~~
Dzień kierowany
mnóstwem wrażeń, minął szybko. Dziewczyny już dawno spały, a ja rzucałam się po
łóżku jak ryba wyrzucona na brzeg rzeki. W końcu wstałam i podeszłam do okna.
Spojrzałam w ciemne niebo otoczone jasnymi gwiazdami. Mimowolnie uśmiechnęłam
się i skierowałam wzrok na Big Ben, którego było widać z mieszkania dziewczyn.
Wróciłam wspomnieniami do dnia, kiedy tu przyjechałam. Tyle się zmieniło, tak
bardzo chciałam tu zostać na zawsze. W Nowym Orleanie oprócz rodziców nie mam
nikogo.
- Do diaska! –
pisnęłam i szybko się uciszyłam, gdyż nie chciałam obudzić April. Na szczęście
dziewczyna tylko mlasnęła śpiąco i przekręciła się na drugi bok. – Uff. Rany
nie powiadomiłam mamy, że wylądowałam. Biedaczka się martwi! – rozmyślałam w
duchu i szybko wyszukałam z torby zawieszonej na krześle telefon. – no przecież
jest późno nie zadzwonię – biłam się z myślami – napiszę! – w tryumfie
uśmiechnęłam się i zaczęłam stukać wiadomość.
Przepraszam mamusiu! Wylądowałam o 17, wszystko w
porządku. Jestem u dziewczyn od dawna,. Nie dałam żadnego znaku życia, bo się
zagadałam. Wiem, że mi wybaczysz. Pozdrów tatę. Tak bardzo was kocham. Odezwę
się jutro!
Wyślij
Napisałam i zaczęłam ziewać. Chyba to było
powodem, że nie mogłam zasnąć. Teraz zmęczona położyłam się z powrotem na
łóżku, przykryłam kołdrą i zasnęłam.
Pierwsze promienie słońca wpadły przez
okno, otworzyłam ledwo oczy i zauważyłam April krzątającą się po pokoju.
- A ty już na
nogach? – wybełkotałam sennie. – Przecież jest ranek, kogut dopiero zaczął
piać, wszyscy śpią oprócz starch dziadków. – mówiłam dalej. W odpowiedzi usłyszałam śmiech przyjaciółki. – nie widzę w
tym nic zabawnego i zgaś to okno. – kontynuowałam.
- Uwielbiam cię
normalnie – April zabrała głos stłumiając ledwo śmiech – jest ósma rano. Jakie
koguty? Kochanie jesteś w Londynie, tutaj każdy wstaje wcześnie.
Poderwałam się
na łokcie i spojrzałam na telefon, który w trakcie spadł z kołdry na podłogę.
- Przepraszam
cię telefoniku – sięgnęłam po aparat i ucałowałam go. – Żartujesz sobie. Już
kompletnie zapomniałam, że tutaj jest zupełnie inne życie. – powiedziałam i z
powrotem położyłam się przytulając do poduszki. – A ty gdzie się szykujesz? –
spytałam ziewając.
- Idę szukać
pracy, więc jak też chcesz coś znaleźć to wstawaj. – podeszła i zrzuciła ze
mnie kołdrę.
- Jesteś
niemożliwa, już wstaje. – odpowiedziałam zamykając oczy.
- Emily! –
wrzasnęła zabawnie przyjaciółka.
- No idę! Idę
już przecież. – zgramoliłam się z łóżka i podreptałam do łazienki. Wykonałam
codzienną toaletę i wróciłam do pokoju. Wyszukałam z walizki granatowe rurki i
bufiastą, prześwitującą, szarą koszulę z ciemnoniebieskim jakby krawatem.
Puściłam lekko pukle włosów, umalowałam się i założyłam czarne szpilki.
- Gotowa! –
powiedziałam wchodząc do kuchni.
- Wow! –
wrzasnęła April. Sue zawtórowała jej. – naprawdę się zmieniasz.
- Nic takiego –
machnęłam ręką i usiadłam za stołem, kradnąc jedną kanapkę z talerza Sue, która
spiorunowała mnie wzrokiem.
- Dobra! To
zabieraj CV i ruszamy! – usłyszałam April popijającą herbatkę.
Kwadrans później obie gotowe i zwarte do
pracy wyszłyśmy na miasto. Dysponując niewielkim doświadczeniem, ale wielką
nadzieją wędrowałyśmy od jednego miejsca do drugiego. Wiele osób miało szczere
chęci, aby nas przyjąć, jednak ostatecznie zawsze im czegoś brakowało. W końcu
postanowiłyśmy trochę odpocząć i iść na kawę. Zauważyłyśmy jedną kawiarnię z
ogródkiem, gdzie klapnęłyśmy.
- Rany! Nie
wiedziałam, że to będzie takie trudne. – powiedziałam siadając na jednym z
beżowych foteli.
- No zapowiada
się ciekawie! – odrzekła zmęczona towarzyszka.
Do naszego
stolika podszedł wysoki chłopak, z dłuższymi jasnymi włosami o przyjemnym
uśmiechu. Miał na sobie mundurek z logo kawiarni a w dłoni trzymał plik
karteczek i długopis.
- Dzień dobry –
powiedział miło. – Czego panie sobie życzą?
- Pracy! – obie
powiedziałyśmy zmęczonym głosem i wybuchnęłyśmy śmiechem. Chłopak popatrzył na
nas dziwnie, a my zaczęłyśmy kaszleć stłumiając śmiech.
- Przepraszam. –
zabrałam głos – od rana szukam z przyjaciółką pracy i nie idzie nam tak
wspaniale jak myślałyśmy. – wyjaśniłam i uśmiechnęłam się.
- Rozumiem –
powiedział z błyskiem w oku.
- W takim razie
poproszę dwie late i jeszcze raz przepraszam. – kontynuowałam, a kelner zapisał
zamówienie na małej karteczce i odszedł trochę rozbawiony.
- Przystojniak.
– usłyszałam April, gdy chłopak zniknął w drzwiach kawiarni.
- Nie poznaje
cie – skwitowałam. – cała promieniejesz. – dodałam i cmoknęłam w powietrzu.
- Spadaj! –
wrzasnęła zabawnie i wywiesiła język.
- Chciałabyś! –
odpowiedziałam tym samym.
- Czyli co The
Mall odpada? – spytała smutno wykreślając restaurację z notesu, zamieszczone na
tej ulicy.
- Victoria też –
dodałam w zamyśleniu.
- Czyli kiszka z
makiem – zamknęła zeszyt i wypuściła głośno powietrze.
- Kiszka z? –
zapytałam parskając śmiechem.
- Oj się
czepiasz – wywiesiła jęzor i od razu poczerwieniała, bo koło naszego stolika
stanął kelner z zamówieniem.
- Dwie late dla
pogrążonych w rozpaczy pań. – postawił dwie szklanki z tacy przed naszymi nosami
– a co do pracy to zapraszam do kierownika – powiedział, uśmiechnął się i
odszedł.
Wytrzeszczyłyśmy
oczy na wierzch i gapiłyśmy się na odchodzącego kelnera. Poderwałam się szybko
z miejsca i zaczęłam iść w stronę budynku.
- A ty gdzie? –
usłyszałam przyjaciółkę.
- Za pracą –
dodałam w pośpiechu.
- Wracaj.
Najpierw kawa, bo ostygnie. – zdążyła tylko powiedzieć, bo kiedy się cofnęłam,
upiłam łyk kawy, wzięłam torbę z krzesła i ruszyłam przed siebie. April
przewróciła oczyma, jednak zrobiła tą samą czynność i podążyła za mną.
W pomieszczaniu pachniało przepyszną parzoną
kawą. Woń unosiła się wszędzie. Okalała ona ściany, stoliki i wszystko inne
znajdujące się w kawiarni. Wyłapałam jednego z pracowników za barem i szybko
podążyłam w jego kierunku.
- Dzień dobry –
powiedziałam z uśmiechem na twarzy, a serce waliło jak szalone – przepraszam
gdzie mogę znaleźć kierownika?
- Witam nazywam
się Michael Lautner i zarządzam chwilowo tym miejscem, czym mogę służyć? –
usłyszałam przemiły głos wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny.
- Chciałyśmy
zapytać o pracę? – zapytałam prosto z mostu, nie gubiąc uśmiechu z twarzy.
- Akurat tak się
składa, że chciałem przyjąć dwie nowe kelnerki. Także, zapraszam do mojego
gabinetu – kierownik poprowadził nas na tyły kawiarni malutkim korytarzykiem.
Przedostałyśmy się do małego pokoiku w połowie zawalonego papierami. Mężczyzna
zajął miejsce za biurkiem i wskazał nam dwa krzesła po drugiej stronie, które
zajęłyśmy. Poprosił o papiery i z
zadowoleniem dał nam pracę oraz wręczył grafik. Z radością wymalowaną na twarzy
wróciłyśmy do kelnera, podziękowałyśmy mu serdecznie i zapłaciłyśmy za kawę.
- Czyli co punkt
A można zaliczyć. Mamy pracę! – wrzasnęłam do przyjaciółki wracając do domu.
- Wiadomo
siostro! – odrzekła i przytuliła mnie ze szczęścia.
~~
Wpadłyśmy do
domu obie głodne niczym wilki, popędziłyśmy do kuchni. Wyciągnęłam z kieszeni
telefon, kiedy April przygotowywała tosty.
- Cześć mamo! –
powiedziałam wesoło do słuchawki. – dostałam pracę w kawiarni, może zostanę na
całe wakacje albo i dłużej. Co ty na to? – zapytałam szybko uśmiechając się do
przyjaciółki.
- Emily Mary
Scott chyba sobie żartujesz – usłyszałam już stęskniony i żartobliwy głos
kobiety. Zadziwiające jak od pewnego czasu stała się moją najwspanialszą
przyjaciółką – Jestem taka dumna z mojej małej córeczki – dodała po chwili.
- Oj mamuś,
przestań. Zawstydzasz mnie – skomentowałam – co u was?
- Tata nie jest
zbyt zadowolony, że się z nim nie pożegnałaś, a po za tym nic ciekawego –
skarciła mnie trochę.
- Przeproś go
ode mnie. – powiedziałam i zauważyłam, ze April nie czuje się komfortowo przy
opiekaczu. – Wiesz muszę kończyć, bo właśnie przypala nam się obiad – dodałam
patrząc zabawnie na koleżankę.
- Dobrze, ale
odzywaj się często. Kochamy cię – głos rozległ się ze słuchawki a potem długie
piiiip. Schowałam aparat to kieszeni i wstałam z krzesła.
- Serio? –
usłyszałam niezbyt zadowoloną April – ten opiekacz nigdy mnie nie lubił –
dodała z grymasem.
- Daj to
sierotko – podeszłam do blatu i wyjęłam napalone tosty. Zeskrobałam przypaloną
część i odłożyłam na talerzyk. W tym czasie April wstawiła wodę i wyjęła dwa
kubki na herbatę, a ja włożyłam kolejną turę do opiekacza.
- Tak w ogóle to
opowiesz mi co się działo przez ostatni czas? Dawno nie pisałaś. – zapytała z
żalem przyjaciółka.
Przełożyłam
ostatnie tosty na talerzyk, wyłączyłam sprzęt i postawiłam jedzenie na stoliku,
poczym zalałam herbatę wrzątkiem. Z ciężkim wydechem usiadłam na stołku.
- Wiesz? Dużo
się zmieniło – powiedziałam w końcu – pokłóciłam się z Alice i Rose, to znaczy
nie. Po prostu stwierdziłyśmy, że nie mamy takiego kontaktu jak wcześniej –
dodałam smutno.
- A nie
próbowałyście go ponowić? – zadała kolejne pytanie, przekładając kanapkę na
swój talerzyk.
- Ja próbowałam,
ale im widocznie lepiej beze mnie. – zadumałam się nad kubkiem herbaty. Gorąca
woń cytrusowego napoju wirowała w moich nozdrzach.
- A co z Matem?
– wiedziałam, że kiedyś w końcu o to zapyta.
- Nic. –
wybąknęłam. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem oczekując dalszych wyjaśnień.
- Wszystko się
pokomplikowało i daliśmy sobie „jakby” spokój – mówiłam dalej.
- To znaczy? –
drążyła zalewając tost ketchupem.
- Wiesz, byliśmy
sobie bliscy, ale coś się zmieniło. Poznałam kogoś ale nie wyszło. Potem
pojawił się John, byłam z nim jakieś cztery miesiące – opowiadałam zamyślona
wpatrując się w kubek.
- I co się
stało? Dlaczego z nim nie jesteś, ej zaraz on nie był z Alice? – przegryzając
tost zadawała na zmianę pytania.
- Tak. Był. –
powiedziałam tylko – na początku było fajnie, ale potem… koszmar. Chciałabym
zapomnieć – dodałam a oczy zapełniały się powoli łzami. Poczułam jak
przyjaciółka łapie mnie za rękę i ściska mocno, dając otuchę – Przepraszam, to
dla mnie trudne. Opowiem ci o tym ki – edy indziej – głos mi się załamał.
- Rozumiem –
popatrzyła na mnie oczami pełnymi współczucia. Wysiliłam się na lekki uśmiech.
- A z co z
Matem? Chciałabyś coś? – zapytała ponownie po chwili.
- Chcieć to bym
chciała, ale przecież to nie ode mnie tylko zależy. – upiłam łyk herbaty, na
jedzenie straciłam jakąkolwiek ochotę – Zrozumiałam, że tak naprawdę na nim mi
zależy. Jak sobie przypomnę nasze wspólne chwile to sama do siebie się
uśmiecham – poczym mimowolnie zrobiłam, co przed chwilą powiedziałam – sama
widzisz.
- Nie dziwie
się, to wspaniały chłopak.
- Tak, ale co z
tego jak się nawet nie odzywa. W sumie go o to nie obwiniam, tylko mi przykro,
że nasz kontakt tak się urwał. Wiesz, studiuje w Luizjanie. Tam spotkaliśmy się
parę razy – ponownie uśmiechnęłam się – nawet do mnie przyjechał i siedzieliśmy
do późna w moim pokoju. Również byliśmy na jednym weselu – mówiłam, a
wspomnienia powracały w szybkim tempie. Przez chwile widziałam jak tańczyliśmy
na wielkiej sali, jak patrzyliśmy sobie w oczy, a nasze dłonie idealnie do
siebie pasują. Przez myśl przeszło mi jedno zdanie: Też tak czujesz, że jak trzymamy się za ręce to jest tak inaczej? –
uśmiechałam się głupio do siebie.
- Co się tak
szczerzysz? – usłyszałam, a wspomnienie rozpłynęło się gdzieś w mojej głowie.
- Nic. Jedno ze
wspomnień. Nawet nie jestem na niego zła, bo przecież ja wszystko schrzaniłam.
Nawet, jeżeli sobie kogoś znalazł. Miał prawo – powiedziałam smutno wysilając
się na niewielki uśmiech.
- Ale mimo tego
wolałabyś, żeby inaczej – patrzyła w moje oczy czytając z nich jak z książki.
- Jak ty mnie
rozumiesz. – nagle zdałam sobie sprawę jak wiele on dla mnie znaczy. Jeszcze
więcej niż myślałam. Co jeżeli faktycznie kogoś ma, a ja straciłam miłość
swojego życia? Bo wiem, że wtedy nie mogę na nic więcej liczyć. Pojawiła się w
mojej głowie wizja, mężczyzna, którego kocham przytula mnie i całuje czule w
czoło na pożegnanie do pracy. Jaka jestem przy nim szczęśliwa.
- Oj Emm i kto
tu promienieje? – powiedziała z sarkazmem April – ale dobrze, życzę wam
szczęścia. Tak dobrze się dogadywaliście, każde miało swoje zdanie mimo tego
znaleźliście kompromis. Pasujecie do siebie.
- Tak, było
wspaniale i szkoda, że tak się potoczyło jak teraz. – podsumowałam smutno i
dopiłam herbatę. Obie zamilkłyśmy, jednak nie na długo. – Ale to głupie. Bo co ja
sobie myślę, jestem z kimś nie udaje mi się i wracam do niego? To egoistyczne!
– wybuchnęłam – ale z drugiej strony, że zawsze kiedy coś się nie układa, albo
„kończymy” znajomość to po niedługim czasie ją odnawiamy. Coś między nami musi
być. Nigdy nie spotkam kogoś takiego jak on – dodałam smutno.
- Przeznaczenie
– usłyszałam słowo April i zarumieniłam się trochę.
- Chciałabym
żeby tak wrócił, za miesiąc, rok, dwa i powiedział, że nigdy nie spotkał kogoś
takiego jak ja. – wyszeptałam w zadumie. – W ogóle to… muszę iść się
przewietrzyć – powiedziałam głośniej i wstałam od stołu.
- Poczekaj,
pójdę z tobą.
- Dzięki April,
ale sama chce się przejść. Nie długo będę - zarzuciłam kurtkę na plecy i w
szpilach wyszłam na miasto.
Lampy uliczne
powoli zapalały się, słońce gasło, a księżyc szykował się do swojej roli. Letni
wiatr przeczesywał moje włosy i łaskotał policzki. Tupałam o brukową kostkę i
szłam przed siebie nie bardzo wiedząc gdzie. Myśli wirowały w mojej głowie. W
końcu przed sobą zauważyłam park, zrobiło się całkiem ciemno i w zupełności
oświetlały go lampy.
- Hyde Park –
szepnęłam. Szłam jedną ze ścieżek i przypomniałam sobie jak po feriach z Matem
udałam się do tego miejsca. Przypomniało mi się jak się wywróciłam na śliskiej
powierzchni, kiedy opowiadałam o wyjeździe do Nowego Orleanu. Zaśmiałam się na
to wspomnienie. Trawnik, drzewa, ławki wtedy były przykryte białym, zimnym
puchem i przewróciłam chłopaka, który wpadł w zaspę. Spojrzałam w gwiazdy a
moje oczy świeciły teraz podobnie. Usiadłam na jednej z ławek, na szczęście
zabrałam ze sobą torbę, z której wyciągnęłam paczkę fajek oraz zapalniczkę. –
Tak to głupie co robie, sama jestem na siebie zła. – Z tą myślą wyjęłam
papierosa i odpaliłam go. Dym wirował w moich płucach.
- A ty nadal
palisz? – usłyszałam tak dobrze znany mi głos, a serce przyśpieszyło tempa.
Odwróciłam się i ujrzałam Mata stojącego obok ławki.
- Niestety –
powiedziałam krztusząc się dymem.
- Co tu robisz?
– spytał siadając obok mnie.
- Żyje
wspomnieniami… czas chyba wrócić do teraźniejszości – zaciągnęłam się kolejny
raz poczym wstałam z ławki.
- A kto
powiedział, że wspomnienia nie mogą wrócić do teraźniejszości? – odpowiedział a
na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Muszę iść,
późno już – spanikowałam i poszłam, zostawiając go samotnego na ławce. W oczach
poczułam łzy, z trudem je powstrzymałam. Szybkim krokiem zmierzałam do domu
dziewczyn, kończąc papierosa wrzuciłam go do jednego z koszy na śmieci.
Przekroczyłam furtkę i weszłam do mieszkania. April i Sue siedziały w salonie
oglądając telewizję. Gdy tylko mnie zobaczyły, poderwały się z kanapy bacznie
mnie obserwując. Podeszłam do nich i usiadłam na miękkim fotelu. Sue wyszła z
pomieszczenia znikając w kuchni.
- Co się stało?
– spytała April wyłączając telewizję.
- Spotkałam go.
– powiedziałam zamyślona wpatrując się w przestrzeń.
- I co?
Rozmawialiście? – drążyła dalej.
- Tak. –
odpowiedziałam cicho.
Do pokoju weszła
Sue niosąc ze sobą butelkę czerwonego wina i trzy szklane naczynia. Ustawiła
wszystko na stoliku, odkręciła korek i wlała płyn do kieliszków.
- Masz, napij
się – powiedziała i sama upiła duży łyk.
Wino było bardzo
słodkie takie, jakie lubię. Piłyśmy lampkę za lampką. Słodycz rozlewała się po
moim ciele, a ja delektowałam się każdym łykiem. Nie wiedziałam, kiedy trochę
mnie uderzyło.
- Wicie, kiedyś
przyjechał do mnie z różą i butelką czerwonego wina – zaśmiałam się –
oglądaliśmy filmy i było tak romantycznie. W zasadzie to częściej patrzyliśmy
na nasze splecione dłonie, wydawały się o wiele ciekawsze od repertuaru. –
Dziewczyny były wpatrzone we mnie i dziwnie się uśmiechały. – Ile bym oddała,
żeby to wszystko wróciło. Oczywiście was bym nie mogła oddać, no na pewno nie,
jeszcze za jakiegoś faceta. Ale te głupie trzymanie się za ręce, było bardziej
fascynujące niż ten głupi film. – trajkotałam, a siostry wybuchły śmiechem. - A
teraz normalnie nie porozmawiamy – do oczu nadeszły mi łzy. – Wiecie co? Idę
spać. – Oznajmiłam moim przyjaciółką i udałam się na górę do pokoju April.
Przebrałam się w piżamę, związałam włosy, umyłam twarz i wsunęłam się pod
ciepłą kołdrę, poczym zasnęłam.