę April Ann Russo ma obiekt westchnień! Jestem z ciebie dumna – podeszłam i przytuliłam ją mocno.
- Przestań – zaśmiała się i lekko poczerwieniała, poczym podeszła do blatu i nalała do jednej z filiżanek trochę mleka. Zatrzymałam ją, kiedy się odwracała w stronę lodówki.
- Gadaj, kto to jest! – drążyłam dalej.
- Pamiętasz Danego? – spytała cicho wymijając mnie i odłożyła kartonik mleka.
- Ten przystojniak z dziewiątej klasy? – zapytałam zdziwiona.
- Tak. Ale to nie on – zaśmiała się i wyjęła z szuflady łyżeczki.
- No ja cie kiedyś uduszę. – skwitowałam i wyjęłam cukierniczkę.
- Jak mnie zabijesz to się nie dowiesz – wywiesiła język. – No dobra, jego kolega Max – wreszcie to z siebie wyrzuciła.
- No było tak od razu. – powiedziałam i zajęłam miejsce przy stoliku. – opowiadaj wszystko po kolei.
- No fajny jest, nawet bardzo. Z początku nie chciałam, ale w sumie nie zawadzi poznać. – wybąknęła robiąc się powoli purpurowa na twarzy.
- No kochanie! A mówiłam, że fajny to nie – zaśmiałam się, a April przekręciła oczyma i wzięła w dłonie dwie z trzech filiżanek.  Podążyłam za nią zabierając ostatnią z nich oraz cukiernice.

  Sue zdążyła włączyć telewizor i rozsiąść się na kanapie. Jeeeezu! Jak mi tego brakowało – pomyślałam i postawiłam przedmioty na stoliku. 

Czytając między wierszami...

Pasmo skrajnych wątpliwości…
Aby nie pozwolić by serce górowało nad rozsądkiem, ale też by rozum nie przyćmił serca.

Staram się żyć według siebie, lecz też tym, czego mnie nauczono… pomiędzy tymi dwoma, jaki drobniejszymi skrajnościami gubię samą siebie. Już nie wiem, jaka jestem, kim jestem czy też, kim chce być oraz co w życiu osiągnąć. Pomijając fakt, że życie płynie nieustannie szybko.. Umyka nam przez palce, jak wtedy, gdy sięgasz dłonią do rzeki, by zwilżyć wyschnięte usta a woda najmniejszymi szczelinami ucieka. Zostawiając tylko mokry ślad na palcach.. Ten „ ślad” to nic innego jak wspomnienia. Pojawia się wiatr i zdmuchuje krople na ziemię te, które nie zdążyły spać powoli wchłaniają się do organizmu, ożywiając każdy nerw. Ale to trwa tyko kilka sekund, ulatuje jak wcześniej woda.  I wtedy nadchodzi susza, zdajesz sobie sprawę, że źródełko, przy którym stoisz wysycha. Pojawia się nadzieja… próbujesz cokolwiek zrobić. Patrzysz w niebo, które jest całkiem bezchmurne. Ale nie odwracasz wzroku, jakbyś obawiał się, że przeoczysz chodź najmniejszą chmurę zwiastującą deszcz. W tym czasie źródełko zupełnie wysycha… Tracąc kolejne sekundy życia, zaczynasz zdawać sobie sprawę, że nadzieja zawiodła. Z trudem oddalasz się w poszukiwaniu kolejnego źródełka, by zaspokoić swoje potrzeby. Po pewnym czasie znajdujesz je. Jest młodsze, świeże, nieskazitelne ale wcale Cię nie pociąga. Mimo tego ulegasz bo suchość w gardle jest nie do wytrzymania. Woda wydaje się jakby gęstsza, cieplejsza. Zaczynasz pić zaspokajając swoje pragnienie, lecz to nie jest to samo uczucie. Dotykasz suchych już opuszków palców, przypominasz sobie poprzednie źródełko, z wieloma już bakteriami, ale orzeźwiającą wodą. Zastanawiasz się nad przeszłością, budzisz wspominania. I czujesz ten moment, kiedy woda wchłaniała się przez opuszki palców do twojego organizmu. Chcesz porzucić nowe źródełko i wrócić, ale ogarnia Cię strach. Co jeśli nadal jest wyschnięte, a obecne źródełko nie będzie już chciało żebyś z niego pił, a przecież tamtego nawet nie spróbowałeś… I wahasz się, nie chcesz znów się zawieść a wiesz, że obecnie nie jesteś sobą. Woda z nowego źródełka chce zaspokoić Twoje potrzeby, jednakże Ty nie chcesz się do niego zmuszać, tylko poczuć. Lecz po pewnym czasie sam nie wiesz co jest dla Ciebie lepsze...