piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 4

~~

  Wyszłam z krętych uliczek miasta i zaczęłam biec. Dokładnie nie wiedziałam gdzie i po co. Oczy zalewały się łzami, prawie musiałam się zatrzymać, aby cokolwiek zobaczyć. Otarłam mokre policzki i biegłam dalej. Noc była ciemna i chłodna, spojrzałam w niebo. Gwiazdy przykryły czarne niczym smoła, chmury. Wbiegłam w oświetlony park i zwolniłam kroku. Nagle zdałam sobie sprawę, ze znajduje się Hyde Parku, przystanęłam przy pierwszej ławce i usiadłam na niej. Serce łamało się na pół, podciągnęłam nogi do góry i zakryłam twarz w kolanach. Nie wytrzymałam, zaczęłam płakać. Wylewałam swoje rozwalone i zepsute życie o czarną sukienkę. Poczułam jak moje włosy stają się mokre, zaraz potem zaczęło przemiękać ubranie. Odchyliłam głowę do góry, a na moją twarz padały teraz lenie strużki deszczu. Rozejrzałam się do o koła, niewyraźnym wzrokiem wyłapałam niewielkie jeziorko. Siedziałam tam z Matem i rozmawialiśmy przez pół wieczoru. Chodziliśmy w kółko po parku, rozmawiać o tym, co między nami jest. Niby nic wielkiego, jednak dla mnie rzecz niezwykła. Usiedliśmy wtedy na jednej z ławek i wpatrywaliśmy się w fontanę. Wtedy nie było za ciepło, cała trzęsłam się jednak moje serce było gorące. Wspomnienia przewijały się jak klisza. Szkoła. Miejsce gdzie się poznaliśmy. Pierwsze skierowane słowa, wspólne spacery i zdawkowe zdania. Potem niewinne maile, aż w końcu dłuższe rozmowy. Moment, kiedy wymieniliśmy się numerami komunikatorów i przesiadywanie godzinami w jednym zakamarków ze szkoły. Byłam teraz cała mokra od deszczu. Nie przeszkadzało mi to, klisza przewijała się dalej. Walentynki, niewinny list a sprawił tyle uśmiechu na twarzy. Pierwszy dotyk dłoni pod kocem, Nieszczęsny bal. Mecz, na który mnie zaprosił. Wspólne fałszowanie. Koniec szkoły, kino, park. Wspomnienia wirowały i przewijały się szybko w mojej głowie. W końcu powrót do domu, koniec znajomości. Jednak ponowne spotkanie, wesele tam gdzie wiedziałam, że nic się nie stanie, wydarzyło się najwięcej. Usłyszałam tekst piosenki, którą kiedyś mi wysłał :

We're falling apart and coming
Together again and again
We're growing apart but we're pulling together
Pulling together, together again

Don't let me go

Byłam doszczętnie przemoczona, ale nie zwracałam na to uwagi. Wesołe miasteczko w Luizjanie, które razem odwiedziliśmy. Później oglądanie wspólnych zdjęć. Potem chwila przerwy, na przeprosiny wręczył mi różę i wypiliśmy czerwone wino. Zasnęliśmy w tuleni trzymając się za nasze ciepłe dłonie. A teraz ona. Ta dziewczyna z kawiarni. Zabrała mi wszystkie marzenia, stanęła w kuchni z kubkiem kawy podając Matowi, a on pocałował ją w czoło dając bezpieczeństwo i wychodząc do pracy.

- W przyszłości będę miał syna.
- A ja córkę i będę ją chronić przed Twoim synem.
- Jak będziesz miała córkę z jakimś palantem…

To wszystko miało wyglądać inaczej:

To co, za trzy lata wychodzisz za mąż, patrz ja złapałem muchę.

Wesele? Tyko z kim.

Słyszałam w głowie nasze rozmowy. A zimno telepało mną na wszystkie strony. Teraz te wszystkie wspomnienia zamazały moją osobę, a w zamian za mnie pojawiła się koleżanka z kawiarni. Tak sobie wyobrażałam jego partnerkę. Ładną, wysoką, inteligentną. Zupełne przeciwieństwo mnie.

- April a jeżeli zmieniłabym wygląd? Co powiesz na czekoladowe włosy, szpilki, krótkie sukienki?
- Bardziej dziewczęco?
- Tak właśnie.
- Wiesz, jak polubił Cię taką, jaka jesteś to się nie zmieniaj. Ale próbuj…

- Wszystko straciłam. Każde nasze spotkanie jest teraz tylko wspomnieniem. – Podniosłam się z ławki i zaczęłam wracać do domu. – Nie mogę mu przeszkadzać, niech on będzie szczęśliwy.

„Jeśli kochasz puść wolno. Jeżeli wróci jest Twoje, jeśli nie? Nigdy Twoje nie było”

 Szłam wolno, cała przemoknięta. Lampy już dawno zgasły, nawet nie zdawałam sobie z później pory. Tylko księżyc oświetlał mi drogę. – Wiem, że pomiędzy nami coś jest. Coś niezwykłego. Wiele razy miał być „koniec” jednak mijało parę tygodni, miesięcy a między nami było dalej tak samo. Teraz, gdy ją ujrzałam, zdałam sobie sprawę, że mogę go stracić na prawdę.

Ja nie chce kogoś na chwilę tylko na zawsze…

Słyszałam wspomnienia. Nie tylko były obrazkami one również do mnie mówiły. Jakaś cząstka mnie należała do niego i chyba nadal tak zostanie.
- Ależ, ja jestem żałosna! Smarkula, która nie potrafi pogodzić się z przeszłością. Co ja sobie myślę?  Że odezwę się po tym co zrobiłam i będzie wszystko w porządku? – wykrzyczałam w stronę błyszczącego księżyca. – Teraz jest za późno na szczerą rozmowę i na powroty. – powiedziałam ciszej.

- I niby jak to zawsze mówiłaś mężczyzna nie powinien pozwolić
kobiecie odejść,
ale jak ja mówiłem kobieta tego chce – proszę bardzo, jej wybór… ale nigdy więcej już nie wracaj.

- Schrzaniłam i teraz muszę za to odpowiadać. – biłam się z myślami. – Mimo tego nie zapomnę, już na zawsze każde wspomnienie z Matem, będzie wyryte w mojej podświadomości.
W końcu dotarłam do mieszkania moich przyjaciółek. Cała przemoknięta i zmarznięta weszłam do środa. April i Sue przytuliły mnie mocno, zza ściany wyłoniły się smutne bliźniaczki Bennett.
- Jak się czujesz? – usłyszałam po chwili nawet nie wiem, od kogo.
- Teraz będę patrzeć na marzenia, które zabiera ktoś inny. – powiedziałam cicho i spokojnie – Zazdroszczę jej tego, że natrafiła właśnie na niego. Będzie głupia, jeżeli go zrani i schrzani wszystko jak ja. – otarłam łzę z zimnego policzka – A jemu… życzę szczęścia.
Londyn odmienił całe moje życie.

                    EPILOG

  Wszystko, co przeżywamy jest na wagę złota. To kształtuje człowieka. Każdą decyzję trzeba poważnie przemyśleć. Jednak ludzie popełniają błędy, z którymi trzeba żyć dalej. Straciłam wiele, zbyt wiele…

O przyjaźń się nie walczy. Dla fałszywej nie warto, dla prawdziwej nie trzeba. A zatem, czy warto walczyć o miłość? Jeżeli jest ona prawdziwa… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz