środa, 23 lipca 2014

Trochę w stronę amatorskiej poezji ;)

Narkotyk
(Czyli znowu o miłości)

Jestem uzależniony,
Od ciebie.
Dlatego piję.
Bo nie mogę być z Tobą.
 Żyły wypełniam,
Oddechem Twych słów.
Na zardzewiałej igle,
Zwisa kropla mej
Samotności.
Czekajaca na rozbłysk
Euforii.
W dymie papierosa
Widzę przeszłość.
Ukrytą pod płaszczem
Nikotyny.
Jestem uzależniony,
Od Ciebie.
Gdy kokaina
Uczuć wciągana,
Uderza mi
Do głowy.
Świadomość świruje.
Serce wariuje.
A Ciebie nie ma…
Jestem uzależniony od
Ciebie.
Alkohol szumi mi
W głowie.
Rysuje więc,
Ścieki przeznaczenia.
Wybrane.
By spotkać Cię,
W mych marzeniach.
I gdy osiądam
Szczyty,
Wszystko wariuje.
Góra jest dołem,
I dół górą.
Wymiotuje.
By trzeźwieć w bólach
Porannych,
I jedno wiem…
To się powtórzy
Na pewno nie raz.
Co wieczór, co rano, co świt,
Co dzień.
Jedno wiem na pewno.
Uzależniony jestem...

Od Ciebie.



_____________________________________________________________________
Wiersz jest on autorstwa mojego przyjaciela.
Bardzo mi się podoba, dlatego postanowiłam go opublikować. 
Pozdrawiam Robiego :P :*

środa, 9 lipca 2014

Bo każdy kij ma dwa końce[...]

Mówią: " Że dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki".

  Ja weszłam, wielokrotnie, za każdym razem badając tylko brzeg.
Gdy później zagłębiałam się nieco dalej, gubiłam grunt pod nogami...
Uciekałam w pośpiechu na ląd, dalej nie umiejąc pływać i z przyśpieszonym biciem serca.
   Kiedy zdarzenie odeszło w niepamięć kolejny raz zaczynałam badać brzeg, a rzeka ponownie zwodziła przez oszukańczy nurt.
Odpuszczam...
Wybieram się na basem.

[..] a rzeka drugie dno. ;) 

___________________________________
Suche myśli o tak później porze..

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 4

~~

  Wyszłam z krętych uliczek miasta i zaczęłam biec. Dokładnie nie wiedziałam gdzie i po co. Oczy zalewały się łzami, prawie musiałam się zatrzymać, aby cokolwiek zobaczyć. Otarłam mokre policzki i biegłam dalej. Noc była ciemna i chłodna, spojrzałam w niebo. Gwiazdy przykryły czarne niczym smoła, chmury. Wbiegłam w oświetlony park i zwolniłam kroku. Nagle zdałam sobie sprawę, ze znajduje się Hyde Parku, przystanęłam przy pierwszej ławce i usiadłam na niej. Serce łamało się na pół, podciągnęłam nogi do góry i zakryłam twarz w kolanach. Nie wytrzymałam, zaczęłam płakać. Wylewałam swoje rozwalone i zepsute życie o czarną sukienkę. Poczułam jak moje włosy stają się mokre, zaraz potem zaczęło przemiękać ubranie. Odchyliłam głowę do góry, a na moją twarz padały teraz lenie strużki deszczu. Rozejrzałam się do o koła, niewyraźnym wzrokiem wyłapałam niewielkie jeziorko. Siedziałam tam z Matem i rozmawialiśmy przez pół wieczoru. Chodziliśmy w kółko po parku, rozmawiać o tym, co między nami jest. Niby nic wielkiego, jednak dla mnie rzecz niezwykła. Usiedliśmy wtedy na jednej z ławek i wpatrywaliśmy się w fontanę. Wtedy nie było za ciepło, cała trzęsłam się jednak moje serce było gorące. Wspomnienia przewijały się jak klisza. Szkoła. Miejsce gdzie się poznaliśmy. Pierwsze skierowane słowa, wspólne spacery i zdawkowe zdania. Potem niewinne maile, aż w końcu dłuższe rozmowy. Moment, kiedy wymieniliśmy się numerami komunikatorów i przesiadywanie godzinami w jednym zakamarków ze szkoły. Byłam teraz cała mokra od deszczu. Nie przeszkadzało mi to, klisza przewijała się dalej. Walentynki, niewinny list a sprawił tyle uśmiechu na twarzy. Pierwszy dotyk dłoni pod kocem, Nieszczęsny bal. Mecz, na który mnie zaprosił. Wspólne fałszowanie. Koniec szkoły, kino, park. Wspomnienia wirowały i przewijały się szybko w mojej głowie. W końcu powrót do domu, koniec znajomości. Jednak ponowne spotkanie, wesele tam gdzie wiedziałam, że nic się nie stanie, wydarzyło się najwięcej. Usłyszałam tekst piosenki, którą kiedyś mi wysłał :

We're falling apart and coming
Together again and again
We're growing apart but we're pulling together
Pulling together, together again

Don't let me go

Byłam doszczętnie przemoczona, ale nie zwracałam na to uwagi. Wesołe miasteczko w Luizjanie, które razem odwiedziliśmy. Później oglądanie wspólnych zdjęć. Potem chwila przerwy, na przeprosiny wręczył mi różę i wypiliśmy czerwone wino. Zasnęliśmy w tuleni trzymając się za nasze ciepłe dłonie. A teraz ona. Ta dziewczyna z kawiarni. Zabrała mi wszystkie marzenia, stanęła w kuchni z kubkiem kawy podając Matowi, a on pocałował ją w czoło dając bezpieczeństwo i wychodząc do pracy.

- W przyszłości będę miał syna.
- A ja córkę i będę ją chronić przed Twoim synem.
- Jak będziesz miała córkę z jakimś palantem…

To wszystko miało wyglądać inaczej:

To co, za trzy lata wychodzisz za mąż, patrz ja złapałem muchę.

Wesele? Tyko z kim.

Słyszałam w głowie nasze rozmowy. A zimno telepało mną na wszystkie strony. Teraz te wszystkie wspomnienia zamazały moją osobę, a w zamian za mnie pojawiła się koleżanka z kawiarni. Tak sobie wyobrażałam jego partnerkę. Ładną, wysoką, inteligentną. Zupełne przeciwieństwo mnie.

- April a jeżeli zmieniłabym wygląd? Co powiesz na czekoladowe włosy, szpilki, krótkie sukienki?
- Bardziej dziewczęco?
- Tak właśnie.
- Wiesz, jak polubił Cię taką, jaka jesteś to się nie zmieniaj. Ale próbuj…

- Wszystko straciłam. Każde nasze spotkanie jest teraz tylko wspomnieniem. – Podniosłam się z ławki i zaczęłam wracać do domu. – Nie mogę mu przeszkadzać, niech on będzie szczęśliwy.

„Jeśli kochasz puść wolno. Jeżeli wróci jest Twoje, jeśli nie? Nigdy Twoje nie było”

 Szłam wolno, cała przemoknięta. Lampy już dawno zgasły, nawet nie zdawałam sobie z później pory. Tylko księżyc oświetlał mi drogę. – Wiem, że pomiędzy nami coś jest. Coś niezwykłego. Wiele razy miał być „koniec” jednak mijało parę tygodni, miesięcy a między nami było dalej tak samo. Teraz, gdy ją ujrzałam, zdałam sobie sprawę, że mogę go stracić na prawdę.

Ja nie chce kogoś na chwilę tylko na zawsze…

Słyszałam wspomnienia. Nie tylko były obrazkami one również do mnie mówiły. Jakaś cząstka mnie należała do niego i chyba nadal tak zostanie.
- Ależ, ja jestem żałosna! Smarkula, która nie potrafi pogodzić się z przeszłością. Co ja sobie myślę?  Że odezwę się po tym co zrobiłam i będzie wszystko w porządku? – wykrzyczałam w stronę błyszczącego księżyca. – Teraz jest za późno na szczerą rozmowę i na powroty. – powiedziałam ciszej.

- I niby jak to zawsze mówiłaś mężczyzna nie powinien pozwolić
kobiecie odejść,
ale jak ja mówiłem kobieta tego chce – proszę bardzo, jej wybór… ale nigdy więcej już nie wracaj.

- Schrzaniłam i teraz muszę za to odpowiadać. – biłam się z myślami. – Mimo tego nie zapomnę, już na zawsze każde wspomnienie z Matem, będzie wyryte w mojej podświadomości.
W końcu dotarłam do mieszkania moich przyjaciółek. Cała przemoknięta i zmarznięta weszłam do środa. April i Sue przytuliły mnie mocno, zza ściany wyłoniły się smutne bliźniaczki Bennett.
- Jak się czujesz? – usłyszałam po chwili nawet nie wiem, od kogo.
- Teraz będę patrzeć na marzenia, które zabiera ktoś inny. – powiedziałam cicho i spokojnie – Zazdroszczę jej tego, że natrafiła właśnie na niego. Będzie głupia, jeżeli go zrani i schrzani wszystko jak ja. – otarłam łzę z zimnego policzka – A jemu… życzę szczęścia.
Londyn odmienił całe moje życie.

                    EPILOG

  Wszystko, co przeżywamy jest na wagę złota. To kształtuje człowieka. Każdą decyzję trzeba poważnie przemyśleć. Jednak ludzie popełniają błędy, z którymi trzeba żyć dalej. Straciłam wiele, zbyt wiele…

O przyjaźń się nie walczy. Dla fałszywej nie warto, dla prawdziwej nie trzeba. A zatem, czy warto walczyć o miłość? Jeżeli jest ona prawdziwa… 

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 3


~~

 Obudziłam się dość wcześnie, jak na mnie. April jeszcze słodko spała, a ja wyszłam na balkon i odpaliłam papierosa. Słońce dopiero wstawało, a przyjemny chłód ranka otulał moje rozgrzane ciało. Spojrzałam na budzące się miasto, niekiedy słyszałam klaksony samochodów albo szczekające psy. Poczułam gęsią skórkę, ugasiłam papierosa poczym weszłam z powrotem do pokoju.
- Co ty robisz? – usłyszałam zaspany głos April.
- Nie mogłam spać – powiedziałam cicho.
- Cały czas mnie zaskakujesz ostatnio – poderwała się i przetarła oczy – która godzina?
- Szósta. – duża cyfra wyświetliła się na ekranie mojego telefonu. – A tak na marginesie to, kiedy zaczynamy pracę? Jakoś przegapiłam ten moment. – przybrałam poszkodowany ton.
- W poniedziałek – usłyszałam odpowiedź i ziewnięcie przyjaciółki.
- Jeżeli się nie mylę, to jutro? – upewniłam się.
- Tak. – powiedziała i przekręciła się na drugi bok.
- Super, czyli wolny dzień! – krzyknęłam i skoczyłam na łóżko April.
- Ty idiotko! Złaź ze mnie – wrzasnęła – Ludzie chcą jeszcze spać.
- Wczoraj sama mówiłaś, że Londyńczycy wstają wcześnie – zaczęłam się droczyć, ale gdy spojrzała na mnie groźnie dodałam – Okej, okej tylko nie bij  i pocałowałam ją w policzek – dobranoc.
    Położyłam się na swoim tymczasowym łóżku i patrzyłam w sufit.
- Tak w ogóle to, o której poszłyście spać? – spytałam po chwili.
- o drugiej – usłyszałam raczej sapnięcie niż odpowiedź.
- Tak późno? – marudziłam poczym dostałam w twarz poduszką.
- Śpij! – powiedziała nudno, za około minutę później, do pokoju weszła zaspana Sue.
- Co wy tak głośno, noc jest przecież. – skomentowała zaspanym głosem i wyglądała jak siedem lat nieszczęścia. Zaśmiałam się i rzuciłam w nią poduszką, którą sama wcześniej dostałam.
- Widzę, że komuś tu się humor polepszył. – była tak niedospana a raczej skacowana, że nawet nie miała siły jakkolwiek zareagować na moją zaczepkę. – Super – dodała tylko i wróciła do swojego pokoju.
- Nie umiecie się bawić! – krzyknęłam w pogoni za przyjaciółką. I po chwili zaczęłam tego żałować, gdyż obie siostry rzuciły się na mnie i zaczęły łaskotać. – Dobra poddaje się, dobranoc. – powiedziałam przez śmiech, a Sue z April momentalnie wstały i wróciły do łóżek.
 Nawet nie wiem, kiedy znowu poczułam się senna i zasnęłam. Dopiero się obudziłam, jak April zaczęła chodzić po pokoju.
- Co ty znów wymyślasz? – spytałam obserwując bacznie przyjaciółkę.
- Idę na spacer – opowiedziała i wywiesiła język.
- Tak sama? – drążyłam nadal. – Załóż sukienkę i baleriny – doradziłam jej, a ona zgromiła mnie spojrzeniem, poczym szeroko się uśmiechnęła – no co, wiem przecież, że masz randkę – powiedziałam i wyszczerzyłam się.
- Spadaj – odrzekła malując usta pomadką. – Miłego dnia robaczku w domu – dodała, rzuciła mnie ponownie poduszką poczym wyszła z pokoju.
- Dlaczego znowu oberwałam? – krzyknęłam jeszcze.
- W gratisie! – usłyszałam radosny głos April.
Chwiejnie wstałam na nogi i poszłam do łazienki. Po kwadransie byłam już na dole i grzebałam w kuchni. Wyjęłam patelnie i rozgrzałam na niej tłuszcz, poczym wbiłam dwa jajka.
- Co tam pichcisz? – do pomieszczenia weszła wyszykowana już Sue.
- Śniadanie? – opowiedziałam pytaniem, gdyż w zasadzie nie wiedziałam, która jest godzina.
- Okej. Ja wychodzę, z tego, co widzę April też nie ma – spojrzała dziwnie na mnie. Wcale nie wiedziałam gdzie poszła – jakbyś chciała gdzieś iść, kluczę wiszą obok kurtek i zamknij dom.
- A ty gdzie? – zdążyłam tylko zapytać.
- Idę do pracy kochanie! Niektórzy muszą jeszcze zarabiać. – powiedziała wychodząc na dwór, a ja spojrzałam na patelnie z poirytowaniem. W końcu przełożyłam jajka na talerz i zjadłam je z wielkim smakiem. Włożyłam ubrudzone naczynia do zmywarki i powędrowałam na górę. Wysypałam ciuchy z torby i zaczęłam przeszukiwać jej zawartość. Znalazłam niebieskie baleriny, jasne krótkie spodenki, bokserkę i cienki na trzy czwarte sweterek. Ubrałam się i splątałam włosy w niedbałego warkocza. Zabrałam torbę wraz z telefonem i zeszłam na dół. Zamykając dom schowałam kluczyki i wyszłam na miasto.
  Ulice były jak zwykle zakorkowane, a chodniki zatłoczone. W wolnym tempie szłam przed siebie. W zasadzie to nie miałam jakiegoś konkretnego celu, po prostu nie miałam ochoty spędzać niedzieli w domu. Nagle jakiś chłopak szturchnął mnie i upadłam.
- Kretyn! – powiedziałam i otrzepałam się z kurzu. Chłopak nawet się nie odwrócił, tylko maszerował przed siebie. Podniosłam do góry głowę i zobaczyłam wielki szyld z napisem „kino”. Wspomnienia przewijały się jak film przez moje oczy. Kiedy Mat z własnej inicjatywy zabrał mnie tutaj i oglądaliśmy film. Co prawda nie żadne romansidło, ale i tak nie narzekałam. Siedzieliśmy wtuleni w siebie i bawiliśmy się dłońmi, nawet nie zauważyliśmy, kiedy seans dobiegł końca. Potem odprowadził mnie grzecznie pod dom i pożegnaliśmy się. Potrząsnęłam głową i wyrzuciłam myśli z głowy, poczym zaczęłam iść dalej. Mijałam czerwone budki, oglądałam piękne wystawy, aż w końcu trafiłam pod szkołę. Zobaczyłam na boisku chłopaków, którzy chyba mieli trening. Przedostałam się na trybuny i usiadłam na jednej z nich. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie moment, kiedy Mat zabrał mnie na mecz. Ile wtedy było wątpliwości. Zdziwiłam się, gdy mnie zaprosił, pamiętam dokładnie jak wieczór przed meczem umawialiśmy się. W końcu poszłam na mecz i również zajęłam miejsce na trybunach. Dzielnie kibicowałam kapitanowi meczu, który za każdym razem, gdy na mnie spojrzał szeroko się uśmiechał. Otworzyłam oczy i ujrzałam już puste boisko. Nie wiem ile tu siedziałam, ale postanowiłam wracać. Wstałam i ruszyłam w kierunku domu, wbijając wzrok w ziemię.
- Nie wierzę Emily Scott to naprawdę ty! – usłyszałam i podniosłam głowę. Moim oczom ukazały się bliźniaczki Bennett.
- Carolay! Diana! – wrzasnęłam i podbiegłam do koleżanek.
- Co tu robisz? – zapytały, gdy wyplątałam się z uścisku.
- Przyleciałam na wakację do April i Sou. – wytłumaczyłam się i obserwowałam dziewczyny. Dużo się zmieniły od czasu, kiedy je wiedziałam.
- Jak dawno ich nie widziałam. Niedługo minie miesiąc – posumowała Carolay.
- Diana ścięłaś włosy. – skierowałam się do jednej z sióstr.
- Jak widać – dziewczyna odpowiedziała i poprawiła fryzurę.
- Teraz nie jesteście takie podobne jak wcześniej, ale nadal wyglądacie nie ziemsko – skomentowałam i ucałowałam je.
- To co kawa? – spytała Carolay nie chowając uśmiechu.
- Mam lepszy pomysł, zrobimy małą domówkę! – postanowiłam i wyjęłam kluczę z torby.

    Szybkim krokiem dotarłyśmy pod dom Russo. Otworzyłam drzwi i wpuściłam koleżanki do środka.
- Poczekajcie zadzwonię do April – powiadomiłam dziewczyny i weszłam do kuchni – cześć kochanie zgadnij, kogo spotkałam na mieście. Nie no, co ty – skrzywiłam się – bliźniaczki Bennett! Nie piszcz tak tylko słuchaj. Wpadłam na pomysł kameralnego spotkania, więc przeproś grzecznie Maxa i wracaj do nas. – powiedziałam wesoło i rozłączyłam się.
Wróciłam do gości i oznajmiłam, że April będzie najszybciej jak się da. Wszystkie stwierdziłyśmy, że przygotujemy jakieś przekąski, poczym wybrałyśmy się do sklepu. Do wózka wrzucałyśmy wiele niezbędnych produktów. Daniem głównym miała być sałatka grecka i micha cieplutkich frytek. Pozostałym menu były oczywiście chipsy i paluszki. Zakupiły też trochę alkoholu i wróciłyśmy do mieszkania. Zdążyłam zamknąć drzwi, kiedy przez nie wpadała April i zaczęła wyszukiwać przyjaciółki. Wszystkie wpadłyśmy sobie w ramiona i mogłyśmy poczuć się jak dawniej. Nie czekając ani chwili dużej, usmażyłyśmy frytki i zrobiłyśmy sałatkę. W końcu usiadłyśmy w salonie i jedząc, dzieliłyśmy się ostatnimi wydarzeniami.
   Około pierwszej w nocy, drzwi otworzyły się i do domu weszła zmęczona Sue. Przywitała się tylko i poszła na górę spać.
- Wiecie, co dziewczyny muszę was przeprosić na chwilę – wstałam i założyłam kurtkę, a z torby wyjęłam paczkę fajek.
- Emily ty palisz? – usłyszałam zdziwiony głos Carolay.
- No wiesz tak jakoś – popatrzyłam na pudełko i skrzywiłam się lekko.
- W końcu mam z kimś iść. – powiedziała i wstała chwiejnie z kanapy.
- W zasadzie, to też bym zapaliła – odezwała się Diana.
- Jak wszystkie, to sama tu siedzieć nie będę – podsumowała April i wszystkie wyszłyśmy przed dom. Noc była chłodna, jednak miałyśmy w sobie parę procentów, wiec zbytnio nam to nie przeszkadzało. Zapaliłyśmy i wspominając dobre czas śmiałyśmy się w niebogłosy. W końcu przyszedł czas na pożegnanie i wraz z April wróciłyśmy do domu. Szybko przebrałyśmy się w piżamy i usiadłyśmy na swoich łóżkach.
- Opowiadaj – zagadnęłam w końcu.
- O czym? – spytała ziewając.
- O spacerze z Maxem – uśmiechnęłam się.
- Gadaliśmy jak zwykle, nic konkretnego – powiedziała zmęczona – a tobie jak minął dzień? – spytała wsuwając się pod kołdrę.
- Szwendałam się po mieście bez celu, nic ciekawego – podsumowałam.
   W końcu April zasnęła, a ja zostałam sama z myślami. Postanowiłam napisać do Mata. Była to zwykła wiadomość, lecz z pewnym sentymentem. Wstukałam niepewne „dobranoc” i wysłałam. Pamiętam jak zaczynaliśmy tak, każdą wiadomość. – jestem żałosna – powiedziałam znowu – nie wiem czego mogę oczekiwać, pewnie mnie nienawidzi po tym wszystkim – pomyślałam i wpatrywałam się bez celu w sufit.


~~

   Południe minęło dość szybko, nie wstałyśmy wcześnie. Więc zdążyłyśmy tylko zjeść śniadanie i musiałyśmy szykować się do pracy. Założyłam granatową spódniczkę, tą samą bluzkę z granatowym krawatem i czarne szpilki. Umalowałam się i przeczesałam włosy. Do zmiany zostało 40 minut, więc opuściłyśmy mieszkanie i wolnym tempem kierowałyśmy się do kawiarni.
   Na miejscu dostałyśmy fartuszek i plakietkę z imieniem. Lukas – chłopak, który załatwił nam robotę – przedstawił nam wszystko, co mamy robić. Więc już uświadomione złapałyśmy za plik kartek i ruszyłyśmy przyjmować zamówienia. Praca nie była zbyt skomplikowana, a zespół od razu nas polubił. W końcu, gdy lokal trochę opustoszał, zamówiłam z April late i pozwoliłyśmy sobie na chwile przerwy. Nim się obejrzałyśmy zmiana dobiegła końca i mogłyśmy wracać do domu.
- Wiesz miło by było gdzieś wyjechać na jakiś czas za miasto – zagadnęła April w drodze powrotnej.
- Masz namyśli konkretne miejsce? – spytałam zaciekawiona pomysłem przyjaciółki.
- Można by wynająć jakiś domek i posiedzieć w nim parę dni z Carolay i Dianą. Może zabrałabym Maxa? Co myślisz?
- W sumie, czemu nie – spojrzałam w gwiazdy i wciągnęłam chłodne powietrze do płuc – lubię spacerować nocą.
- Wiesz nigdy nie sądziłam, że znowu będziemy wspólnie wracać do domów w tym wypadku do jednego. – powiedziała po chwili.
- Fajnie nie? – spytałam i złapałam ją pod rękę. Uśmiechnęłyśmy się i wróciłyśmy pośpiesznie do domu.

  Nazajutrz wyszłyśmy na zakupy. Sklep był niedaleko, jednak trochę czasu zajęło nam dotarcie na miejsce. Słońce osiągnęło zenit i rozpalało ciepłem przechodniów. W końcu schroniłyśmy się w chłodnym budynku supermarketu. Stałyśmy właśnie przy stoisku z warzywami, kiedy ujrzałam Mata.
- Patrz April! – szepnęłam a ona odwróciła się w jego kierunku.
- Zagadaj! – powiedziała i uśmiechnęła się.
- No, co ty. Nie – wzięłam sałatę lodową i włożyłam ją do wózka – no dobra. – zaczęłam iść w jego kierunku, kiedy cofnęłam się – Nie. Pomyśli, że jestem nachalna. Nie mam mowy.
- No dawaj! – rozkazała i wypchnęła mnie w stronę Mata. Niepewnie przeszłam parę kroków i od razu zawróciłam.
- Nie i koniec, kropka. – stanęłam na środku i splotłam dłonie na piersiach.
- No dobra, jak chcesz – powiedziała i ruszyła wraz z wózkiem w jego kierunku.
- No, co ty wyprawiasz – zobaczyłam i popędziłam za nią.
- Część Mat – zwróciła się do chłopaka, który właśnie stał przy nabiale. – o kurcze, chleb! Zapomniałam, zaraz wrócę – powiedziała i puściła mi oczko, a ja spiorunowałam ją wzrokiem.
- Cześć – odezwał się i uśmiechnął jak kiedyś.
- Hej – powiedziałam głupio i patrzyłam się w jego błękitne oczy.
- Na zakupach? – spytał wkładając ser do koszyka.
- Tak, zapasy się skończyły – moje serce dostało skrzydeł i chciało wylecieć z piersi – wiesz, pewnie April nie poradzi sobie z pieczywem, więc muszę ją wspomóc.
- No ja też się spieszę, także – powiedział speszony i odszedł.
Równie szybko przedostałam się pod odpowiedni dział i tam ujrzałam przyjaciółkę, którą obecnie mogłabym teraz zabić.
- Do reszty zgłupiałaś – wysiliłam się tylko.
- Oj przesadzasz. I jak? – powiedziała spokojnie wkładając bułki do wózka.
- Nijak.
- Nie gadaliście? Nie było cię trochę – uśmiechnęła się i odjechała przed siebie.
- o czym? – weszłam jej w paradę.
- No nie wiem, co kupował? – spytała i ominęła mnie zwinnie zatrzymując się przy przekąskach.
- Ser – powiedziałam unosząc jedną brew do góry i patrząc na nią sarkastycznie.
- No widzisz, to też jest jakiś temat. Pamiętasz jak kiedyś mi mówiłaś? „ Lubisz ser? A jaki? Maasdamer? O ja też!” – zaśmiała się i poszła do kasy a ja stanęłam poirytowana na środku alejki.

~~

W milczeniu wróciłyśmy do domu i wypakowałyśmy zakupy.
- Co taka grobowa cisza – zagadnęła w końcu Sue wpadając do kuchni gryząc jabłko.
- Emily jest na mnie wściekła za to, że kazałam jej porozmawiać ze swoim przeznaczeniem – powiedziała a ja zgromiłam ja spojrzeniem.
- Nie, no wy jesteście jak czapla i żuraw – kontynuowała Sue i wdrapała się na blat poczym zaczęła machać nogami jak małe dziecko – jedno chce to drugie nie chce, drugie chce to pierwsze nie chce. – podsumowała a April parsknęła śmiechem.
Wyszłam z kuchni i udałam się do pokoju przyjaciółki. Położyłam się na łóżku i wpatrywałam w sufit. Po chwili usłyszałam kroki zbliżające się do pomieszczenia, w którym się znajdowałam.
- Zostaw mnie samą – powiedziałam, gdy ujrzałam April wchodzącą do środka.
- Chciałabym, ale za godzinę zaczynamy pracę i musze się wyszykować. – uśmiechnęła się tryumfalnie i pomaszerowała do garderoby.
- Świetnie – wstałam niechętnie z łóżka i założyłam czarną w białe kropki sukienkę do kolana. Rozpuściłam wcześniej upięte w koka włosy, które ładnie się pofalowały. Poczekałam w ciszy na przyjaciółkę, założyłam jeszcze szpilki i wyszłyśmy do kawiarni.
Nadal nic się nie odzywając, założyłam fartuszek i przyczepiłam plakietkę z imieniem. W lokalu nie było dużo ludzi, więc większość czasu obijałyśmy się na zapleczu. Do końca zmiany została niecała godzina, a my czułyśmy jakby miała trwać wieczność. W końcu wszedł do nas Lukas.
- Dobra koniec tego dobrego, stolik przy oknie po lewej stronie zamówił late i cappuccino. – podszedł do mnie i wręczył mi tackę – ja muszę chwilę odpocząć, ty przyjmiesz zamówienie. Z ociąganiem przejęłam tacę i weszłam do kuchni, odebrałam kawy i wyszłam na kawiarnię. Spojrzałam na stolik i osłupiałam, a taca z gorącym napojem upadła na ziemię. Nie czułam na stopach rozlanego wrzątku, tylko okropny ból przeszywający moje serce. Zanim zdążył, ktokolwiek się obejrzeć z powrotem uciekłam na zaplecze.
- Emm co się stało? – wpadałam w ramiona wystraszonej przyjaciółki.
- Nic. – powiedziałam ponuro – muszę wyjść. Dziewczyna wyjrzała przez okienko na sale i zauważyła Mata w towarzystwie pięknej, o długich czekoladowych włosach oraz długich smukłych nogach, kobiety. Miała na sobie dopasowaną ciemnofioletową sukienkę do kolan a na nogach czarne skórkowe szpilki. Śmiali się i patrzyli na siebie maślanymi oczyma. April złapała mnie za barki i spojrzała w moje zaszklone oczy.
- Nie przejmuj się, może to tylko koleżanka. – powiedziała smutnym głosem.  Wyrwałam się jej i wyszłam z budynku tylnymi drzwiami. Usiadłam na ławce opartej o jasna cegłę, odpaliłam papierosa i zaczęłam zaciągać się dymem. Po chwili usłyszałam kroki, obok mnie usiadła przygnębiona April. Przytuliła mnie poczym powiedziała:
- Kochanie, wiem jak to może wyglądać. Ale sama wiesz, że on tak szybko w związki nie wchodzi ile on się mogą znać pięć góra sześć miesięcy – skończyła i potarła mnie dłonią po plecach.
- No i co z tego? On kogoś ma, więc ja nie zamierzam się w to mieszać. Co z tego, że każda część mojego ciała jest rozdarta, to ja zepsułam to wszystko. Miałam kogoś on też ma do tego prawo. – powiedziałam w złości, cała się trzęsąc.
- Wiem. – skomentowała krótko.
- Chciałabym żeby to się nie działo naprawdę, teraz wszystko legło w gruzach – podsumowałam i wstałam z ławki.
- A ty gdzie?
- Muszę się przejść. Proszę powiedz, że źle się poczułam i wróciłam do domu. – spojrzałam na nią bezradnie z trudem powstrzymując łzy.

- Dobra, tylko nie rób nic głupiego – powiedziała i przytuliła mnie mocno po czym weszła do budynku.