niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 22


~~


      Po powrocie ze szkoły, odwiedziłam April, na szczęście u mojej przyjaciółki siedziała nasza ekipa. Więc mogłam pożegnać się z nimi wszystkimi. Kiedy tylko mnie zobaczyły od razu się przywitały.
- Hej Emily! Dlaczego nie przyszłaś wcześniej? – zapytała Camil szturchając mnie lekko w ramię z udawanymi pretensjami.
- Nie mogłam – powiedziałam przygnębiona.
- Weź przestań, żartuje tylko – przyznała szybko na widok mojej smutnej miny.
- Ej, stało się coś? – zmartwionym głosem odezwała się Diana.
- Słuchajcie – zaczęłam niemrawo, po czym przeanalizowałam z wolna każdą z dziewczyn – przyszłam się tylko z wami pożegnać – zatrzymałam wzrok na April – Jutro rano wyjeżdżam do Nowego Orleanu – kiedy wypowiadałam te słowa poczułam się tak jak wtedy, gdy musiałam powiedzieć moim przyjaciółkom że przeprowadzam się do Londynu.
Koleżankom zrzedły miny i przytuliły się do mnie mocno. Tylko April, jako jedyna stała nieruchomo i patrzyła w przestrzeń. Uwolniłam się z uścisku i podeszłam do niej.
- April – powiedziałam cicho.
Nie odezwała się, nadal sprawiała wrażenie nieobecnej - Przepraszam, dowiedziałam się wczoraj, jak wróciłam od Mata – wtedy mnie zemdliło na wspomnienie o tym – Chodź pójdziemy się przejść, co? – zaproponowałam.

    Idąc do parku, niedaleko naszych domów, całą drogę przeszłyśmy w milczeniu. W końcu usiadłyśmy na jednej z ławek.
- Nigdy już nie wrócisz? – zapytała przerywając długą wyczerpującą ciszę, zamyślonym głosem.
- Nie mów nigdy, to takie wielkie słowo – skomentowałam rozluźniając trochę atmosferę.
Spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach, do moich napłynęły łzy. Przytuliłam ją żeby się nie rozpłakać. Nawet nie miałam siły, aby opowiedzieć jej o wczorajszej rozmowie z Matem.
- Dlaczego? – odepchnęła mnie i spojrzała w moje oczy. Popatrzyłam na nią zdezorientowana – Dlaczego musisz wyjechać?
- Ojca wyrzucili z roboty – wybąknęłam.
- Okej – wykrztusiła słabo – A co z Matem?
- Chyba wszystko skończone między nami – powiedziałam wlepiając wzrok w ziemię.
- Ej, jak to?
- Normalnie – wzruszyłam ramionami.
- Co się stało?
- Nic takiego, po prostu byłam wczoraj u niego. Zamieniłam z parę słów, w dodatku i tak wyjeżdżam – wyklepałam jednym tchem.
Przytuliła się do mnie, aby mnie pocieszyć.
- Przyjadę! – Powiedziałam naglę. April spojrzała na mnie swoimi wielkimi brązowymi oczami.
- Odwiedzę was. Ciebie oraz Sue i dziewczyny także. Na pewno! Jeszcze nie raz!
Uśmiechnęła się do mnie smutno i wtuliła się w moje ramie, jej długie włosy załaskotały mnie w szyję. Jednak po chwili sama uległam i przytuliłam się mocno.
Siedziałyśmy tak przez chwilę, roniąc przezroczyste łzy. Kiedy odkleiłyśmy się od siebie, spojrzałam na zegarek i obie udałyśmy się z powrotem do jej domu.
- A Sue gdzie? – zagadnęłam, kiedy stałyśmy na werandzie.
- Jak wychodziłam, jeszcze siedziała w pokoju.
- Okej dzięki.
Przytuliłam kolejny raz swoją przyjaciółkę i szepnęłam do ucha:
- Przepraszam raz jeszcze, ale będę pisać i na pewno ogromnie tęsknić.
- Nie masz, za co, to nie twoja wina – powiedziała smutnym głosem, odwzajemniając uścisk – trzymaj się. Do zobaczenia! – wypuściła mnie  z objęć i wróciła do dziewczyn. A ja udałam się na górę.
Koleżankę zastałam w swoim pokoju. Spojrzała na mnie zdziwiona i zaprosiła do środka. Usiadłam na jej łóżku i patrzyłam jak gra na laptopie.
- A ty małolato, co tu robisz? – zaśmiała się.
- A stoję.
- Mówiąc to miałam namyśli, co było powodem, że przyszłaś – wyszczerzyła się.
- Bo chciałam się pożegnać przed wyjazdem.
- Wyjazdem? Aaa… jedziesz do babci? – powiedziała radośnie naciskając spację, aby zabić stworki.
- No tak jakby- zaczęłam zamyślona – wyprowadzam się – powiedziałam po dłuższej chwili.
- Acha, a prawdziwy powód?
- Znam tylko tą wersję.
Zamknęła laptopa, usiadła po turecku na łóżku i spojrzała na mnie.
- Nigdzie nie jedziesz – powiedziała dumnie.
- Chciałabym…
- Dlaczego? Masz nas tutaj i Mata – uśmiechnęła się wypowiadając jego imię – my spokojnie możemy cię przenocować – dodała radośnie.
- Mojego KOCHANEGO tatusia wywalili z pracy – powiedziałam z naciskając na kochanego.
- I dlatego wyjeżdżasz, mało pracy tutaj? – czasem miałam wrażenie, że z każdego roku przybywa jej tylko lat, ale nic po za tym. Uwielbiałam tą małą idiotkę.
- Widocznie.
- Mat już wie? – zapytała biorąc z powrotem laptopa na kolana.
- Nie – powiedziałam rozdrażniona.
- Dlaczego?
- Bo od wczoraj się nie odzywamy.
- Zwariowałaś?
- No właśnie chyba tak.
- Co się stało?
- Powiedziałam o parę słów za dużo i mnie olał. Znowu – stwierdziłam.
- Jak to?
- Sue, musisz zadawać tyle pytań?
- Nie muszę - uśmiechnęła się – z powrotem otwierając laptopa.
- Dzięki.
- Ale to nie znaczy, że tego nie zrobię – wyszczerzyła się.
Przekręciłam oczy i patrzyłam w ekran. Zielone stworki czołgały się to w przód i w tył, a dzielny mały ludzik próbował je nieudolnie ominąć.
- To powiesz mi? – ciągnęła dalej.
- Co mam powiedzieć?
Spojrzała na mnie i już wiedziałam, że nie żartuje. Westchnęłam ciężko.
- Po prostu nie jest mną zainteresowany, tak jak myślałam – burknęłam.
- Głupi jest! Trzeba mu przemówić do rozsądku! – wykrzyczała pokonując przepaść.
- Nie, po prostu tak miało być – powiedziałam smutno.
- Zamierzasz teraz odpuścić?
- A co mam zrobić?
- Przynajmniej powiedz mu, że wyjeżdżasz…
- Nie mam na to już siły – rzuciłam w jej stronę i zeszłam z łóżka. Spojrzałam jeszcze raz na koleżankę zajętą bardziej komputerem niż mną.
- Dobra idę, cześć.
- O której wylatujesz? – zagadnęła po chwili.
- O czternastej mam samolot.
Postałam chwilę, ale już się nic nie odezwała, po czym wróciłam
z  powrotem do domu.


~~


      Właśnie tak wyglądało niecałe osiem miesięcy w Londynie, a moje życie wywróciło się do góry nogami. Wstałam z łóżka i zasunęłam jeszcze torbę wypchaną ubraniami. Byłam gotowa do wyjazdu, ale niestety tylko fizycznie, bo cały czas myślałam o ludziach i miejscach, jakie tutaj poznałam. Zeszłam na dół z wielką walizką przy boku, w kwadracie stały już cztery takie walizki. Rodzice zasiedli przy stole pijąc ostatnią herbatę w tym miejscu. Podeszłam do mamy i przytuliłam się mocno. W domu panowała grobowa cisza, jakby ktoś umarł. Ojciec spojrzał na zegarek i poderwał się z krzesełka.
- Zostało pół godziny – powiedział wychodząc z pomieszczenia.
Chwilę potem i mama wstała z miejsca znikając w korytarzu. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Obserwowałam jak rodzice pakują bagaże do taksówki, lecz po chwili znowu powróciłam do wspomnień związanych z Londynem. Z każdej minuty na minutę byłam przybita coraz bardziej. W październiku nigdy nie pomyślałabym, że tak przywiąże się do tego miejsca. Wróciłam do momentu, przekroczenia drzwi tego domu. Zwiedzania każdego zakamarka. Przypomniało mi się pierwsze wyjście do sklepu i zapoznanie mojej nowej przyjaciółki. Czułam po policzkach ciepłe łzy, które zaczęły skapywać już na parapet.
- Chodź  Emily! – krzyknął tata otwierając na oścież drzwi – wyjeżdżamy!
Westchnęłam ciężko i zamknęłam oczy, by wyrzucić wspomnienia. Zasunęłam firankę i wyszłam z domu. Powolnym krokiem udałam się do samochodu, jeszcze odwróciłam się za nim do niego wsiadłam, aby ostatni raz spojrzeć na bordowe cegły ozdabiane kwiatami. Po paru minutach wlepiania się w budynek, zamyślona i smutna w końcu weszłam do czarnej taksówki i zamknęłam za sobą drzwi. Próbowałam odcinając też myśli, jednak z każdym mijanym miejscem pojawiało się ich więcej. Przed oczami miałam wysokiego chłopaka, z wiecznym uśmiechem i poczuciem humoru albo dwie zbzikowane siostry. Zacisnęłam powieki, abym nie mogła się ponownie rozpłakać. Z nadmiaru wspomnień ledwo się zorientowałam, kiedy samochód zaparkował przed lotniskiem. Powstrzymując się od wybuchu emocji, jakie eksplodowały w moim umyśle, zmusiłam się do uśmiechu. Wzięłam swoją walizkę z bagażnika i ruszyłam za rodzicami, którzy zmierzali do kasy po zamówiony wcześniej bilet. Zdążyłam go właśnie otrzymać, kiedy usłyszałam swoje imię wywoływane z tłumu. Odwróciłam się we wszystkie strony i nie dostrzegłam nikogo.
- Może tylko się przesłyszałam - powiedziałam cicho do siebie podchodząc do kontrolera.
- Emily?!
Obejrzałam się znowu i ujrzałam za sobą Mata. Zamknęłam na chwilę oczy, aby upewnić się czy to nie sen. Kiedy otworzyłam je, stał z wyraźnym smutkiem w oczach.
- Co ty robisz? – powiedział po chwili.
Nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć, milczałam.
- Wiem, przepraszam. Spieprzyłem sprawę – zaczął – ale uwierz nie chciałem aby tak wyszło.
- Mat, wszystko zrozumiałam za pierwszym razem, nie musisz mi dwa razy tłumaczyć – wybąknęłam.
- Muszę, bo źle mnie zrozumiałaś – powiedział błagalnym tonem.
- Ale chyba jest na to za późno, za chwilę odlatuje – ciągnęłam słabym głosikiem.
- Daj mi pięć minut – poprosił patrząc mi prosto w oczy.
Spojrzałam na czerwone elektroniczne literki przed wejściem do korytarzyka.
- Mat muszę już iść – przeniosłam na niego wzrok, chwilę potem odwróciłam się i ruszyłam do przejścia, po czym zajęłam miejsce na pokładzie i czekałam na nowy/stary początek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz