1.
Budzik
zadzwonił punktualnie o szóstej, uniosłam jedną z powiek, jednak pod wpływem
ciężaru opadła zakrywając oko. Dźwięk narastał i narastał, wtedy pacnęłam lekko
dłonią guziczek i ucichł. Leżałam tak jeszcze nie wiem z ile, kiedy usłyszałam
głos mamy z kuchni – no tak, trudno muszę wstać – pomyślałam nadal przytulając
się do poduszki. Po dłużej chwili zebrałam się w sobie i odkryłam jedną nogę z
pod kołdry.
-
LIDKA! A Ty jeszcze w łóżku? Spóźnisz się! – w drzwiach mojego pokoju stanęła
szczupła, przeciętnego wzrostu, ale o pięknej urodzie rozwódka Małgorzata.
-
Mamo zaraz wstanę, tylko jeszcze 5 minut – wybełkotałam z pod kołdry.
-
Jakie zaraz, wstawaj i to już! -
podeszła i zrzuciła mi ją – codziennie to samo, leń jeden – wymruczała pod nosem po czym wyszła dumnie z
pokoju.
Zeszłam
powolnie z łóżka i udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro i niemal się
przeraziłam. Twarz blada jak kreda, długie roztrzepane kasztanowe włosy, wielki
nos i duże brązowe paskudne oczy. Przyłożyłam palec do nosa, naciągnęłam go
lekko do góry – no jakby tu przyciąć i naciągnąć to może wyglądałabym jak
człowiek…
-LIDKA
ŚNIADANIE! – z kuchni wydobyły się kolejne krzyki Małgorzaty.
-A
tak, muszę umyć zęby – gadałam do siebie jak głupia, wzięłam zieloną
szczoteczkę z jeżykiem do niszczenia bakterii na języku i policzkach, czy jakoś
tak. Nałożyłam pastę tworząc wzorek jak w reklamie - prawie mi się to udało –
skomentowałam marudnie w myślach – zmoczyłam i zaczęłam myć zęby. Następnie
umyłam twarz żelem, rozczesałam włosy i pomaszerowałam z powrotem do pokoju.
Celem kolejnym była szafa, umieszczona naprzeciwko łóżka. Stanęłam i patrzyłam
na ubrania – wywabiałam je wzrokiem – no, ale się nie udało i żaden nie
pofatygował się, aby wpaść mi w ręce, więc złapałam pierwszy lepszy sweter,
białą bokserkę i pomarańczowe rurki.
-LIDKA
ILE MAM CIĘ WOŁAĆ DO CHOLERY?!
-NO
JUŻ IDĘ! – zamieniłam staranie koszulkę nocną, założyłam okulary, złapałam
jeszcze plecak i ciężkimi krokami zeszłam po schodach.
W
kuchni czekały na mnie płatki z mlekiem, kakao i drugie śniadanie.
-
Kocham Cię mamusiu – wypowiedziałam słodko i przytuliłam się w ramach
podziękowania.
-
No jedź, bo się spóźnisz – Małgorzata wyślizgnęła się z moich objęć. Od kiedy
ojciec ją zostawił, rzadko okazywała komukolwiek uczucia.
Usiadłam
przed miską pełną płatków, spojrzałam to na łyżkę, to na płatki. W końcu, kiedy
się namyśliłam dziabnęłam ze trzy łyżki i popiłam trochę kakałem, po czym
wzięłam drugie śniadanie i schowałam do plecaka. Ubrałam płaszcz, kozaki,
krzyknęłam „dowidzenia” i wyszłam z domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz