środa, 23 lipca 2014

Trochę w stronę amatorskiej poezji ;)

Narkotyk
(Czyli znowu o miłości)

Jestem uzależniony,
Od ciebie.
Dlatego piję.
Bo nie mogę być z Tobą.
 Żyły wypełniam,
Oddechem Twych słów.
Na zardzewiałej igle,
Zwisa kropla mej
Samotności.
Czekajaca na rozbłysk
Euforii.
W dymie papierosa
Widzę przeszłość.
Ukrytą pod płaszczem
Nikotyny.
Jestem uzależniony,
Od Ciebie.
Gdy kokaina
Uczuć wciągana,
Uderza mi
Do głowy.
Świadomość świruje.
Serce wariuje.
A Ciebie nie ma…
Jestem uzależniony od
Ciebie.
Alkohol szumi mi
W głowie.
Rysuje więc,
Ścieki przeznaczenia.
Wybrane.
By spotkać Cię,
W mych marzeniach.
I gdy osiądam
Szczyty,
Wszystko wariuje.
Góra jest dołem,
I dół górą.
Wymiotuje.
By trzeźwieć w bólach
Porannych,
I jedno wiem…
To się powtórzy
Na pewno nie raz.
Co wieczór, co rano, co świt,
Co dzień.
Jedno wiem na pewno.
Uzależniony jestem...

Od Ciebie.



_____________________________________________________________________
Wiersz jest on autorstwa mojego przyjaciela.
Bardzo mi się podoba, dlatego postanowiłam go opublikować. 
Pozdrawiam Robiego :P :*

środa, 9 lipca 2014

Bo każdy kij ma dwa końce[...]

Mówią: " Że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki".

  Ja weszłam, wielokrotnie, za każdym razem badając tylko brzeg.
Gdy później zagłębiałam się nieco dalej, gubiłam grunt pod nogami...
Uciekałam w pośpiechu na ląd, dalej nie umiejąc pływać i z przyśpieszonym biciem serca.
   Kiedy zdarzenie odeszło w niepamięć kolejny raz zaczynałam badać brzeg, a rzeka ponownie zwodziła przez oszukańczy nurt.
Odpuszczam...
Wybieram się na basem.

[..] a rzeka drugie dno. ;) 

___________________________________
Suche myśli o tak później porze..

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 4

~~

  Wyszłam z krętych uliczek miasta i zaczęłam biec. Dokładnie nie wiedziałam gdzie i po co. Oczy zalewały się łzami, prawie musiałam się zatrzymać, aby cokolwiek zobaczyć. Otarłam mokre policzki i biegłam dalej. Noc była ciemna i chłodna, spojrzałam w niebo. Gwiazdy przykryły czarne niczym smoła, chmury. Wbiegłam w oświetlony park i zwolniłam kroku. Nagle zdałam sobie sprawę, ze znajduje się Hyde Parku, przystanęłam przy pierwszej ławce i usiadłam na niej. Serce łamało się na pół, podciągnęłam nogi do góry i zakryłam twarz w kolanach. Nie wytrzymałam, zaczęłam płakać. Wylewałam swoje rozwalone i zepsute życie o czarną sukienkę. Poczułam jak moje włosy stają się mokre, zaraz potem zaczęło przemiękać ubranie. Odchyliłam głowę do góry, a na moją twarz padały teraz lenie strużki deszczu. Rozejrzałam się do o koła, niewyraźnym wzrokiem wyłapałam niewielkie jeziorko. Siedziałam tam z Matem i rozmawialiśmy przez pół wieczoru. Chodziliśmy w kółko po parku, rozmawiać o tym, co między nami jest. Niby nic wielkiego, jednak dla mnie rzecz niezwykła. Usiedliśmy wtedy na jednej z ławek i wpatrywaliśmy się w fontanę. Wtedy nie było za ciepło, cała trzęsłam się jednak moje serce było gorące. Wspomnienia przewijały się jak klisza. Szkoła. Miejsce gdzie się poznaliśmy. Pierwsze skierowane słowa, wspólne spacery i zdawkowe zdania. Potem niewinne maile, aż w końcu dłuższe rozmowy. Moment, kiedy wymieniliśmy się numerami komunikatorów i przesiadywanie godzinami w jednym zakamarków ze szkoły. Byłam teraz cała mokra od deszczu. Nie przeszkadzało mi to, klisza przewijała się dalej. Walentynki, niewinny list a sprawił tyle uśmiechu na twarzy. Pierwszy dotyk dłoni pod kocem, Nieszczęsny bal. Mecz, na który mnie zaprosił. Wspólne fałszowanie. Koniec szkoły, kino, park. Wspomnienia wirowały i przewijały się szybko w mojej głowie. W końcu powrót do domu, koniec znajomości. Jednak ponowne spotkanie, wesele tam gdzie wiedziałam, że nic się nie stanie, wydarzyło się najwięcej. Usłyszałam tekst piosenki, którą kiedyś mi wysłał :

We're falling apart and coming
Together again and again
We're growing apart but we're pulling together
Pulling together, together again

Don't let me go

Byłam doszczętnie przemoczona, ale nie zwracałam na to uwagi. Wesołe miasteczko w Luizjanie, które razem odwiedziliśmy. Później oglądanie wspólnych zdjęć. Potem chwila przerwy, na przeprosiny wręczył mi różę i wypiliśmy czerwone wino. Zasnęliśmy w tuleni trzymając się za nasze ciepłe dłonie. A teraz ona. Ta dziewczyna z kawiarni. Zabrała mi wszystkie marzenia, stanęła w kuchni z kubkiem kawy podając Matowi, a on pocałował ją w czoło dając bezpieczeństwo i wychodząc do pracy.

- W przyszłości będę miał syna.
- A ja córkę i będę ją chronić przed Twoim synem.
- Jak będziesz miała córkę z jakimś palantem…

To wszystko miało wyglądać inaczej:

To co, za trzy lata wychodzisz za mąż, patrz ja złapałem muchę.

Wesele? Tyko z kim.

Słyszałam w głowie nasze rozmowy. A zimno telepało mną na wszystkie strony. Teraz te wszystkie wspomnienia zamazały moją osobę, a w zamian za mnie pojawiła się koleżanka z kawiarni. Tak sobie wyobrażałam jego partnerkę. Ładną, wysoką, inteligentną. Zupełne przeciwieństwo mnie.

- April a jeżeli zmieniłabym wygląd? Co powiesz na czekoladowe włosy, szpilki, krótkie sukienki?
- Bardziej dziewczęco?
- Tak właśnie.
- Wiesz, jak polubił Cię taką, jaka jesteś to się nie zmieniaj. Ale próbuj…

- Wszystko straciłam. Każde nasze spotkanie jest teraz tylko wspomnieniem. – Podniosłam się z ławki i zaczęłam wracać do domu. – Nie mogę mu przeszkadzać, niech on będzie szczęśliwy.

„Jeśli kochasz puść wolno. Jeżeli wróci jest Twoje, jeśli nie? Nigdy Twoje nie było”

 Szłam wolno, cała przemoknięta. Lampy już dawno zgasły, nawet nie zdawałam sobie z później pory. Tylko księżyc oświetlał mi drogę. – Wiem, że pomiędzy nami coś jest. Coś niezwykłego. Wiele razy miał być „koniec” jednak mijało parę tygodni, miesięcy a między nami było dalej tak samo. Teraz, gdy ją ujrzałam, zdałam sobie sprawę, że mogę go stracić na prawdę.

Ja nie chce kogoś na chwilę tylko na zawsze…

Słyszałam wspomnienia. Nie tylko były obrazkami one również do mnie mówiły. Jakaś cząstka mnie należała do niego i chyba nadal tak zostanie.
- Ależ, ja jestem żałosna! Smarkula, która nie potrafi pogodzić się z przeszłością. Co ja sobie myślę?  Że odezwę się po tym co zrobiłam i będzie wszystko w porządku? – wykrzyczałam w stronę błyszczącego księżyca. – Teraz jest za późno na szczerą rozmowę i na powroty. – powiedziałam ciszej.

- I niby jak to zawsze mówiłaś mężczyzna nie powinien pozwolić
kobiecie odejść,
ale jak ja mówiłem kobieta tego chce – proszę bardzo, jej wybór… ale nigdy więcej już nie wracaj.

- Schrzaniłam i teraz muszę za to odpowiadać. – biłam się z myślami. – Mimo tego nie zapomnę, już na zawsze każde wspomnienie z Matem, będzie wyryte w mojej podświadomości.
W końcu dotarłam do mieszkania moich przyjaciółek. Cała przemoknięta i zmarznięta weszłam do środa. April i Sue przytuliły mnie mocno, zza ściany wyłoniły się smutne bliźniaczki Bennett.
- Jak się czujesz? – usłyszałam po chwili nawet nie wiem, od kogo.
- Teraz będę patrzeć na marzenia, które zabiera ktoś inny. – powiedziałam cicho i spokojnie – Zazdroszczę jej tego, że natrafiła właśnie na niego. Będzie głupia, jeżeli go zrani i schrzani wszystko jak ja. – otarłam łzę z zimnego policzka – A jemu… życzę szczęścia.
Londyn odmienił całe moje życie.

                    EPILOG

  Wszystko, co przeżywamy jest na wagę złota. To kształtuje człowieka. Każdą decyzję trzeba poważnie przemyśleć. Jednak ludzie popełniają błędy, z którymi trzeba żyć dalej. Straciłam wiele, zbyt wiele…

O przyjaźń się nie walczy. Dla fałszywej nie warto, dla prawdziwej nie trzeba. A zatem, czy warto walczyć o miłość? Jeżeli jest ona prawdziwa… 

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 3


~~

 Obudziłam się dość wcześnie, jak na mnie. April jeszcze słodko spała, a ja wyszłam na balkon i odpaliłam papierosa. Słońce dopiero wstawało, a przyjemny chłód ranka otulał moje rozgrzane ciało. Spojrzałam na budzące się miasto, niekiedy słyszałam klaksony samochodów albo szczekające psy. Poczułam gęsią skórkę, ugasiłam papierosa poczym weszłam z powrotem do pokoju.
- Co ty robisz? – usłyszałam zaspany głos April.
- Nie mogłam spać – powiedziałam cicho.
- Cały czas mnie zaskakujesz ostatnio – poderwała się i przetarła oczy – która godzina?
- Szósta. – duża cyfra wyświetliła się na ekranie mojego telefonu. – A tak na marginesie to, kiedy zaczynamy pracę? Jakoś przegapiłam ten moment. – przybrałam poszkodowany ton.
- W poniedziałek – usłyszałam odpowiedź i ziewnięcie przyjaciółki.
- Jeżeli się nie mylę, to jutro? – upewniłam się.
- Tak. – powiedziała i przekręciła się na drugi bok.
- Super, czyli wolny dzień! – krzyknęłam i skoczyłam na łóżko April.
- Ty idiotko! Złaź ze mnie – wrzasnęła – Ludzie chcą jeszcze spać.
- Wczoraj sama mówiłaś, że Londyńczycy wstają wcześnie – zaczęłam się droczyć, ale gdy spojrzała na mnie groźnie dodałam – Okej, okej tylko nie bij  i pocałowałam ją w policzek – dobranoc.
    Położyłam się na swoim tymczasowym łóżku i patrzyłam w sufit.
- Tak w ogóle to, o której poszłyście spać? – spytałam po chwili.
- o drugiej – usłyszałam raczej sapnięcie niż odpowiedź.
- Tak późno? – marudziłam poczym dostałam w twarz poduszką.
- Śpij! – powiedziała nudno, za około minutę później, do pokoju weszła zaspana Sue.
- Co wy tak głośno, noc jest przecież. – skomentowała zaspanym głosem i wyglądała jak siedem lat nieszczęścia. Zaśmiałam się i rzuciłam w nią poduszką, którą sama wcześniej dostałam.
- Widzę, że komuś tu się humor polepszył. – była tak niedospana a raczej skacowana, że nawet nie miała siły jakkolwiek zareagować na moją zaczepkę. – Super – dodała tylko i wróciła do swojego pokoju.
- Nie umiecie się bawić! – krzyknęłam w pogoni za przyjaciółką. I po chwili zaczęłam tego żałować, gdyż obie siostry rzuciły się na mnie i zaczęły łaskotać. – Dobra poddaje się, dobranoc. – powiedziałam przez śmiech, a Sue z April momentalnie wstały i wróciły do łóżek.
 Nawet nie wiem, kiedy znowu poczułam się senna i zasnęłam. Dopiero się obudziłam, jak April zaczęła chodzić po pokoju.
- Co ty znów wymyślasz? – spytałam obserwując bacznie przyjaciółkę.
- Idę na spacer – opowiedziała i wywiesiła język.
- Tak sama? – drążyłam nadal. – Załóż sukienkę i baleriny – doradziłam jej, a ona zgromiła mnie spojrzeniem, poczym szeroko się uśmiechnęła – no co, wiem przecież, że masz randkę – powiedziałam i wyszczerzyłam się.
- Spadaj – odrzekła malując usta pomadką. – Miłego dnia robaczku w domu – dodała, rzuciła mnie ponownie poduszką poczym wyszła z pokoju.
- Dlaczego znowu oberwałam? – krzyknęłam jeszcze.
- W gratisie! – usłyszałam radosny głos April.
Chwiejnie wstałam na nogi i poszłam do łazienki. Po kwadransie byłam już na dole i grzebałam w kuchni. Wyjęłam patelnie i rozgrzałam na niej tłuszcz, poczym wbiłam dwa jajka.
- Co tam pichcisz? – do pomieszczenia weszła wyszykowana już Sue.
- Śniadanie? – opowiedziałam pytaniem, gdyż w zasadzie nie wiedziałam, która jest godzina.
- Okej. Ja wychodzę, z tego, co widzę April też nie ma – spojrzała dziwnie na mnie. Wcale nie wiedziałam gdzie poszła – jakbyś chciała gdzieś iść, kluczę wiszą obok kurtek i zamknij dom.
- A ty gdzie? – zdążyłam tylko zapytać.
- Idę do pracy kochanie! Niektórzy muszą jeszcze zarabiać. – powiedziała wychodząc na dwór, a ja spojrzałam na patelnie z poirytowaniem. W końcu przełożyłam jajka na talerz i zjadłam je z wielkim smakiem. Włożyłam ubrudzone naczynia do zmywarki i powędrowałam na górę. Wysypałam ciuchy z torby i zaczęłam przeszukiwać jej zawartość. Znalazłam niebieskie baleriny, jasne krótkie spodenki, bokserkę i cienki na trzy czwarte sweterek. Ubrałam się i splątałam włosy w niedbałego warkocza. Zabrałam torbę wraz z telefonem i zeszłam na dół. Zamykając dom schowałam kluczyki i wyszłam na miasto.
  Ulice były jak zwykle zakorkowane, a chodniki zatłoczone. W wolnym tempie szłam przed siebie. W zasadzie to nie miałam jakiegoś konkretnego celu, po prostu nie miałam ochoty spędzać niedzieli w domu. Nagle jakiś chłopak szturchnął mnie i upadłam.
- Kretyn! – powiedziałam i otrzepałam się z kurzu. Chłopak nawet się nie odwrócił, tylko maszerował przed siebie. Podniosłam do góry głowę i zobaczyłam wielki szyld z napisem „kino”. Wspomnienia przewijały się jak film przez moje oczy. Kiedy Mat z własnej inicjatywy zabrał mnie tutaj i oglądaliśmy film. Co prawda nie żadne romansidło, ale i tak nie narzekałam. Siedzieliśmy wtuleni w siebie i bawiliśmy się dłońmi, nawet nie zauważyliśmy, kiedy seans dobiegł końca. Potem odprowadził mnie grzecznie pod dom i pożegnaliśmy się. Potrząsnęłam głową i wyrzuciłam myśli z głowy, poczym zaczęłam iść dalej. Mijałam czerwone budki, oglądałam piękne wystawy, aż w końcu trafiłam pod szkołę. Zobaczyłam na boisku chłopaków, którzy chyba mieli trening. Przedostałam się na trybuny i usiadłam na jednej z nich. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie moment, kiedy Mat zabrał mnie na mecz. Ile wtedy było wątpliwości. Zdziwiłam się, gdy mnie zaprosił, pamiętam dokładnie jak wieczór przed meczem umawialiśmy się. W końcu poszłam na mecz i również zajęłam miejsce na trybunach. Dzielnie kibicowałam kapitanowi meczu, który za każdym razem, gdy na mnie spojrzał szeroko się uśmiechał. Otworzyłam oczy i ujrzałam już puste boisko. Nie wiem ile tu siedziałam, ale postanowiłam wracać. Wstałam i ruszyłam w kierunku domu, wbijając wzrok w ziemię.
- Nie wierzę Emily Scott to naprawdę ty! – usłyszałam i podniosłam głowę. Moim oczom ukazały się bliźniaczki Bennett.
- Carolay! Diana! – wrzasnęłam i podbiegłam do koleżanek.
- Co tu robisz? – zapytały, gdy wyplątałam się z uścisku.
- Przyleciałam na wakację do April i Sou. – wytłumaczyłam się i obserwowałam dziewczyny. Dużo się zmieniły od czasu, kiedy je wiedziałam.
- Jak dawno ich nie widziałam. Niedługo minie miesiąc – posumowała Carolay.
- Diana ścięłaś włosy. – skierowałam się do jednej z sióstr.
- Jak widać – dziewczyna odpowiedziała i poprawiła fryzurę.
- Teraz nie jesteście takie podobne jak wcześniej, ale nadal wyglądacie nie ziemsko – skomentowałam i ucałowałam je.
- To co kawa? – spytała Carolay nie chowając uśmiechu.
- Mam lepszy pomysł, zrobimy małą domówkę! – postanowiłam i wyjęłam kluczę z torby.

    Szybkim krokiem dotarłyśmy pod dom Russo. Otworzyłam drzwi i wpuściłam koleżanki do środka.
- Poczekajcie zadzwonię do April – powiadomiłam dziewczyny i weszłam do kuchni – cześć kochanie zgadnij, kogo spotkałam na mieście. Nie no, co ty – skrzywiłam się – bliźniaczki Bennett! Nie piszcz tak tylko słuchaj. Wpadłam na pomysł kameralnego spotkania, więc przeproś grzecznie Maxa i wracaj do nas. – powiedziałam wesoło i rozłączyłam się.
Wróciłam do gości i oznajmiłam, że April będzie najszybciej jak się da. Wszystkie stwierdziłyśmy, że przygotujemy jakieś przekąski, poczym wybrałyśmy się do sklepu. Do wózka wrzucałyśmy wiele niezbędnych produktów. Daniem głównym miała być sałatka grecka i micha cieplutkich frytek. Pozostałym menu były oczywiście chipsy i paluszki. Zakupiły też trochę alkoholu i wróciłyśmy do mieszkania. Zdążyłam zamknąć drzwi, kiedy przez nie wpadała April i zaczęła wyszukiwać przyjaciółki. Wszystkie wpadłyśmy sobie w ramiona i mogłyśmy poczuć się jak dawniej. Nie czekając ani chwili dużej, usmażyłyśmy frytki i zrobiłyśmy sałatkę. W końcu usiadłyśmy w salonie i jedząc, dzieliłyśmy się ostatnimi wydarzeniami.
   Około pierwszej w nocy, drzwi otworzyły się i do domu weszła zmęczona Sue. Przywitała się tylko i poszła na górę spać.
- Wiecie, co dziewczyny muszę was przeprosić na chwilę – wstałam i założyłam kurtkę, a z torby wyjęłam paczkę fajek.
- Emily ty palisz? – usłyszałam zdziwiony głos Carolay.
- No wiesz tak jakoś – popatrzyłam na pudełko i skrzywiłam się lekko.
- W końcu mam z kimś iść. – powiedziała i wstała chwiejnie z kanapy.
- W zasadzie, to też bym zapaliła – odezwała się Diana.
- Jak wszystkie, to sama tu siedzieć nie będę – podsumowała April i wszystkie wyszłyśmy przed dom. Noc była chłodna, jednak miałyśmy w sobie parę procentów, wiec zbytnio nam to nie przeszkadzało. Zapaliłyśmy i wspominając dobre czas śmiałyśmy się w niebogłosy. W końcu przyszedł czas na pożegnanie i wraz z April wróciłyśmy do domu. Szybko przebrałyśmy się w piżamy i usiadłyśmy na swoich łóżkach.
- Opowiadaj – zagadnęłam w końcu.
- O czym? – spytała ziewając.
- O spacerze z Maxem – uśmiechnęłam się.
- Gadaliśmy jak zwykle, nic konkretnego – powiedziała zmęczona – a tobie jak minął dzień? – spytała wsuwając się pod kołdrę.
- Szwendałam się po mieście bez celu, nic ciekawego – podsumowałam.
   W końcu April zasnęła, a ja zostałam sama z myślami. Postanowiłam napisać do Mata. Była to zwykła wiadomość, lecz z pewnym sentymentem. Wstukałam niepewne „dobranoc” i wysłałam. Pamiętam jak zaczynaliśmy tak, każdą wiadomość. – jestem żałosna – powiedziałam znowu – nie wiem czego mogę oczekiwać, pewnie mnie nienawidzi po tym wszystkim – pomyślałam i wpatrywałam się bez celu w sufit.


~~

   Południe minęło dość szybko, nie wstałyśmy wcześnie. Więc zdążyłyśmy tylko zjeść śniadanie i musiałyśmy szykować się do pracy. Założyłam granatową spódniczkę, tą samą bluzkę z granatowym krawatem i czarne szpilki. Umalowałam się i przeczesałam włosy. Do zmiany zostało 40 minut, więc opuściłyśmy mieszkanie i wolnym tempem kierowałyśmy się do kawiarni.
   Na miejscu dostałyśmy fartuszek i plakietkę z imieniem. Lukas – chłopak, który załatwił nam robotę – przedstawił nam wszystko, co mamy robić. Więc już uświadomione złapałyśmy za plik kartek i ruszyłyśmy przyjmować zamówienia. Praca nie była zbyt skomplikowana, a zespół od razu nas polubił. W końcu, gdy lokal trochę opustoszał, zamówiłam z April late i pozwoliłyśmy sobie na chwile przerwy. Nim się obejrzałyśmy zmiana dobiegła końca i mogłyśmy wracać do domu.
- Wiesz miło by było gdzieś wyjechać na jakiś czas za miasto – zagadnęła April w drodze powrotnej.
- Masz namyśli konkretne miejsce? – spytałam zaciekawiona pomysłem przyjaciółki.
- Można by wynająć jakiś domek i posiedzieć w nim parę dni z Carolay i Dianą. Może zabrałabym Maxa? Co myślisz?
- W sumie, czemu nie – spojrzałam w gwiazdy i wciągnęłam chłodne powietrze do płuc – lubię spacerować nocą.
- Wiesz nigdy nie sądziłam, że znowu będziemy wspólnie wracać do domów w tym wypadku do jednego. – powiedziała po chwili.
- Fajnie nie? – spytałam i złapałam ją pod rękę. Uśmiechnęłyśmy się i wróciłyśmy pośpiesznie do domu.

  Nazajutrz wyszłyśmy na zakupy. Sklep był niedaleko, jednak trochę czasu zajęło nam dotarcie na miejsce. Słońce osiągnęło zenit i rozpalało ciepłem przechodniów. W końcu schroniłyśmy się w chłodnym budynku supermarketu. Stałyśmy właśnie przy stoisku z warzywami, kiedy ujrzałam Mata.
- Patrz April! – szepnęłam a ona odwróciła się w jego kierunku.
- Zagadaj! – powiedziała i uśmiechnęła się.
- No, co ty. Nie – wzięłam sałatę lodową i włożyłam ją do wózka – no dobra. – zaczęłam iść w jego kierunku, kiedy cofnęłam się – Nie. Pomyśli, że jestem nachalna. Nie mam mowy.
- No dawaj! – rozkazała i wypchnęła mnie w stronę Mata. Niepewnie przeszłam parę kroków i od razu zawróciłam.
- Nie i koniec, kropka. – stanęłam na środku i splotłam dłonie na piersiach.
- No dobra, jak chcesz – powiedziała i ruszyła wraz z wózkiem w jego kierunku.
- No, co ty wyprawiasz – zobaczyłam i popędziłam za nią.
- Część Mat – zwróciła się do chłopaka, który właśnie stał przy nabiale. – o kurcze, chleb! Zapomniałam, zaraz wrócę – powiedziała i puściła mi oczko, a ja spiorunowałam ją wzrokiem.
- Cześć – odezwał się i uśmiechnął jak kiedyś.
- Hej – powiedziałam głupio i patrzyłam się w jego błękitne oczy.
- Na zakupach? – spytał wkładając ser do koszyka.
- Tak, zapasy się skończyły – moje serce dostało skrzydeł i chciało wylecieć z piersi – wiesz, pewnie April nie poradzi sobie z pieczywem, więc muszę ją wspomóc.
- No ja też się spieszę, także – powiedział speszony i odszedł.
Równie szybko przedostałam się pod odpowiedni dział i tam ujrzałam przyjaciółkę, którą obecnie mogłabym teraz zabić.
- Do reszty zgłupiałaś – wysiliłam się tylko.
- Oj przesadzasz. I jak? – powiedziała spokojnie wkładając bułki do wózka.
- Nijak.
- Nie gadaliście? Nie było cię trochę – uśmiechnęła się i odjechała przed siebie.
- o czym? – weszłam jej w paradę.
- No nie wiem, co kupował? – spytała i ominęła mnie zwinnie zatrzymując się przy przekąskach.
- Ser – powiedziałam unosząc jedną brew do góry i patrząc na nią sarkastycznie.
- No widzisz, to też jest jakiś temat. Pamiętasz jak kiedyś mi mówiłaś? „ Lubisz ser? A jaki? Maasdamer? O ja też!” – zaśmiała się i poszła do kasy a ja stanęłam poirytowana na środku alejki.

~~

W milczeniu wróciłyśmy do domu i wypakowałyśmy zakupy.
- Co taka grobowa cisza – zagadnęła w końcu Sue wpadając do kuchni gryząc jabłko.
- Emily jest na mnie wściekła za to, że kazałam jej porozmawiać ze swoim przeznaczeniem – powiedziała a ja zgromiłam ja spojrzeniem.
- Nie, no wy jesteście jak czapla i żuraw – kontynuowała Sue i wdrapała się na blat poczym zaczęła machać nogami jak małe dziecko – jedno chce to drugie nie chce, drugie chce to pierwsze nie chce. – podsumowała a April parsknęła śmiechem.
Wyszłam z kuchni i udałam się do pokoju przyjaciółki. Położyłam się na łóżku i wpatrywałam w sufit. Po chwili usłyszałam kroki zbliżające się do pomieszczenia, w którym się znajdowałam.
- Zostaw mnie samą – powiedziałam, gdy ujrzałam April wchodzącą do środka.
- Chciałabym, ale za godzinę zaczynamy pracę i musze się wyszykować. – uśmiechnęła się tryumfalnie i pomaszerowała do garderoby.
- Świetnie – wstałam niechętnie z łóżka i założyłam czarną w białe kropki sukienkę do kolana. Rozpuściłam wcześniej upięte w koka włosy, które ładnie się pofalowały. Poczekałam w ciszy na przyjaciółkę, założyłam jeszcze szpilki i wyszłyśmy do kawiarni.
Nadal nic się nie odzywając, założyłam fartuszek i przyczepiłam plakietkę z imieniem. W lokalu nie było dużo ludzi, więc większość czasu obijałyśmy się na zapleczu. Do końca zmiany została niecała godzina, a my czułyśmy jakby miała trwać wieczność. W końcu wszedł do nas Lukas.
- Dobra koniec tego dobrego, stolik przy oknie po lewej stronie zamówił late i cappuccino. – podszedł do mnie i wręczył mi tackę – ja muszę chwilę odpocząć, ty przyjmiesz zamówienie. Z ociąganiem przejęłam tacę i weszłam do kuchni, odebrałam kawy i wyszłam na kawiarnię. Spojrzałam na stolik i osłupiałam, a taca z gorącym napojem upadła na ziemię. Nie czułam na stopach rozlanego wrzątku, tylko okropny ból przeszywający moje serce. Zanim zdążył, ktokolwiek się obejrzeć z powrotem uciekłam na zaplecze.
- Emm co się stało? – wpadałam w ramiona wystraszonej przyjaciółki.
- Nic. – powiedziałam ponuro – muszę wyjść. Dziewczyna wyjrzała przez okienko na sale i zauważyła Mata w towarzystwie pięknej, o długich czekoladowych włosach oraz długich smukłych nogach, kobiety. Miała na sobie dopasowaną ciemnofioletową sukienkę do kolan a na nogach czarne skórkowe szpilki. Śmiali się i patrzyli na siebie maślanymi oczyma. April złapała mnie za barki i spojrzała w moje zaszklone oczy.
- Nie przejmuj się, może to tylko koleżanka. – powiedziała smutnym głosem.  Wyrwałam się jej i wyszłam z budynku tylnymi drzwiami. Usiadłam na ławce opartej o jasna cegłę, odpaliłam papierosa i zaczęłam zaciągać się dymem. Po chwili usłyszałam kroki, obok mnie usiadła przygnębiona April. Przytuliła mnie poczym powiedziała:
- Kochanie, wiem jak to może wyglądać. Ale sama wiesz, że on tak szybko w związki nie wchodzi ile on się mogą znać pięć góra sześć miesięcy – skończyła i potarła mnie dłonią po plecach.
- No i co z tego? On kogoś ma, więc ja nie zamierzam się w to mieszać. Co z tego, że każda część mojego ciała jest rozdarta, to ja zepsułam to wszystko. Miałam kogoś on też ma do tego prawo. – powiedziałam w złości, cała się trzęsąc.
- Wiem. – skomentowała krótko.
- Chciałabym żeby to się nie działo naprawdę, teraz wszystko legło w gruzach – podsumowałam i wstałam z ławki.
- A ty gdzie?
- Muszę się przejść. Proszę powiedz, że źle się poczułam i wróciłam do domu. – spojrzałam na nią bezradnie z trudem powstrzymując łzy.

- Dobra, tylko nie rób nic głupiego – powiedziała i przytuliła mnie mocno po czym weszła do budynku. 

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 2


~~

Dzień kierowany mnóstwem wrażeń, minął szybko. Dziewczyny już dawno spały, a ja rzucałam się po łóżku jak ryba wyrzucona na brzeg rzeki. W końcu wstałam i podeszłam do okna. Spojrzałam w ciemne niebo otoczone jasnymi gwiazdami. Mimowolnie uśmiechnęłam się i skierowałam wzrok na Big Ben, którego było widać z mieszkania dziewczyn. Wróciłam wspomnieniami do dnia, kiedy tu przyjechałam. Tyle się zmieniło, tak bardzo chciałam tu zostać na zawsze. W Nowym Orleanie oprócz rodziców nie mam nikogo.
- Do diaska! – pisnęłam i szybko się uciszyłam, gdyż nie chciałam obudzić April. Na szczęście dziewczyna tylko mlasnęła śpiąco i przekręciła się na drugi bok. – Uff. Rany nie powiadomiłam mamy, że wylądowałam. Biedaczka się martwi! – rozmyślałam w duchu i szybko wyszukałam z torby zawieszonej na krześle telefon. – no przecież jest późno nie zadzwonię – biłam się z myślami – napiszę! – w tryumfie uśmiechnęłam się i zaczęłam stukać wiadomość.

Przepraszam mamusiu! Wylądowałam o 17, wszystko w porządku. Jestem u dziewczyn od dawna,. Nie dałam żadnego znaku życia, bo się zagadałam. Wiem, że mi wybaczysz. Pozdrów tatę. Tak bardzo was kocham. Odezwę się jutro!

Wyślij

   Napisałam i zaczęłam ziewać. Chyba to było powodem, że nie mogłam zasnąć. Teraz zmęczona położyłam się z powrotem na łóżku, przykryłam kołdrą i zasnęłam.

     Pierwsze promienie słońca wpadły przez okno, otworzyłam ledwo oczy i zauważyłam April krzątającą się po pokoju.
- A ty już na nogach? – wybełkotałam sennie. – Przecież jest ranek, kogut dopiero zaczął piać, wszyscy śpią oprócz starch dziadków. – mówiłam dalej. W odpowiedzi  usłyszałam śmiech przyjaciółki. – nie widzę w tym nic zabawnego i zgaś to okno. – kontynuowałam.
- Uwielbiam cię normalnie – April zabrała głos stłumiając ledwo śmiech – jest ósma rano. Jakie koguty? Kochanie jesteś w Londynie, tutaj każdy wstaje wcześnie.
Poderwałam się na łokcie i spojrzałam na telefon, który w trakcie spadł z kołdry na podłogę.
- Przepraszam cię telefoniku – sięgnęłam po aparat i ucałowałam go. – Żartujesz sobie. Już kompletnie zapomniałam, że tutaj jest zupełnie inne życie. – powiedziałam i z powrotem położyłam się przytulając do poduszki. – A ty gdzie się szykujesz? – spytałam ziewając.
- Idę szukać pracy, więc jak też chcesz coś znaleźć to wstawaj. – podeszła i zrzuciła ze mnie kołdrę.
- Jesteś niemożliwa, już wstaje. – odpowiedziałam zamykając oczy.
- Emily! – wrzasnęła zabawnie przyjaciółka.
- No idę! Idę już przecież. – zgramoliłam się z łóżka i podreptałam do łazienki. Wykonałam codzienną toaletę i wróciłam do pokoju. Wyszukałam z walizki granatowe rurki i bufiastą, prześwitującą, szarą koszulę z ciemnoniebieskim jakby krawatem. Puściłam lekko pukle włosów, umalowałam się i założyłam czarne szpilki.
- Gotowa! – powiedziałam wchodząc do kuchni.
- Wow! – wrzasnęła April. Sue zawtórowała jej. – naprawdę się zmieniasz.
- Nic takiego – machnęłam ręką i usiadłam za stołem, kradnąc jedną kanapkę z talerza Sue, która spiorunowała mnie wzrokiem.
- Dobra! To zabieraj CV i ruszamy! – usłyszałam April popijającą herbatkę.
  Kwadrans później obie gotowe i zwarte do pracy wyszłyśmy na miasto. Dysponując niewielkim doświadczeniem, ale wielką nadzieją wędrowałyśmy od jednego miejsca do drugiego. Wiele osób miało szczere chęci, aby nas przyjąć, jednak ostatecznie zawsze im czegoś brakowało. W końcu postanowiłyśmy trochę odpocząć i iść na kawę. Zauważyłyśmy jedną kawiarnię z ogródkiem, gdzie klapnęłyśmy.
- Rany! Nie wiedziałam, że to będzie takie trudne. – powiedziałam siadając na jednym z beżowych foteli.
- No zapowiada się ciekawie! – odrzekła zmęczona towarzyszka.
Do naszego stolika podszedł wysoki chłopak, z dłuższymi jasnymi włosami o przyjemnym uśmiechu. Miał na sobie mundurek z logo kawiarni a w dłoni trzymał plik karteczek i długopis.
- Dzień dobry – powiedział miło. – Czego panie sobie życzą?
- Pracy! – obie powiedziałyśmy zmęczonym głosem i wybuchnęłyśmy śmiechem. Chłopak popatrzył na nas dziwnie, a my zaczęłyśmy kaszleć stłumiając śmiech.
- Przepraszam. – zabrałam głos – od rana szukam z przyjaciółką pracy i nie idzie nam tak wspaniale jak myślałyśmy. – wyjaśniłam i uśmiechnęłam się.
- Rozumiem – powiedział z błyskiem w oku.
- W takim razie poproszę dwie late i jeszcze raz przepraszam. – kontynuowałam, a kelner zapisał zamówienie na małej karteczce i odszedł trochę rozbawiony.
- Przystojniak. – usłyszałam April, gdy chłopak zniknął w drzwiach kawiarni.
- Nie poznaje cie – skwitowałam. – cała promieniejesz. – dodałam i cmoknęłam w powietrzu.
- Spadaj! – wrzasnęła zabawnie i wywiesiła język.
- Chciałabyś! – odpowiedziałam tym samym.
- Czyli co The Mall odpada? – spytała smutno wykreślając restaurację z notesu, zamieszczone na tej ulicy.
- Victoria też – dodałam w zamyśleniu.
- Czyli kiszka z makiem – zamknęła zeszyt i wypuściła głośno powietrze.
- Kiszka z? – zapytałam parskając śmiechem.
- Oj się czepiasz – wywiesiła jęzor i od razu poczerwieniała, bo koło naszego stolika stanął kelner z zamówieniem.
- Dwie late dla pogrążonych w rozpaczy pań. – postawił dwie szklanki z tacy przed naszymi nosami – a co do pracy to zapraszam do kierownika – powiedział, uśmiechnął się i odszedł.
Wytrzeszczyłyśmy oczy na wierzch i gapiłyśmy się na odchodzącego kelnera. Poderwałam się szybko z miejsca i zaczęłam iść w stronę budynku.
- A ty gdzie? – usłyszałam przyjaciółkę.
- Za pracą – dodałam w pośpiechu.
- Wracaj. Najpierw kawa, bo ostygnie. – zdążyła tylko powiedzieć, bo kiedy się cofnęłam, upiłam łyk kawy, wzięłam torbę z krzesła i ruszyłam przed siebie. April przewróciła oczyma, jednak zrobiła tą samą czynność i podążyła za mną.
   W pomieszczaniu pachniało przepyszną parzoną kawą. Woń unosiła się wszędzie. Okalała ona ściany, stoliki i wszystko inne znajdujące się w kawiarni. Wyłapałam jednego z pracowników za barem i szybko podążyłam w jego kierunku.
- Dzień dobry – powiedziałam z uśmiechem na twarzy, a serce waliło jak szalone – przepraszam gdzie mogę znaleźć kierownika?
- Witam nazywam się Michael Lautner i zarządzam chwilowo tym miejscem, czym mogę służyć? – usłyszałam przemiły głos wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny.
- Chciałyśmy zapytać o pracę? – zapytałam prosto z mostu, nie gubiąc uśmiechu z twarzy.
- Akurat tak się składa, że chciałem przyjąć dwie nowe kelnerki. Także, zapraszam do mojego gabinetu – kierownik poprowadził nas na tyły kawiarni malutkim korytarzykiem. Przedostałyśmy się do małego pokoiku w połowie zawalonego papierami. Mężczyzna zajął miejsce za biurkiem i wskazał nam dwa krzesła po drugiej stronie, które zajęłyśmy.  Poprosił o papiery i z zadowoleniem dał nam pracę oraz wręczył grafik. Z radością wymalowaną na twarzy wróciłyśmy do kelnera, podziękowałyśmy mu serdecznie i zapłaciłyśmy za kawę.
- Czyli co punkt A można zaliczyć. Mamy pracę! – wrzasnęłam do przyjaciółki wracając do domu.
- Wiadomo siostro! – odrzekła i przytuliła mnie ze szczęścia.

~~

Wpadłyśmy do domu obie głodne niczym wilki, popędziłyśmy do kuchni. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, kiedy April przygotowywała tosty.
- Cześć mamo! – powiedziałam wesoło do słuchawki. – dostałam pracę w kawiarni, może zostanę na całe wakacje albo i dłużej. Co ty na to? – zapytałam szybko uśmiechając się do przyjaciółki.
- Emily Mary Scott chyba sobie żartujesz – usłyszałam już stęskniony i żartobliwy głos kobiety. Zadziwiające jak od pewnego czasu stała się moją najwspanialszą przyjaciółką – Jestem taka dumna z mojej małej córeczki – dodała po chwili.
- Oj mamuś, przestań. Zawstydzasz mnie – skomentowałam – co u was?
- Tata nie jest zbyt zadowolony, że się z nim nie pożegnałaś, a po za tym nic ciekawego – skarciła mnie trochę.
- Przeproś go ode mnie. – powiedziałam i zauważyłam, ze April nie czuje się komfortowo przy opiekaczu. – Wiesz muszę kończyć, bo właśnie przypala nam się obiad – dodałam patrząc zabawnie na koleżankę.
- Dobrze, ale odzywaj się często. Kochamy cię – głos rozległ się ze słuchawki a potem długie piiiip. Schowałam aparat to kieszeni i wstałam z krzesła.
- Serio? – usłyszałam niezbyt zadowoloną April – ten opiekacz nigdy mnie nie lubił – dodała z grymasem.
- Daj to sierotko – podeszłam do blatu i wyjęłam napalone tosty. Zeskrobałam przypaloną część i odłożyłam na talerzyk. W tym czasie April wstawiła wodę i wyjęła dwa kubki na herbatę, a ja włożyłam kolejną turę do opiekacza.
- Tak w ogóle to opowiesz mi co się działo przez ostatni czas? Dawno nie pisałaś. – zapytała z żalem przyjaciółka.
Przełożyłam ostatnie tosty na talerzyk, wyłączyłam sprzęt i postawiłam jedzenie na stoliku, poczym zalałam herbatę wrzątkiem. Z ciężkim wydechem usiadłam na stołku.
- Wiesz? Dużo się zmieniło – powiedziałam w końcu – pokłóciłam się z Alice i Rose, to znaczy nie. Po prostu stwierdziłyśmy, że nie mamy takiego kontaktu jak wcześniej – dodałam smutno.
- A nie próbowałyście go ponowić? – zadała kolejne pytanie, przekładając kanapkę na swój talerzyk.
- Ja próbowałam, ale im widocznie lepiej beze mnie. – zadumałam się nad kubkiem herbaty. Gorąca woń cytrusowego napoju wirowała w moich nozdrzach.
- A co z Matem? – wiedziałam, że kiedyś w końcu o to zapyta.
- Nic. – wybąknęłam. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem oczekując dalszych wyjaśnień.
- Wszystko się pokomplikowało i daliśmy sobie „jakby” spokój – mówiłam dalej.
- To znaczy? – drążyła zalewając tost ketchupem.
- Wiesz, byliśmy sobie bliscy, ale coś się zmieniło. Poznałam kogoś ale nie wyszło. Potem pojawił się John, byłam z nim jakieś cztery miesiące – opowiadałam zamyślona wpatrując się w kubek.
- I co się stało? Dlaczego z nim nie jesteś, ej zaraz on nie był z Alice? – przegryzając tost zadawała na zmianę pytania.
- Tak. Był. – powiedziałam tylko – na początku było fajnie, ale potem… koszmar. Chciałabym zapomnieć – dodałam a oczy zapełniały się powoli łzami. Poczułam jak przyjaciółka łapie mnie za rękę i ściska mocno, dając otuchę – Przepraszam, to dla mnie trudne. Opowiem ci o tym ki – edy indziej – głos mi się załamał.
- Rozumiem – popatrzyła na mnie oczami pełnymi współczucia. Wysiliłam się na lekki uśmiech.
- A z co z Matem? Chciałabyś coś? – zapytała ponownie po chwili.
- Chcieć to bym chciała, ale przecież to nie ode mnie tylko zależy. – upiłam łyk herbaty, na jedzenie straciłam jakąkolwiek ochotę – Zrozumiałam, że tak naprawdę na nim mi zależy. Jak sobie przypomnę nasze wspólne chwile to sama do siebie się uśmiecham – poczym mimowolnie zrobiłam, co przed chwilą powiedziałam – sama widzisz.
- Nie dziwie się, to wspaniały chłopak.
- Tak, ale co z tego jak się nawet nie odzywa. W sumie go o to nie obwiniam, tylko mi przykro, że nasz kontakt tak się urwał. Wiesz, studiuje w Luizjanie. Tam spotkaliśmy się parę razy – ponownie uśmiechnęłam się – nawet do mnie przyjechał i siedzieliśmy do późna w moim pokoju. Również byliśmy na jednym weselu – mówiłam, a wspomnienia powracały w szybkim tempie. Przez chwile widziałam jak tańczyliśmy na wielkiej sali, jak patrzyliśmy sobie w oczy, a nasze dłonie idealnie do siebie pasują. Przez myśl przeszło mi jedno zdanie: Też tak czujesz, że jak trzymamy się za ręce to jest tak inaczej? – uśmiechałam się głupio do siebie.
- Co się tak szczerzysz? – usłyszałam, a wspomnienie rozpłynęło się gdzieś w mojej głowie.
- Nic. Jedno ze wspomnień. Nawet nie jestem na niego zła, bo przecież ja wszystko schrzaniłam. Nawet, jeżeli sobie kogoś znalazł. Miał prawo – powiedziałam smutno wysilając się na niewielki uśmiech.
- Ale mimo tego wolałabyś, żeby inaczej – patrzyła w moje oczy czytając z nich jak z książki.
- Jak ty mnie rozumiesz. – nagle zdałam sobie sprawę jak wiele on dla mnie znaczy. Jeszcze więcej niż myślałam. Co jeżeli faktycznie kogoś ma, a ja straciłam miłość swojego życia? Bo wiem, że wtedy nie mogę na nic więcej liczyć. Pojawiła się w mojej głowie wizja, mężczyzna, którego kocham przytula mnie i całuje czule w czoło na pożegnanie do pracy. Jaka jestem przy nim szczęśliwa.
- Oj Emm i kto tu promienieje? – powiedziała z sarkazmem April – ale dobrze, życzę wam szczęścia. Tak dobrze się dogadywaliście, każde miało swoje zdanie mimo tego znaleźliście kompromis. Pasujecie do siebie.
- Tak, było wspaniale i szkoda, że tak się potoczyło jak teraz. – podsumowałam smutno i dopiłam herbatę. Obie zamilkłyśmy, jednak nie na długo. – Ale to głupie. Bo co ja sobie myślę, jestem z kimś nie udaje mi się i wracam do niego? To egoistyczne! – wybuchnęłam – ale z drugiej strony, że zawsze kiedy coś się nie układa, albo „kończymy” znajomość to po niedługim czasie ją odnawiamy. Coś między nami musi być. Nigdy nie spotkam kogoś takiego jak on – dodałam smutno.
- Przeznaczenie – usłyszałam słowo April i zarumieniłam się trochę.
- Chciałabym żeby tak wrócił, za miesiąc, rok, dwa i powiedział, że nigdy nie spotkał kogoś takiego jak ja. – wyszeptałam w zadumie. – W ogóle to… muszę iść się przewietrzyć – powiedziałam głośniej i wstałam od stołu.
- Poczekaj, pójdę z tobą.
- Dzięki April, ale sama chce się przejść. Nie długo będę - zarzuciłam kurtkę na plecy i w szpilach wyszłam na miasto.
Lampy uliczne powoli zapalały się, słońce gasło, a księżyc szykował się do swojej roli. Letni wiatr przeczesywał moje włosy i łaskotał policzki. Tupałam o brukową kostkę i szłam przed siebie nie bardzo wiedząc gdzie. Myśli wirowały w mojej głowie. W końcu przed sobą zauważyłam park, zrobiło się całkiem ciemno i w zupełności oświetlały go lampy.
- Hyde Park – szepnęłam. Szłam jedną ze ścieżek i przypomniałam sobie jak po feriach z Matem udałam się do tego miejsca. Przypomniało mi się jak się wywróciłam na śliskiej powierzchni, kiedy opowiadałam o wyjeździe do Nowego Orleanu. Zaśmiałam się na to wspomnienie. Trawnik, drzewa, ławki wtedy były przykryte białym, zimnym puchem i przewróciłam chłopaka, który wpadł w zaspę. Spojrzałam w gwiazdy a moje oczy świeciły teraz podobnie. Usiadłam na jednej z ławek, na szczęście zabrałam ze sobą torbę, z której wyciągnęłam paczkę fajek oraz zapalniczkę. – Tak to głupie co robie, sama jestem na siebie zła. – Z tą myślą wyjęłam papierosa i odpaliłam go. Dym wirował w moich płucach.
- A ty nadal palisz? – usłyszałam tak dobrze znany mi głos, a serce przyśpieszyło tempa. Odwróciłam się i ujrzałam Mata stojącego obok ławki.
- Niestety – powiedziałam krztusząc się dymem.
- Co tu robisz? – spytał siadając obok mnie.
- Żyje wspomnieniami… czas chyba wrócić do teraźniejszości – zaciągnęłam się kolejny raz poczym wstałam z ławki.
- A kto powiedział, że wspomnienia nie mogą wrócić do teraźniejszości? – odpowiedział a na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Muszę iść, późno już – spanikowałam i poszłam, zostawiając go samotnego na ławce. W oczach poczułam łzy, z trudem je powstrzymałam. Szybkim krokiem zmierzałam do domu dziewczyn, kończąc papierosa wrzuciłam go do jednego z koszy na śmieci. Przekroczyłam furtkę i weszłam do mieszkania. April i Sue siedziały w salonie oglądając telewizję. Gdy tylko mnie zobaczyły, poderwały się z kanapy bacznie mnie obserwując. Podeszłam do nich i usiadłam na miękkim fotelu. Sue wyszła z pomieszczenia znikając w kuchni.
- Co się stało? – spytała April wyłączając telewizję.
- Spotkałam go. – powiedziałam zamyślona wpatrując się w przestrzeń.
- I co? Rozmawialiście? – drążyła dalej.
- Tak. – odpowiedziałam cicho.
Do pokoju weszła Sue niosąc ze sobą butelkę czerwonego wina i trzy szklane naczynia. Ustawiła wszystko na stoliku, odkręciła korek i wlała płyn do kieliszków.
- Masz, napij się – powiedziała i sama upiła duży łyk.
Wino było bardzo słodkie takie, jakie lubię. Piłyśmy lampkę za lampką. Słodycz rozlewała się po moim ciele, a ja delektowałam się każdym łykiem. Nie wiedziałam, kiedy trochę mnie uderzyło.
- Wicie, kiedyś przyjechał do mnie z różą i butelką czerwonego wina – zaśmiałam się – oglądaliśmy filmy i było tak romantycznie. W zasadzie to częściej patrzyliśmy na nasze splecione dłonie, wydawały się o wiele ciekawsze od repertuaru. – Dziewczyny były wpatrzone we mnie i dziwnie się uśmiechały. – Ile bym oddała, żeby to wszystko wróciło. Oczywiście was bym nie mogła oddać, no na pewno nie, jeszcze za jakiegoś faceta. Ale te głupie trzymanie się za ręce, było bardziej fascynujące niż ten głupi film. – trajkotałam, a siostry wybuchły śmiechem. - A teraz normalnie nie porozmawiamy – do oczu nadeszły mi łzy. – Wiecie co? Idę spać. – Oznajmiłam moim przyjaciółką i udałam się na górę do pokoju April. Przebrałam się w piżamę, związałam włosy, umyłam twarz i wsunęłam się pod ciepłą kołdrę, poczym zasnęłam.