piątek, 16 listopada 2012

Mamo wróć!



1.

Budzik zadzwonił punktualnie o szóstej, uniosłam jedną z powiek, jednak pod wpływem ciężaru opadła zakrywając oko. Dźwięk narastał i narastał, wtedy pacnęłam lekko dłonią guziczek i ucichł. Leżałam tak jeszcze nie wiem z ile, kiedy usłyszałam głos mamy z kuchni – no tak, trudno muszę wstać – pomyślałam nadal przytulając się do poduszki. Po dłużej chwili zebrałam się w sobie i odkryłam jedną nogę z pod kołdry.
- LIDKA! A Ty jeszcze w łóżku? Spóźnisz się! – w drzwiach mojego pokoju stanęła szczupła, przeciętnego wzrostu, ale o pięknej urodzie rozwódka Małgorzata.
- Mamo zaraz wstanę, tylko jeszcze 5 minut – wybełkotałam z pod kołdry.
- Jakie zaraz, wstawaj i to już! -  podeszła i zrzuciła mi ją – codziennie to samo, leń jeden –  wymruczała pod nosem po czym wyszła dumnie z pokoju.
Zeszłam powolnie z łóżka i udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro i niemal się przeraziłam. Twarz blada jak kreda, długie roztrzepane kasztanowe włosy, wielki nos i duże brązowe paskudne oczy. Przyłożyłam palec do nosa, naciągnęłam go lekko do góry – no jakby tu przyciąć i naciągnąć to może wyglądałabym jak człowiek…
-LIDKA ŚNIADANIE! – z kuchni wydobyły się kolejne krzyki Małgorzaty.
-A tak, muszę umyć zęby – gadałam do siebie jak głupia, wzięłam zieloną szczoteczkę z jeżykiem do niszczenia bakterii na języku i policzkach, czy jakoś tak. Nałożyłam pastę tworząc wzorek jak w reklamie - prawie mi się to udało – skomentowałam marudnie w myślach – zmoczyłam i zaczęłam myć zęby. Następnie umyłam twarz żelem, rozczesałam włosy i pomaszerowałam z powrotem do pokoju. Celem kolejnym była szafa, umieszczona naprzeciwko łóżka. Stanęłam i patrzyłam na ubrania – wywabiałam je wzrokiem – no, ale się nie udało i żaden nie pofatygował się, aby wpaść mi w ręce, więc złapałam pierwszy lepszy sweter, białą bokserkę i pomarańczowe rurki.
-LIDKA ILE MAM CIĘ WOŁAĆ DO CHOLERY?!
-NO JUŻ IDĘ! – zamieniłam staranie koszulkę nocną, założyłam okulary, złapałam jeszcze plecak i ciężkimi krokami zeszłam po schodach.
W kuchni czekały na mnie płatki z mlekiem, kakao i drugie śniadanie.
- Kocham Cię mamusiu – wypowiedziałam słodko i przytuliłam się w ramach podziękowania.
- No jedź, bo się spóźnisz – Małgorzata wyślizgnęła się z moich objęć. Od kiedy ojciec ją zostawił, rzadko okazywała komukolwiek uczucia.
Usiadłam przed miską pełną płatków, spojrzałam to na łyżkę, to na płatki. W końcu, kiedy się namyśliłam dziabnęłam ze trzy łyżki i popiłam trochę kakałem, po czym wzięłam drugie śniadanie i schowałam do plecaka. Ubrałam płaszcz, kozaki, krzyknęłam „dowidzenia” i wyszłam z domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz