piątek, 9 listopada 2012

Rozdział 20


~~

      Byłam tak przygaszona, przytłoczona, że urodziny odeszły na drugi plan, położyłam się na łóżku i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudził mnie dopiero esemes od Mata. Spojrzałam na godzinę, zegarek wybił dziewiętnastą – o cholera! – jęknęłam do siebie i poderwałam się na równe nogi – No spójnie się, ja pierdzielę – gadałam do siebie cicho i biegałam po pokoju jak głupia – Moment – przystanęłam – myśl racjonalnie – wzięłam długi wdech po czym wypuściłam i poszłam pod prysznic. Zawinęłam starannie mokre włosy w ręcznik – najwyżej poczeka – powiedziałam sobie i zaczęłam się za malowanie. Szybko nałożyłam podkład i puder, nieco miałam problem z kreskami jednak, pościerałam troszkę szpatułką do uszu i wyglądało perfekcyjnie, na koniec tusz, błyszczyk i gotowa. – To znaczy prawie – zganiłam siebie, kiedy zorientowałam się, że jestem w ręczniku. Ubrałam się szybko, wybrałam zwiewną brązową spódniczkę z tiulu, granatową bluzeczkę z dekoltem, aby wyeksponować podarunek od mamy i pozwoliłam sobie też założyć nowe kolczyki. Rozwinęłam ręcznik,  a wilgotne pukle rudych włosów połaskotały mnie po gołych ramionach. Przeczesałam je i podsuszyłam lekko suszarką. Usłyszałam nagle dźwięk klaksonu i zbiegłam na dół zabierając ze sobą kremowy sweterek w brązowe malutkie serduszka  i małą, lecz pakowną torebeczkę.
- A Ty gdzie idziesz? – Zatrzymała mnie mama w salonie.
- Na spotkanie – zrobiłam minę dzieciaka proszącego o posiedzenie jeszcze dłużej na dworze z kolegami niż mu na to pozwolono.
- To gdzie? – drążyła dalej.
- Kolega robie pożegnalną imprezę dla absolwentów i dostałam zaproszenie.
Zmierzyła mnie wzrokiem, już myślałam, że mam siedzieć w domu, kiedy powiedziała, abym się bawiła dobrze, gdyż to zapewne randka i będzie pasować jak założę granatowe baleriny z kokardką, zamiast moich ohydnych trampek – Też mi coś ohydnych!? Wygoda się liczy – pomyślałam i wyszłam z domu. Obok bramy czekał na mnie czarny mercedes.
- Hej, przepraszam za spóźnienie – powiedziałam na wstępie – długo czekasz?
- Z jakieś dwadzieścia minut do pół godziny.
- Zasnęłam i obudziłam się dopiero jak napisałeś – uśmiechnęłam się przepraszająco mając nadzieje, że mi to wybaczy.
- Dobra, wsiadaj – zaśmiał się i pocałował w policzek, kiedy wreszcie usadowiłam się na fotelu obok kierowcy.
Puścił muzykę z radia i odjechaliśmy spod mojego domu.
- Tak właściwie to gdzie mieszka Damien? – spytałam jednocześnie ściszając odrobinę radio.
- Zmieniłem trochę plany, co powiesz na Kino?
Zamurowało mnie trochę i palnęłam pierwszą lepszą głupotę, jaka mi przyszła do głowy.
- Kino? To, po co się tak ładnie ubrałam?
Spojrzał na mnie pytająco, po czym powiedział:
- Do kina nie musi być ładnie? Jak chcesz mogę zawrócić – w jego oczach zauważyłam smutek pomieszany z zaciekawieniem.
- Nie! Nie o to mi chodziło – zaśmiałam się nerwowo – Po pierwsze, patrz na drogę jak prowadzisz, a po drugie założyłabym coś wygodniejszego
SPODNIE na przykład – przeliterowałam – nie lubię sukienek  i sukienko podobnych rzeczy, aczkolwiek nie wykluczam, że mi się nie podobają.
Spojrzał na drogę i wydał z siebie cichy chichot.
- Co cię tak bawi?
- Nic takiego – powiedział niewinnie, lecz w głosie nadal miał nutkę rozbawienia – ale ładnie ci w sukienko podobnych rzeczach.
- Doprawdy? – droczyłam się – lecz to nie zmienia faktu że głupio się
w nich czuję – dodałam naburmuszona.
Nie wiem, dlaczego Mat cały czas się śmiał, gdyż temat był bardzo poważny, jak dla mnie. Postanowiłam nic już nie mówić, przynajmniej na temat spódniczek. W ramach, czego skupiłam się na dwóch małych czerwonych budkach telefonicznych z pluszu, zawieszonych na lusterku obok kierowcy. Dyndały wesoło podczas jazdy i stykały się o siebie. Przy każdym pagórku, dziurze na drodze, zahamowaniu czy wyminięciu pojazdu odbijały się, jednak za każdym razem wracały i przytulały się wesoło. Przypominały mi stare dobre małżeństwo. To zadziwiające, kiedy nawet najmniejsza rzecz jest w stanie odzwierciedlić się do tak realnej…
- Dostałem je od małej dziewczynki w ramach podziękowania za opieką nad jej kotem – Byłam tak wpatrzona oraz zamyślona, że nie zauważyłam, kiedy Mat zaparkował samochód. Zdałam sobie sprawę dopiero wtedy, gdy silnik ucichł i dwie czerwone maskotki zamarły, a pomieszczenie wypełnił jego głos – To moja sąsiadka i kiedy wyjechała na weekend do babci za miastem pozwoliłem, aby zostawiła go u mnie.
Spojrzałam na niego zamglonymi oczyma, oraz układałam w głowie nowe informację. Dopiero po chwili zrozumiałam, co do mnie powiedział.
- Lubię koty, chciałabym mieć czarnego – wyrwało mi się – Miły gest – dodałam.
- Też tak uważam – przytaknął z niebywałą powagą.
- O kotach? – spytałam głupkowato nadal wpatrując się w budki – To znaczy idziemy na ten film czy nie? – dodałam szybko poprawiając spódniczkę.
- A nie masz spodni na zmianę – powiedział z rozbawieniem, a ja spojrzałam na niego piorunująco, jednak po chwili roześmiałam się.
Mat pierwszy opuścił pojazd i otworzył mi drzwi. Oboje łapiąc się za ręce powędrowaliśmy do kina.


~~


     Przez kolejne dni, wcale się nie widzieliśmy. Kontaktować też kontaktowaliśmy się mało. Denerwował mnie fakt, że nie ma go przy mnie. Może to głupie z mojej strony, ale chciałabym, aby uczestniczył, chociaż w części mojego życia. Ale on był, kiedy chciał, jak jemu pasowało. A ja miałam mu tyle dopowiedzenia, jednak połowa pozostawała zamknięta na wieki w moim umyśle.
      Pierwsze tygodnie przesiedziałam z April. Raz u mnie, raz u niej, a czasem zdarzało się na mieście. Gadałyśmy jak zawsze na każdy temat, również poruszyłyśmy sprawę Mata i otwierałam się mówiłam, co mi leży na sercu. Obie posmutniałyśmy, lecz rozmowa wydawała nam się najlepszym rozwiązaniem.
    Potem jednak, przestałam wychodzić z domu, nie miałam na nic ochoty. Zawsze wykręcałam się najmniejszą duperelą. Po miesiącu wakacji, trochę odżyłam i właśnie siedziałam przed komputerem, kiedy dostałam esemesa od April. O koło godziny piętnastej miała mnie odwiedzić. Postanowiłam się przebrać, gdyż niezręcznie by mi było przywitać ją w piżamie, lecz nie spieszyłam się z tym. Poczułam ogromną pustkę w żołądku, szybko, wyszukałam jakieś pomysły na dobre śniadanie. Nie wiedząc, czemu ostatnio miałam ochotę na jajka, lecz standardowa jajecznica byłaby już nudnym daniem. Zainspirował mnie tost podany razem z jajkiem sadzonym.
       Kiedy tost już się piekł, a ja wlewałam olej na rozgrzaną patelnie, usłyszałam dzwonek do drzwi. Z przekonaniem wizyty listonosza otworzyłam je i moim oczom ukazał się widok moich przyjaciółek. Oczy miałam jak pięć złotych, a usta wykrzywione w wielkim uśmiechu przypominającym banana. Od razu zaczęłyśmy piszczeć jak głupie.
- Co wy tutaj robicie? – zapytałam, kiedy się obżerałyśmy.
- Rany jak ja tęskniłam za twoimi tostami – odrzekła Alice.
-I tęskniłyśmy też za tobą Emily – powiedziała Rose nabijając jajko na widelec.
- Przecież macie jeszcze naukę – odrzekłam głupkowato.
- Ale miałyśmy okazję zabrać się z wujkiem Alice, niestety jutro wyjeżdżamy – wyjaśniła Rose a Alice przytaknęła przeżuwając jajko.
- Dziewczyny nawet nie wiecie, jak się cieszę, że was widzę – spojrzałam na nie i jeszcze raz musiałyśmy się przytulić – Zastanawia mnie fakt, skąd znałyście mój adres?
- Nasza kochana Rose ma numer do twojej mamuśki – uśmiechnęła się Alice.
-Ann nam bardzo pomogła – wyszczerzyła się druga.
-  Tak moja kochana mamusia – zamyśliłam się – więc, jak mamy okazję to co powiecie na zakupy?
- Jesteśmy za! – odpowiedziała Alice.
- Jak wyżej – zawtórowała Rose.

        Niecałą godzinę szykowałam się do wyjścia, w między czasie, kiedy czesałam włosy zadzwoniłam do April z propozycją spotkania się wcześniej. Nie musiałam jej długo namawiać, bo zrobiła to za mnie Alice zabierając komórkę. Wszystkie trzy wyszłyśmy po moją sąsiadkę i udawałyśmy się do centrum na MAŁE zakupy. Godzinami buszowałyśmy po sklepach, a ze sobą targałyśmy pełno toreb. Wykończone bieganiną, wszystkie postanowiłyśmy iść na pizzę i sok. Usiadłyśmy w ładnym lokalu, ściany pokryte były starą cegłą, a podłoga ułożona z ciemnych kafli. Lampy papierowe, podwieszane i stojące oblane kremowym kolorem, a na ścianach zawieszone były obrazy miasta, w odcieniach szarości. Usiadłyśmy na sofach, dość nowoczesnych, co komponowało się ze starym wystrojem. Stolik standardowo okrągły, przykryty był menu, z którego wybrałyśmy jedno z dań. Ze łzami szczęścia patrzyłam jak dziewczyny dogadują się, cieszyło mnie to również, że moje przyjaciółki znalazły wspólny język i żadna siebie nie lekceważy.
- Emily, co się nie odzywasz? – zagadnęła mnie Alice.
-  O Macie myślisz – dodała Rose.
- Wcale nie!
- Jasne – zawtórowały wszystkie.
- Opowiadaj co u niego – Rose spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
- No w sumie nic – skrzywiłam się – trochę mało ze sobą rozmawiamy ostatnio.
- Jak to? – zdziwiły się obie
- Co za baran, jedna z tak lubianych lasek, jest nim zainteresowana, a on, co? W kulki sobie leci… - podsumowała Alice.
Spojrzałam znacząco na April. Posmutniałam, kiedy przypomniałam sobie, że nie odezwał się od tygodnia, a ostatnio widzieliśmy się  w maju.
- Po prostu jest zbyt zajęty nauką i ja to rozumiem – powiedziałam dość spokojnie, chodź w środku czułam ogromny żal.
- Ej, mój John ma studia, a jest u mnie, kiedy tylko może – zagadnęła wesoło Alice.
- Czyli prawie zawsze – skomentowała z uśmiechem Rose – o pizza idzie.
Kelner pozostawił na wielkim okrągłym talerzu pachnącą gorącą pizzę z salami, cebulką, oliwkami, serem i ziołami. Za chwilę doniósł nam mniejsze trójkątne talerzyki i sztuczce wraz z sosami. Przez całe spotkanie dziwnie się na mnie patrzył, co sprawiało, że krew napływała mi do policzków. Dziewczyny też to zauważy, gapiąc się na mnie znacząco i uśmiechając.
- Sama widzisz – skomentowała Rose.
- Najlepszy przykład – podsumowała Alice, ściągając na talerzyk kawałek jedzenia.
- Ech, po postu mam dość trochę tej sytuacji i czekania na niego. Postanowiłam, że z nim porozmawiam – wyrecytowałam polewając ciasto sosem czosnkowym.
- I masz rację, a teraz jemy bo ostygnie – zarządziła April, patrząc jak męczę się tą paplaniną o  Macie. Znała mnie doskonale.

~~


Tego dnia poszłam do niego. Zapukałam kilka razy w drzwi, miałam już odchodzić, kiedy w progu stanęła niewysoka blondynka. Uśmiechnęła się i wpuściła mnie do środka. Bałam się tej rozmowy, z każdym krokiem, z którym zbliżałam się do jego pokoju, serce biło mi coraz bardziej. Nie chciałam tego zakończyć, ale jednocześnie nie mogłam już milczeć. Szłam niepewnie, miałam ochotę odwrócić się i wybiec. Jednak odważyłam się i zapukałam, po czym weszłam do środka. Leżał na łóżku, jak zawsze. Podniósł się i uśmiechnął na mój widok. Zbliżyłam się do niego i nieśmiało pocałowałam w policzek.
- Cześć, jak tam wakacje? – zagadnął siadając na łóżku.
- Dobrze, nudno… – powiedziałam głupkowato próbując odłożyć poważniejszy temat na później.
- Cieszę się. To znaczy że dobrze, gorzej że nudno – zaczął mącić – Siadaj – uśmiechnął się a ja zajęłam kawałek łóżka.
Pokój wypełniła cisza, zapanowała sztywna atmosfera. Czułam, że naprawdę coś się zmieniło, ponieważ na początku mieliśmy dobry kontakt.
- A tobie jak minął dzień – spytałam po chwili przerywając ciszę.
- Nie jest źle, tak trochę dziwnie się czuje z tym, że skończyłem szkołę – powiedział kładąc się na łóżku.
- Proszę cię, chciałabym być na twoim miejscu – spierałam się.
- Już niedługo – skomentował i zamilkł.
W pokoju ponownie zapanowała cisza. Biłam się z myślami. W głowie wymyślałam czarne scenariusze, układałam zdania. Rozglądając się po pokoju, zawiesiłam wzrok na półce z trofeami należącymi do drużyny. Było ich ze dwadzieścia, każdy inny. Jeden srebrny i mały, dwa kolejne wysokie i złote obok nich stał niewielki przypominający dzbanuszek w kolorze ziemi. Pomyślałam ile mogli wygrać meczów i jak ciężko na to pracowali. Ciągłe treningi i brak czasu dla bliskich, to musiało wiele kosztować. Zrobiło mi się go żal, ale nie mogłam lekceważyć moich uczuć.
- Dużo tego prawda? – powiedział głupkowato.
- Trochę – odpowiedziałam po chwili i uśmiechnęłam się blado.
- Nad, czym tak myślisz? – zapytał bawiąc się kosmykiem moich włosów.
Stało się. Zapytał. Powiem – myśli rozbrzmiewały się w mojej głowie jak ślady na jeziorze po puszczonych kaczuszkach. Westchnęłam ciężko  i spojrzałam w jego niebieskie oczy.
- Słuchaj, bo ja przyszłam porozmawiać na chyba dość ważny temat – wydusiłam z siebie.
Pokiwał głową na znak, że rozumie i spoważniał trochę, równocześnie zapewnił mnie, że nie mam się czego bać. Chciałam powiedzieć mu wszystko od początku, jednak czułam blokadę. Może lepiej, bo wtedy wiem, że bym go straciła na zawsze.
- Chciałam porozmawiać o nas – zaczęłam – zauważyłam, że ostatnio coś się zmieniło – powiedziałam nieśmiało spuszczając wzrok na swoje nogi –nie jest tak jak było wcześniej.
- W jakim sensie? – zaciekawił się.
- Widzisz. Kurcze, bo… może to głupie – bełkotałam bez sensu.
- Co ty, mów ! – Zapewnił.
Spojrzałam na niego.
- W ostatnim czasie bardzo mało rozmawiamy, prawie nie piszemy. Zauważyłam, że mnie olewasz i mniej się interesujesz niż wcześniej. Uwierz ja nie mogę tak cały czas czekać. A na chwilę obecną twoje niezdecydowanie mnie wykańcza. Raz chcesz a raz nie. Nie wiem już, co zrobić. Mam wrażenie, że jest ci tak na rękę. Czuję się jakbyś bawił się mną, a ja też mam uczucia – spojrzenie miał tak głębokie, że niemal się w nim topiłam. Jednak musiałam to wszystko powiedzieć – I jak tak dalej pójdzie to będę musiała odejść – dodałam jednym tchem rysując nerwowo szlaczki palcem na spodniach.
- Nie wiedziałem – wybąknął smutno.
- Wiesz myślałam, że jak chce się z kimś tworzyć związek, to trzeba zabiegać, chociaż trochę. Okazać swoje uczucia drugiej osobie cały czas  a nie, kiedy nam się chce. Na chwilę obecną wydaje mi się, że odpuściłeś. Przestałeś się starać wiedząc, że czekam cały czas. Ale któregoś dnia przyjdziesz a mnie już nie będzie – ciągnęłam.
- Jest mi przykro, że tak uważasz.
- Mnie również jest przykro, że tak się zachowujesz.
- Ej, nie jest tak – złapał mnie za rękę, poczułam jak gorąco rozlewa się po moim ciele.
- Ale tak to wygląda, mam wrażenie, że jestem tylko zastępcza ‘bo nikt lepszy się nie trafił’- zaakcentowałam – Nie chcę aby tak było. Chciałabym abyś się o mnie troszczył, zabiegał. Żebym poczuła, że choć trochę jestem dla ciebie ważna – ścisnęłam jego dłoń.
- Przecież nie jesteśmy razem.
Zamurowało mnie, kiedy to powiedział. Nie spodziewałam się tego. Miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, po co to było? Złapałam trochę powietrza, aby się uspokoić.
- Wiem – zamknęłam oczy powstrzymując łzy – tylko nie mów, że nic między nami nie było.
- Wiem, że jest.
- To, dlaczego zamiast iść dalej, stoisz w miejscu? – spojrzałam na niego.
- Bo nie jestem pewien – zabrał dłoń i podrapał się bezradnie po głowie.
Myślałam, że zaraz przywalę mu jakąś książką. To niezdecydowanie działało mi na nerwy.
- Zauważyłam, tylko chyba już trochę za późno – rzuciłam ostro.
Spojrzał na mnie z wyraźnym smutkiem, zmieszanym z odrobiną bezradności. Milczał – dlaczego nic nie mówi? No powiedź coś! – W głowie mi huczało od myśli.
- Nie rób mi nadziei, jeśli niczego nie czujesz i nie jesteś pewien czy kiedykolwiek poczujesz – powiedziałam spokojnie, jednak w środku przeszywał mnie ostry ból, a oczy czerwieniały i piekły.
- Ale to nie tak.
- A jak?
Ujął ponownie moją dłoń w swoje.
- Sama wiesz, że szukam kogoś na zawsze.
- Na twoim miejscu przestałabym szukać – rzuciłam obojętnie nie zdając sobie sprawy jak to zabrzmiało – Już nie wiem, czego ty ode mnie chcesz.
- Chcę ciebie – powiedział cicho.
- Mat, słowa bez czynów są puste – powiedziałam powstrzymując się od eksplozji uczuć.
- Ale przecież piszę, rozmawiamy…
- Jednak to chyba za mało. Mat, ja cię czasem potrzebuję. Chcę mieć w tobie wsparcie, wiedzieć, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
- To na początku trzeba było ustalić jakieś ultimatum – skomentował.
Zamilkłam. Miałam dosyć.
- Przepraszam – ścisnął mnie za rękę.
- Mat… Ja potrzebuje być czyjaś – powiedziałam cicho. Spojrzałam na niego i czekałam na jego odpowiedź, jednak milczał – chyba już nic nie mogę zrobić, teraz wszystko zależy od ciebie. Wiesz gdzie mieszkam i znasz numer – Po tych słowach, podniosłam się z łóżka i wyszłam spokojnie z pokoju powstrzymując łzy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz