piątek, 27 czerwca 2014

Londyn – miasto wspomnień.


      Druga część, po co? – myślałam na początku. Jednak dochodząc do wniosku, może ona pomoże mi odbudować to, co w pewnym sensie straciłam? Wiele wydarzyło się ostatnio. Mówi się, że zmiany są dobre. Te jednak, które zaistniały w moim życiu… niekoniecznie. Nie wiem jak zacząć i nie wiem, co zrobić. Może po prostu zacznę pisać?!

PROLOG

Siedzę na parapecie w swoim pokoju, tutaj w Luizjanie. Trzymam w ręku ciepły kubek z gorącą czekoladą i wpatruje się w błyszczące gwiazdy zawieszone na czarnym niebie. Noc jest ciepła, więc okno mam otwarte, niekiedy wiatr czeszę moje długie, rude włosy. Wszystko Straciłam – ta wrzeszcząca myśl przedziera się jakby ramionami przez inne spokojniejsze i wiruje po całej mojej głowie. Dzisiaj miałam zakończenie roku. Schrzaniłam! Nie uczyłam się, ale na szczęście zdaje, chodź niekiedy było trudno w to uwierzyć. Jeden z pospolitych zwierząt zamieszkał u mnie, tak zwany leniwiec. Lubię zwierzęta, jednak chyba grzeczniej mówiąc, tego muszę się jak najszybciej pozbyć. Rok był trudny, zostałam wystawiona na próbę co jest powodem uszczerbku na psychice. Co z Rose i Alice? Nie wiem, nie przyjaźnimy się. Słyszałam kiedyś, że o przyjaźń się nie walczy. Dla fałszywej nie warto, o prawdziwą nie trzeba. I wydało się, że kolejny raz zostałam wykorzystana tylko do celów pomocy i chwilowego wsparcia. Nie tylko ta zmiana była znacząca w tym roku. Byłam z kimś, przez cztery miesiące. Było fajnie? Tak! Aż chciałabym o tym zapomnieć! Chyba po raz pierwszy czegoś, aż tak żałuje. Tak naprawdę wszystko, co kochałam i kocham zostało w Londynie. Po powrocie z tego miejsca już nic nie było takie samo. Nie dawno skończyłam osiemnaście lat. Niestety osoby, na których mi najbardziej zależało, nie mogły dojechać na przyjęcie urodzinowe.  W prezencie dostałam, zatem bilet lotniczy. Postanowiłam zamienić kubek na kawałek wartościowego papieru i  gdy trzymałam już  go w ręce, okazało się, że jest ważny do jutra. Wlepiłam oczy w niewielką, wydrukowaną czarnym tuszem datę i zesztywniałam. Pierwsze, co mogłam zrobić, to brać za torbę i pakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Więc w niespełna trzy godziny zasunęłam ekspres beżowej w brązowe kółka walizce. Z pełnym zmęczeniem wdarłam się pod prysznic. Lejąca się gorąca woda, rozluźniała moje spięte ciało. Z ociąganiem wyszłam z kabiny i ubrałam się w letnią już piżamę. Uśmiechnięta wsunęłam się pod kołdrę i śniąc odliczałam godziny do wylotu.

~~

Małe, ale złośliwe pikanie brzęczało nad moim uchem. Poderwałam się szybko i wpadałam do łazienki. Uczesałam moje roztargane włosy, przemyłam twarz i umyłam zęby. Potem nałożyłam niewielką ilość pudru na policzki, tuszem przeczesałam rzęsy i pociągnęłam usta malinowym błyszczykiem. Słońce przedzierało się przez świetlik w łazience. Otworzyłam okno i wystawiłam rękę, by sprawdzić temperaturę panującą na dworze. Uradowana wpadłam do pokoju, założyłam kremową zwiewną bluzkę, którą wsadziłam pod jasno brązową spódniczkę do kolana, na nogi wsunęłam beżowe szpilki. Z pokoju znajdującego się na górnym piętrze zrzuciłam dwie „lekkie” walizki a na ramię założyłam podręczną brązową torebkę. Sięgnęłam jeszcze po czarny telefon z pod poduszki oraz przeciwsłoneczne okulary z komody. Dumnym krokiem zeszłam na dół uśmiechając się sama do siebie.
- A panna to gdzie się wybiera? – usłyszałam głos mamy z kuchni.
Weszłam do środka, podeszłam do szafki z naczyniami i wylosowałam z niej granatową filiżankę, którą postawiłam na blacie. Wsypałam do niej półtorej łyżeczki kawy rozpuszczalnej i zalałam wrzątkiem z czajnika. Poczym przeniosłam ją na stół i usiadłam na stołku.
- Wiesz mamo. Pamiętasz może ten bilet, który dostałam na urodziny? – zapytałam z wielkim uśmiechem i dolałam do kawy mleko.
- Zamierzasz z niego skorzystać? – spytała z zaciekawieniem.
- A owszem. – dodałam cukru i zaczęłam mieszać wszystko razem. – Ku moim zaskoczeniu termin ważności mija dzisiaj, więc grzechem byłoby nie skorzystać z prezentu i nie odwiedzić swoich przyjaciół. Prawda?
- A gdzie zamierzasz nocować? I czy masz jakieś pieniądze. Emily przemyślałaś to dokładnie? – zadawała mnóstwo pytań, ale wiedziałam, że są one zadawane z troski o mnie.
- Pierwsze: zamieszkam u April i Sou. Drugie: mam swoje oszczędności, co prawda niewielkie, ale są – uśmiechnęłam się i spojrzałam na jej pociągłą smutną twarz. Upiłam łyk kawy – Nie martw się o mnie mamusiu, poradzę sobie przecież wiesz.
- No dobrze. Nie jestem wstanie ci przeszkodzić, bo i tak wiem, że zrobisz, co będziesz chciała.
- Dziękuje mamusiu! – powiedziałam i ucałowałam w ją policzek. Poczym wstałam ze stołka, założyłam okulary na nos i z walizkami wyszłam z mieszkania.
   Pod domem stało parę taksówek, wsiadłam do jednej z nich, podałam cel podróży i włączyliśmy się do ruchu. Mijaliśmy w dość szybkim tempie inne auta, sklepy, restauracje czy wielkie korporacje. W niedługim czasie samochód podjechał pod lotnisko, zapłaciłam kierowcy za dojazd i wysiadłam z taksówki zabierając walizki. Pewnym krokiem weszłam do budynku i zarejestrowałam się. Nie czekałam długo na odlot, po niespełna pół godzinie siedziałam na wygodnym fotelu pierwszej klasy. Gdy wszyscy lecący już wsiedli, pilot oświadczył nam przez mikrofon o wyłączeniu telefonów i zapięciu pasów, poczym niebawem wzbiliśmy się w powietrze. Poczułam ucisk na żołądku, wszystkie wspomnienia zaczęły wracać w szybkim tempie. Przez chwile chciałam uciec, jednak myśl tak szybko jak przyszła to uciekła. Z uśmiechem na ustach wyjęłam i-poda i wcisnęłam słuchawki do uszu włączając listę ulubionych piosenek. Tym razem byłam przygotowana na podróż, wyciągnęłam również z torby książkę i zaczęłam czytać. Po paru minutach usłyszałam dźwięk spracowanych kółek na pokładzie przypominających wózek z jedzeniem i piciem. Nie myliłam się, koło mojego siedzenia pojawiła się wysoka blondynka z uśmiechem na twarzy. Ubrana w niebieski uniform częstowała gości smakołykami. Nie wiem, czemu, ale zaczęłam się stresować, więc odmówiłam jakiegokolwiek jedzenia w zamian za to wynagrodziłam się butelką wody niegazowanej. Ponownie wróciłam do lektury, która opowiadała o kobiecie do szaleństwa zakochanej w pewnym mężczyźnie. Książka niby z pozoru banalna z typu romansideł, za którymi nie przepadam. Jednak miała w sobie coś, co z każdej strony coraz bardziej mnie ciekawiło. Więc z przyjemnością zagłębiłam się w dalsze losy bohaterów.
    Po siedemnastej samolot uderzył o Londyńskie podłoże lotniska.  Powtarzając schemat, wydostałam się z pokładu i w sali odbioru odebrałam bagaże. Gdy wyszłam z budynku, słońce zginęło gdzieś za chmurami, a na plecy zarzuciłam czekoladową, skórkową kurtkę. Ujrzałam zakorkowane miasto przez różne samochody oraz spieszących się wiecznie ludzi. Uśmiechnęłam się na myśl o tym gdzie jestem. Taksówek w około było, co nie miara, więc nie było kłopotu z dojazdem. Los chciał natrafić na znanego mi kierowcę.
- Nie sądziłem, że jeszcze panią ujrzę – powiedział miły pan znad kierownicy. Tak samo jak poprzednio na jego nosie spoczywały okrągłe okulary, a twarz okalały ciemne długie włosy związane w niedbałego kucyka. Tylko ubiór miał inny.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i podałam adres, a samochód ruszył nie czekając ani chwili dłużej. Z zachwytem oglądałam wyryte w pamięci czerwone budki oraz budynki. Gdzie niegdzie przed oczami przemykały dwupiętrowe autobusy, a wspomnienia wracały z podwojoną siłą. Patrzyłam w małą szybkę i uśmiechałam się coraz szerzej i szerzej. W końcu mój wzrok natrafił na szkołę, do której chodziłam rok temu, przypomniałam sobie dziewczyny, z którymi spędziłam osiem miesięcy mojego życia w tym mieście. Niestety nie utrzymywałam kontaktu z nikim innym, oprócz April i Sou, nawet Mat stał się tylko wspomnieniem.
- Panno Emily jesteśmy na miejscu – usłyszałam ponownie.
- O tak szybko, dziękuje bardzo – powiedziałam zamyślona – ile się należy.
- 5 funtów. Dziękuję i zapraszam ponownie. – wyjęłam z portfela pieniądze i podałam kierowcy.
 Stałam teraz przed czerwonym budynkiem wrośniętym w brukową kostkę i otoczonym żeliwnym płotem. Po obu stronach trzymałam walizki na kółkach, nabrałam powietrza do płuc i otworzyłam furtkę. Przedostałam się szybkim krokiem na werandę i zadzwoniłam dzwonkiem. Po niedługiej chwili drzwi otworzyły się i w nich stanęła wysoka, szczupła o długich złotych włosach i czekoladowych oczach, dziewczyna.
- Aaaaaaa! No nie wierzę! – usłyszałam pisk April.
- Hej kochanie! – powiedziałam gdy dziewczyna uspokoiła się chodź trochę, upuściłam walizki na płytki i uściskałam przyjaciółkę.
- Wreszcie do nas wróciłaś! Sue chodź szybko zobacz, kto nas odwiedził! – dziewczyna zaczęła krzyczeć na cały dom.
W oddali mieszkania zauważyłam, niewielką kobietkę z burzą kręconych ciemnych, a nie jasnych włosów.
- No co się tak wydzierasz, przecież słyszę… Aaa Emily! – obie zawisły na moich ramionach prawie mnie dusząc.
- Ehm, nie żeby coś, ale nie mogę nabrać powietrza! – powiedziałam i wszystkie zaczęłyśmy się głośno śmiać.
   Gdy emocje częściowo opadły w końcu zostałam zaproszona do środka. Zostawiłam w przedpokoju walizki i powiesiłam na wieszaku kurtkę. Wnętrze ich domu nie zmieniło się w ogóle, z przyjemnością patrzyłam na niebiesko – beżowy salon, na wielką plazmę ustawioną na środku pokoju. Usiadłam w końcu na jasnej skórkowej kanapie, obok której stał sosnowy stolik.
- Na ile zostajesz? – usłyszałam po chwili jedną z przyjaciółek.
- Chciałabym na zawsze. – odrzekłam poważnie. – ale zobaczymy co się da zrobić – uśmiechnęłam się i popatrzyłam w przestrzeń.
- Nie no niewierze! – krzyknęła nagle April a ja spojrzałam na nią pytająco. – Gdzie ty masz trampki! – dokończyła i zaczęła się śmiać.
- Nie widzisz, że ma spódniczkę a nie spodnie – przerwała jej Sou.
- Tak zmieniam się – powiedziałam przeczesując dumnie włosy.
- I grzywki nie ma. – komentowała nadal młodsza z sióstr.
- I w ogóle jakoś wyładniała – dokończyła starsza, a ja przekręcałam za każdym razem oczami.
- A ja nie wierzę, Sou przefarbowałaś się – zabrałam w końcu głos.
- No tam ten kolor mi się znudził – odpowiedziała i wywiesiła język.
- Nie tylko to jej się znudziło – skomentowała April a ja spojrzałam na siostry pytająco.
- A no tak zamieniłam chłopaka na lepszy model – wyszczerzyła się.
- Jaa?! Żartujesz, gadaj kim on jest! – poderwałam się z kanapy i wlepiłam w nią wzrok.
- Andy dwa lata starszy, pracuje, jest przystojny i co najważniejsze wierny! – mówiła z iskrą w oczach.
- No kochana jestem z ciebie dumna – przytuliłam przyjaciółkę – a tak na marginesie to muszę iść do toalety – powiedziałam i opuściłam pomieszczenie.
  Uśmiech nie schodził mi z twarzy, przejrzałam się w lusterku. Promieniałam ze szczęścia. Poprawiłam włosy i wróciłam z powrotem do salonu.
- Głupia jestem! – odezwała się April i pacnęła w czoło – chcesz coś do picia?
- W sumie – zamyśliłam się – czemu nie. Chodź pomogę ci.
Obie udałyśmy się do kuchni, April zalała kremowy, gustowny czajnik wodą i postawiła na gazie, ja zatem wyjęłam z kredensu trzy pastelowe filiżanki.
- SUE PIJESZ COŚ! – wydarłam się na cały głos.
- KAWĘ! – usłyszałam.
Nasypałam do dwóch filiżanek kawę rozpuszczalną a do trzeciej parę granulek herbaty.
- April a co u ciebie słychać? – podeszłam i wtuliłam się do przyjaciółki.
- Przeżyłam rok szkolny i wybieram się do pracy – powiedziała znudzona wpatrując się w czajnik.
- O to coś nowego. A masz konkretne plany?
- W zasadzie to nic takiego, coś dorywczego. Nie wiem, może – nie mogła się wysłowić – pójdę do jakieś restauracji.
- Super pomysł, mogę z tobą? Każdy grosz się przyda – skwitowałam.
- Jasne – odpowiedziała zamyślona i uśmiechnęła się blado a ja ucałowałam ją w policzek.
- Kochanie? – zapytałam po chwili.
- Tak? – odrzekła uciszając czajnik.
- Co jest?
- Nic.
- Tak? Mnie nie oszukasz – powiedziałam i przejęłam czajnik poczym zalałam zawartość trzech filiżanek a przyjaciółka wyjęła z lodówki mleko.
- No bo… nie odpisuje – powiedziała smutno a ja uśmiechnęłam się w zasadzie z trudem powstrzymywałam śmiech.
- No nie wierzę April Ann Russo ma obiekt westchnień! Jestem z ciebie dumna – podeszłam i przytuliłam ją mocno.
- Przestań – zaśmiała się i lekko poczerwieniała, poczym podeszła do blatu i nalała do jednej z filiżanek trochę mleka. Zatrzymałam ją, kiedy się odwracała w stronę lodówki.
- Gadaj, kto to jest! – drążyłam dalej.
- Pamiętasz Danego? – spytała cicho wymijając mnie i odłożyła kartonik mleka.
- Ten przystojniak z dziewiątej klasy? – zapytałam zdziwiona.
- Tak. Ale to nie on – zaśmiała się i wyjęła z szuflady łyżeczki.
- No ja cie kiedyś uduszę. – skwitowałam i wyjęłam cukierniczkę.
- Jak mnie zabijesz to się nie dowiesz – wywiesiła język. – No dobra, jego kolega Max – wreszcie to z siebie wyrzuciła.
- No było tak od razu. – powiedziałam i zajęłam miejsce przy stoliku. – opowiadaj wszystko po kolei.
- No fajny jest, nawet bardzo. Z początku nie chciałam, ale w sumie nie zawadzi poznać. – wybąknęła robiąc się powoli purpurowa na twarzy.
- No kochanie! A mówiłam, że fajny to nie – zaśmiałam się, a April przekręciła oczyma i wzięła w dłonie dwie z trzech filiżanek.  Podążyłam za nią zabierając ostatnią z nich oraz cukiernice.

  Sue zdążyła włączyć telewizor i rozsiąść się na kanapie. Jeeeezu! Jak mi tego brakowało – pomyślałam i postawiłam przedmioty na stoliku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz