~~
Byłam tak przygaszona, przytłoczona, że urodziny odeszły na drugi plan,
położyłam się na łóżku i nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudził mnie dopiero
esemes od Mata. Spojrzałam na godzinę, zegarek wybił dziewiętnastą – o cholera!
– jęknęłam do siebie i poderwałam się na równe nogi – No spójnie się, ja
pierdzielę – gadałam do siebie cicho i biegałam po pokoju jak głupia – Moment –
przystanęłam – myśl racjonalnie – wzięłam długi wdech po czym wypuściłam i
poszłam pod prysznic. Zawinęłam starannie mokre włosy w ręcznik – najwyżej
poczeka – powiedziałam sobie i zaczęłam się za malowanie. Szybko nałożyłam
podkład i puder, nieco miałam problem z kreskami jednak, pościerałam troszkę
szpatułką do uszu i wyglądało perfekcyjnie, na koniec tusz, błyszczyk i gotowa.
– To znaczy prawie – zganiłam siebie, kiedy zorientowałam się, że jestem w
ręczniku. Ubrałam się szybko, wybrałam zwiewną brązową spódniczkę z tiulu,
granatową bluzeczkę z dekoltem, aby wyeksponować podarunek od mamy i pozwoliłam sobie też założyć nowe
kolczyki. Rozwinęłam ręcznik, a wilgotne
pukle rudych włosów połaskotały mnie po gołych ramionach. Przeczesałam je i
podsuszyłam lekko suszarką. Usłyszałam nagle dźwięk klaksonu i zbiegłam na dół
zabierając ze sobą kremowy sweterek w brązowe malutkie serduszka i małą, lecz pakowną torebeczkę.
- A Ty gdzie idziesz? – Zatrzymała mnie
mama w salonie.
- Na spotkanie – zrobiłam minę dzieciaka
proszącego o posiedzenie jeszcze dłużej na dworze z kolegami niż mu na to
pozwolono.
- To gdzie? – drążyła dalej.
- Kolega robie pożegnalną imprezę dla
absolwentów i dostałam zaproszenie.
Zmierzyła mnie wzrokiem, już myślałam,
że mam siedzieć w domu, kiedy powiedziała, abym się bawiła dobrze, gdyż to
zapewne randka i będzie pasować jak założę granatowe baleriny z kokardką,
zamiast moich ohydnych trampek – Też mi coś ohydnych!? Wygoda się liczy –
pomyślałam i wyszłam z domu. Obok bramy czekał na mnie czarny mercedes.
- Hej, przepraszam za spóźnienie –
powiedziałam na wstępie – długo czekasz?
- Z jakieś dwadzieścia minut do pół
godziny.
- Zasnęłam i obudziłam się dopiero jak
napisałeś – uśmiechnęłam się przepraszająco mając nadzieje, że mi to wybaczy.
- Dobra, wsiadaj – zaśmiał się i
pocałował w policzek, kiedy wreszcie usadowiłam się na fotelu obok kierowcy.
Puścił muzykę z radia i odjechaliśmy
spod mojego domu.
- Tak właściwie to gdzie mieszka Damien?
– spytałam jednocześnie ściszając odrobinę radio.
- Zmieniłem trochę plany, co powiesz na
Kino?
Zamurowało mnie trochę i palnęłam
pierwszą lepszą głupotę, jaka mi przyszła do głowy.
- Kino? To, po co się tak ładnie
ubrałam?
Spojrzał na mnie pytająco, po czym
powiedział:
- Do kina nie musi być ładnie? Jak
chcesz mogę zawrócić – w jego oczach zauważyłam smutek pomieszany z
zaciekawieniem.
- Nie! Nie o to mi chodziło – zaśmiałam
się nerwowo – Po pierwsze, patrz na drogę jak prowadzisz, a po drugie
założyłabym coś wygodniejszego
SPODNIE na przykład – przeliterowałam –
nie lubię sukienek i
sukienko podobnych rzeczy, aczkolwiek nie wykluczam, że mi się nie podobają.
Spojrzał na drogę i wydał z siebie cichy
chichot.
- Co cię tak bawi?
- Nic takiego – powiedział niewinnie,
lecz w głosie nadal miał nutkę rozbawienia – ale ładnie ci w sukienko podobnych
rzeczach.
- Doprawdy? – droczyłam się – lecz to
nie zmienia faktu że głupio się
w nich czuję – dodałam naburmuszona.
w nich czuję – dodałam naburmuszona.
Nie wiem, dlaczego Mat cały czas się
śmiał, gdyż temat był bardzo poważny, jak dla mnie. Postanowiłam nic już nie
mówić, przynajmniej na temat spódniczek. W ramach, czego skupiłam się na dwóch
małych czerwonych budkach telefonicznych z pluszu, zawieszonych na lusterku
obok kierowcy. Dyndały wesoło podczas jazdy i stykały się o siebie. Przy każdym
pagórku, dziurze na drodze, zahamowaniu czy wyminięciu pojazdu odbijały się,
jednak za każdym razem wracały i przytulały się wesoło. Przypominały mi stare
dobre małżeństwo. To zadziwiające, kiedy nawet najmniejsza rzecz jest w stanie
odzwierciedlić się do tak realnej…
- Dostałem je od małej dziewczynki w
ramach podziękowania za opieką nad jej kotem – Byłam tak wpatrzona oraz
zamyślona, że nie zauważyłam, kiedy Mat zaparkował samochód. Zdałam sobie
sprawę dopiero wtedy, gdy silnik ucichł i dwie czerwone maskotki zamarły, a
pomieszczenie wypełnił jego głos – To moja sąsiadka i kiedy wyjechała na weekend do
babci za miastem pozwoliłem, aby zostawiła go u mnie.
Spojrzałam na niego zamglonymi oczyma,
oraz układałam w głowie nowe informację. Dopiero po chwili zrozumiałam, co do
mnie powiedział.
- Lubię koty, chciałabym mieć czarnego –
wyrwało mi się – Miły gest – dodałam.
- Też tak uważam – przytaknął z
niebywałą powagą.
- O kotach? – spytałam głupkowato nadal
wpatrując się w budki – To znaczy idziemy na ten film czy nie? – dodałam szybko
poprawiając spódniczkę.
- A nie masz spodni na zmianę – powiedział
z rozbawieniem, a ja spojrzałam na niego piorunująco, jednak po chwili
roześmiałam się.
Mat pierwszy opuścił pojazd i otworzył
mi drzwi. Oboje łapiąc się za ręce powędrowaliśmy do kina.
~~
Przez kolejne dni, wcale się nie widzieliśmy. Kontaktować też
kontaktowaliśmy się mało. Denerwował mnie fakt, że nie ma go przy mnie. Może to
głupie z mojej strony, ale chciałabym, aby uczestniczył, chociaż w części
mojego życia. Ale on był, kiedy chciał, jak jemu pasowało. A ja miałam mu tyle
dopowiedzenia, jednak połowa pozostawała zamknięta na wieki w moim umyśle.
Pierwsze tygodnie przesiedziałam z April. Raz u mnie, raz u niej, a czasem zdarzało się na
mieście. Gadałyśmy jak zawsze na każdy temat, również poruszyłyśmy sprawę Mata
i otwierałam się mówiłam, co mi leży na sercu. Obie posmutniałyśmy, lecz
rozmowa wydawała nam się najlepszym rozwiązaniem.
Potem jednak, przestałam wychodzić z domu, nie miałam na nic ochoty.
Zawsze wykręcałam się najmniejszą duperelą. Po miesiącu wakacji, trochę odżyłam
i właśnie siedziałam przed komputerem, kiedy dostałam esemesa od April. O koło
godziny piętnastej miała mnie odwiedzić. Postanowiłam się przebrać, gdyż
niezręcznie by mi było przywitać ją w piżamie, lecz nie spieszyłam się z tym. Poczułam
ogromną pustkę w żołądku, szybko, wyszukałam jakieś pomysły na dobre śniadanie.
Nie wiedząc, czemu ostatnio miałam ochotę na jajka, lecz standardowa jajecznica
byłaby już nudnym daniem. Zainspirował mnie tost podany razem z jajkiem
sadzonym.
Kiedy tost już się piekł, a ja
wlewałam olej na rozgrzaną patelnie, usłyszałam dzwonek do drzwi. Z
przekonaniem wizyty listonosza otworzyłam je i moim oczom ukazał się widok
moich przyjaciółek. Oczy miałam jak pięć złotych, a usta wykrzywione w wielkim uśmiechu przypominającym banana.
Od razu zaczęłyśmy piszczeć jak głupie.
- Co wy tutaj robicie? – zapytałam,
kiedy się obżerałyśmy.
- Rany jak ja tęskniłam za twoimi
tostami – odrzekła Alice.
-I tęskniłyśmy też za tobą Emily –
powiedziała Rose nabijając jajko na widelec.
- Przecież macie jeszcze naukę –
odrzekłam głupkowato.
- Ale miałyśmy okazję zabrać się z
wujkiem Alice, niestety jutro wyjeżdżamy – wyjaśniła Rose a Alice przytaknęła
przeżuwając jajko.
- Dziewczyny nawet nie wiecie, jak się
cieszę, że was widzę – spojrzałam na nie i jeszcze raz musiałyśmy się przytulić
– Zastanawia mnie fakt, skąd znałyście mój adres?
- Nasza kochana Rose ma numer do twojej
mamuśki – uśmiechnęła się Alice.
-Ann nam bardzo pomogła – wyszczerzyła
się druga.
-
Tak moja kochana mamusia – zamyśliłam się – więc, jak mamy okazję to co
powiecie na zakupy?
- Jesteśmy za! – odpowiedziała Alice.
- Jak wyżej – zawtórowała Rose.
Niecałą godzinę szykowałam się do wyjścia, w między czasie, kiedy
czesałam włosy zadzwoniłam do April z propozycją spotkania się wcześniej. Nie
musiałam jej długo namawiać, bo zrobiła to za mnie Alice zabierając komórkę.
Wszystkie trzy wyszłyśmy po moją sąsiadkę i udawałyśmy się do centrum na MAŁE
zakupy. Godzinami buszowałyśmy po sklepach, a ze sobą targałyśmy pełno toreb.
Wykończone bieganiną, wszystkie postanowiłyśmy iść na pizzę i sok. Usiadłyśmy w
ładnym lokalu, ściany pokryte były starą cegłą, a podłoga ułożona z ciemnych
kafli. Lampy papierowe, podwieszane i stojące oblane kremowym kolorem, a na
ścianach zawieszone były obrazy miasta, w odcieniach szarości. Usiadłyśmy na
sofach, dość nowoczesnych, co komponowało się ze starym wystrojem. Stolik
standardowo okrągły, przykryty był menu, z którego wybrałyśmy jedno
z dań. Ze łzami szczęścia patrzyłam jak dziewczyny dogadują się, cieszyło mnie
to również, że moje przyjaciółki znalazły wspólny język i żadna siebie nie
lekceważy.
- Emily, co się nie odzywasz? –
zagadnęła mnie Alice.
-
O Macie myślisz – dodała Rose.
- Wcale nie!
- Jasne – zawtórowały wszystkie.
- Opowiadaj co u niego – Rose spojrzała
na mnie z zaciekawieniem.
- No w sumie nic – skrzywiłam się –
trochę mało ze sobą rozmawiamy ostatnio.
- Jak to? – zdziwiły się obie
- Co za baran, jedna z tak lubianych
lasek, jest nim zainteresowana, a on, co? W kulki sobie leci… - podsumowała
Alice.
Spojrzałam znacząco na April.
Posmutniałam, kiedy przypomniałam sobie, że nie odezwał się od tygodnia, a
ostatnio widzieliśmy się w
maju.
- Po prostu jest zbyt zajęty nauką i ja
to rozumiem – powiedziałam dość spokojnie, chodź w środku czułam ogromny żal.
- Ej, mój John ma studia, a jest u mnie,
kiedy tylko może – zagadnęła wesoło Alice.
- Czyli prawie zawsze – skomentowała z
uśmiechem Rose – o pizza idzie.
Kelner pozostawił na wielkim okrągłym
talerzu pachnącą gorącą pizzę z salami, cebulką, oliwkami, serem i ziołami. Za chwilę doniósł nam mniejsze
trójkątne talerzyki i sztuczce wraz z sosami. Przez całe spotkanie dziwnie się
na mnie patrzył, co sprawiało, że krew napływała mi do policzków. Dziewczyny
też to zauważy, gapiąc się na mnie znacząco i uśmiechając.
- Sama widzisz – skomentowała Rose.
- Najlepszy przykład – podsumowała
Alice, ściągając na talerzyk kawałek jedzenia.
- Ech, po postu mam dość trochę tej
sytuacji i czekania na niego. Postanowiłam, że z nim porozmawiam –
wyrecytowałam polewając ciasto sosem czosnkowym.
- I masz rację, a teraz jemy bo ostygnie
– zarządziła April, patrząc jak męczę się tą paplaniną o Macie. Znała mnie doskonale.
~~
Tego dnia poszłam do niego. Zapukałam
kilka razy w drzwi, miałam już odchodzić, kiedy w progu stanęła niewysoka
blondynka. Uśmiechnęła się i wpuściła mnie do środka. Bałam się tej rozmowy, z
każdym krokiem, z którym zbliżałam się do jego pokoju, serce biło mi coraz
bardziej. Nie chciałam tego zakończyć, ale jednocześnie nie mogłam już milczeć.
Szłam niepewnie, miałam ochotę odwrócić się i wybiec. Jednak odważyłam się i
zapukałam, po czym weszłam do środka. Leżał na łóżku, jak zawsze. Podniósł się i
uśmiechnął na mój widok. Zbliżyłam się do niego i nieśmiało pocałowałam w policzek.
- Cześć, jak tam wakacje? – zagadnął
siadając na łóżku.
- Dobrze, nudno… – powiedziałam
głupkowato próbując odłożyć poważniejszy temat na później.
- Cieszę się. To znaczy że dobrze,
gorzej że nudno – zaczął mącić – Siadaj – uśmiechnął się a ja zajęłam kawałek
łóżka.
Pokój wypełniła cisza, zapanowała
sztywna atmosfera. Czułam, że naprawdę coś się zmieniło, ponieważ na początku
mieliśmy dobry kontakt.
- A tobie jak minął dzień – spytałam po
chwili przerywając ciszę.
- Nie jest źle, tak trochę dziwnie się
czuje z tym, że skończyłem szkołę – powiedział kładąc się na łóżku.
- Proszę cię, chciałabym być na twoim
miejscu – spierałam się.
- Już niedługo – skomentował i zamilkł.
W pokoju ponownie zapanowała cisza.
Biłam się z myślami. W
głowie wymyślałam czarne scenariusze, układałam zdania. Rozglądając się po
pokoju, zawiesiłam wzrok na półce z trofeami należącymi do drużyny. Było ich ze
dwadzieścia, każdy inny. Jeden srebrny i mały, dwa kolejne wysokie i złote obok
nich stał niewielki przypominający dzbanuszek w kolorze ziemi. Pomyślałam ile
mogli wygrać meczów i jak ciężko na to pracowali. Ciągłe treningi i brak czasu
dla bliskich, to musiało wiele kosztować. Zrobiło mi się go żal, ale nie mogłam
lekceważyć moich uczuć.
- Dużo tego prawda? – powiedział
głupkowato.
- Trochę – odpowiedziałam po chwili i
uśmiechnęłam się blado.
- Nad, czym tak myślisz? – zapytał
bawiąc się kosmykiem moich włosów.
Stało się. Zapytał. Powiem – myśli
rozbrzmiewały się w mojej głowie jak ślady na jeziorze po puszczonych
kaczuszkach. Westchnęłam ciężko i
spojrzałam w jego niebieskie oczy.
- Słuchaj, bo ja przyszłam porozmawiać
na chyba dość ważny temat – wydusiłam z siebie.
Pokiwał głową na znak, że rozumie i
spoważniał trochę, równocześnie zapewnił mnie, że nie mam się czego bać.
Chciałam powiedzieć mu wszystko od początku, jednak czułam blokadę. Może
lepiej, bo wtedy wiem, że bym go straciła na zawsze.
- Chciałam porozmawiać o nas – zaczęłam
– zauważyłam, że ostatnio coś się zmieniło – powiedziałam nieśmiało spuszczając
wzrok na swoje nogi –nie jest tak jak było wcześniej.
- W jakim sensie? – zaciekawił się.
- Widzisz. Kurcze, bo… może to głupie –
bełkotałam bez sensu.
- Co ty, mów ! – Zapewnił.
Spojrzałam na niego.
- W ostatnim czasie bardzo mało
rozmawiamy, prawie nie piszemy. Zauważyłam, że mnie olewasz i mniej się
interesujesz niż wcześniej. Uwierz ja nie mogę tak cały czas czekać. A na
chwilę obecną twoje niezdecydowanie mnie wykańcza. Raz chcesz a raz nie. Nie
wiem już, co zrobić. Mam wrażenie, że jest ci tak na rękę. Czuję się jakbyś
bawił się mną, a ja też mam uczucia – spojrzenie miał tak głębokie, że niemal
się w nim topiłam. Jednak musiałam to wszystko powiedzieć – I jak tak dalej
pójdzie to będę musiała odejść – dodałam jednym tchem rysując nerwowo szlaczki
palcem na spodniach.
- Nie wiedziałem – wybąknął smutno.
- Wiesz myślałam, że jak chce się z kimś
tworzyć związek, to trzeba zabiegać, chociaż trochę. Okazać swoje uczucia
drugiej osobie cały czas a nie, kiedy
nam się chce. Na chwilę obecną wydaje mi się, że odpuściłeś. Przestałeś się
starać wiedząc, że czekam cały czas. Ale któregoś dnia przyjdziesz a mnie już
nie będzie – ciągnęłam.
- Jest mi przykro, że tak uważasz.
- Mnie również jest przykro, że tak się
zachowujesz.
- Ej, nie jest tak – złapał mnie za
rękę, poczułam jak gorąco rozlewa się po moim ciele.
- Ale tak to wygląda, mam wrażenie, że
jestem tylko zastępcza ‘bo nikt lepszy się nie trafił’- zaakcentowałam – Nie
chcę aby tak było. Chciałabym abyś się o mnie troszczył, zabiegał. Żebym
poczuła, że choć trochę jestem dla ciebie ważna – ścisnęłam jego dłoń.
- Przecież nie jesteśmy razem.
Zamurowało mnie, kiedy to powiedział.
Nie spodziewałam się tego. Miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz, po co to było?
Złapałam trochę powietrza, aby się uspokoić.
- Wiem – zamknęłam oczy powstrzymując
łzy – tylko nie mów, że nic między nami nie było.
- Wiem, że jest.
- To, dlaczego zamiast iść dalej, stoisz
w miejscu? – spojrzałam na niego.
- Bo nie jestem pewien – zabrał dłoń i
podrapał się bezradnie po głowie.
Myślałam, że zaraz przywalę mu jakąś
książką. To niezdecydowanie działało mi na nerwy.
- Zauważyłam, tylko chyba już trochę za
późno – rzuciłam ostro.
Spojrzał na mnie z wyraźnym smutkiem,
zmieszanym z odrobiną bezradności. Milczał – dlaczego nic nie mówi? No powiedź
coś! – W głowie mi
huczało od myśli.
- Nie rób mi nadziei, jeśli niczego nie
czujesz i nie jesteś pewien czy kiedykolwiek poczujesz – powiedziałam
spokojnie, jednak w środku przeszywał mnie ostry ból, a oczy czerwieniały i
piekły.
- Ale to nie tak.
- A jak?
Ujął ponownie moją dłoń w swoje.
- Sama wiesz, że szukam kogoś na zawsze.
- Na twoim miejscu przestałabym szukać –
rzuciłam obojętnie nie zdając sobie sprawy jak to zabrzmiało – Już nie wiem,
czego ty ode mnie chcesz.
- Chcę ciebie – powiedział cicho.
- Mat, słowa bez czynów są puste –
powiedziałam powstrzymując się od eksplozji uczuć.
- Ale przecież piszę, rozmawiamy…
- Jednak to chyba za mało. Mat, ja cię
czasem potrzebuję. Chcę mieć w tobie wsparcie, wiedzieć, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
- To na początku trzeba było ustalić
jakieś ultimatum – skomentował.
Zamilkłam. Miałam dosyć.
- Przepraszam – ścisnął mnie za rękę.
- Mat… Ja potrzebuje być czyjaś –
powiedziałam cicho. Spojrzałam na niego i czekałam na jego odpowiedź, jednak
milczał – chyba już nic nie mogę zrobić, teraz wszystko zależy od ciebie. Wiesz
gdzie mieszkam i znasz numer – Po tych słowach,
podniosłam się z łóżka i wyszłam spokojnie z pokoju powstrzymując łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz