~~
Kolejne dni mijały szybko, niemal codziennie widywałyśmy się w trójkę na mieście. Gadałyśmy godzinami,
wygłupiałyśmy się. Mogę stwierdzić, że praktycznie wróciły dawne czasy, przed
przeprowadzką. Gdyby nie fakt, że została mi ostatnia noc w Nowym Orleanie. Tego
dnia, wszystkie postanowiłyśmy urządzić piżama party. Mieszkanie wypożyczyła
nam na noc mama Alice, więc mogłyśmy spać u niej. O osiemnastej już
siedziałyśmy na kanapie i przeglądałyśmy magazyny o modzie. Cieszyłam się każdą
chwilą z dziewczynami, szczególnie, kiedy wiedziałam, że zostało mi parę godzin
do powrotu.
- Ej słuchajcie mam pomysł – znad gazety
odezwała się Alice – co powiecie na malowanie paznokci? – powiedziała radośnie
patrząc na swoje dłonie.
- To świetny pomysł! – odezwała się Rose
– muszę w końcu moje ogarnąć,
a nie miałam motywacji.
a nie miałam motywacji.
- Ja chce czerwony! – powiedziałam
wpatrując się w całkiem fajny zestaw.
- Dobra to lecę – poderwała się Alice i
zniknęła za drzwiami.
- O to jest ciekawe – zagadnęła Rose,
zaglądając mi przez ramię.
- W sumie nie drogie.
- Jestem, jestem – w mgnieniu oka
pojawiła się gospodyni
z koszyczkiem lakierów.
Poderwałyśmy się obie i podleciałyśmy,
aby pochwycić jeden z
flakoników – A masz zmywacz? – odezwała się Rose, grzebiąc w koszyczku.
- Coś powinno być – odpowiedziała Alice
sięgając do szafki w
biurku – o jest – krzyknęła tryumfalnie, stawiając buteleczkę na stoliku. Nagle
pokój wypełniło głośne burczenie, wydobywające się z mojego brzucha.
- Ale jestem nierozważna! – Alice
klepnęła się w czoło, wstając na równe nogi – co zjecie?
- W sumie to ja mam ochotę na tosty –
wyrwała się Rose, spoglądając na mnie.
- Dobry pomysł. Emily chcesz? –
spojrzały na mnie maślanymi oczyma.
- Ale pomożecie mi oczywiście –
wyszczerzyłam się i opuściłam pokój.
Dziewczyny poczłapały za mną do kuchni.
- No więc, tu jest toster – Alice
wyłożyła białe kwadratowe pudełko na blat – Rose, posmarujesz kromki?
- Jasne – odpowiedziała z uśmiechem i
złapała za nożyk
Miałam zgraną załogę i w niecałe pięć
minut pierwsze dwa tosty zajmowały miejsce na talerzyku. Upieczone, wylegiwały
się czekając na pozostałe i wypełniając zapachem cały dom. W między czasie
gospodyni wstawiła wodę na herbatę i wyłożyła kubeczki.
- I co z Patrikiem? – zagadnęła Alice
szukając łyżeczek
w szufladzie.
- No nic, jak na razie – stwierdziła
Rose w zamyśleniu.
Poczułam lekką wibrację w moich
spodniach i wyjęłam telefon. Dostałam wiadomość od Krisa.
- Emily i jak myślisz? – odezwała się
Alice i spojrzała na mnie wyczekująco.
- Ja? A tak – podniosłam głowę znad
komórki – poczekamy, zobaczymy jak to się ułoży – posłałam im uśmiech.
- Ta, Mat się odezwał – podsumowała Rose
przewracając oczami.
- No właśnie nie on – odpowiedziałam
smutno.
- Kris? – zapytała cicho Alice.
- Niestety, znowu – zablokowałam telefon
i schowałam z powrotem do kieszeni w spodniach.
- Musisz z nim porozmawiać – dodała
Rose.
- Wiem – powiedziałam i wyjęłam dwa
tosty na talerzyk – a tak na marginesie, to nie wiem co z Matem.
- No w sumie chłopak mnie denerwuje,
niezdecydowany jakiś – pochwyciła temat Alice i zalała kubki gorącą wodą.
- Właśnie, nawet sobie nie wyobraża, na
jaką super dziewczynę trafił – wtrąciła się Rose zeskakując ze stołu.
- Przesadzacie – powiedziałam i włożyłam
kolejną turę do tostera.
- Straciłaś normalnie głowę dla niego,
gdzie jest ta Emily? Pewna siebie i stanowcza, którą tak podziwiałam –
wyklepała – Rose mam rację?
- Masz. Pamiętam jak mówiłaś „Nie ten to
inny” a teraz „przesadzacie!” –zaśmiała się złośliwie.
- Wymyślacie i tyle – nerwowo dłubałam w
toście.
- Zrobisz jak uważasz, ale moim zdaniem
powinnaś porozmawiać z
Matem i z Krisem – podsumowała szukając cukru.
- Alice ma rację, chłopak cię olewa, a
Kris jest tobą wyraźnie zainteresowany – podsumowała Rose.
- Ale ja nim nie jestem – powiedziałam i
przeniosłam talerzyk z
blatu na stół – w dodatku z Matem nic nie wiadomo, może to nie to? Po co się
spieszyć?
- Ile słodzicie – zapytała Alice
trzymając w ręku cukiernicę.
- Dwie… - oznajmiła Rose siadając na
krzesełku.
- i pół – dodałam do wypowiedzi
przyjaciółki i zajęłam miejsce.
- Tak masz rację, ale wiecznie na niego
czekać nie będziesz moja droga –paplała wsypując cukier do kubków – w dodatku
nawet, jeśli będziesz, to skąd wiesz czy coś z tego będzie później?
W milczeniu przełożyłam tost na swój
talerzyk i zalałam go ketchupem.
- Emily wiesz, że chcemy dla ciebie
dobrze, a ty się zadręczasz – wtrąciła Rose przegryzając kawałek jedzenia.
- Wiem i dziękuje wam za to skarby -
powiedziałam i cmoknęłam do nich uśmiechając się – Alice, a jak tam z Johnem –
zapytałam mieszając herbatę.
- A bardzo dobrze, wiecie jaki z niego
zazdrośnik – uśmiechnęła się cała umorusana w tłuszczu – jak tak na tej
imprezie tańczyłam z tym no, jak mu tam…
- Lukasem! – wtrąciła śmiejąc się Rose –
on to niezły agent jest!
- Właśnie, jak tańczyłam z Lukasem, to
John mnie zabrał i szepnął na uszko „ja wiem, że on jest pijany, ale zaraz mu
przywalę”
- O słodko – jednogłośnie
wypowiedziałyśmy się razem z Rose.
- Wiem, to super chłopak – podsumowała
Alice i zabrała się za dalsze jedzenie.
~~
Następnie wróciłyśmy do pokoju i nabrałyśmy ochoty na zdjęcia. Każda z
nas za pozowała przed aparatem oraz miała okazję go obsłużyć. Później
zabrałyśmy się za oglądanie filmów online, między innymi mojego serialu „recipe
for life”. W skupieniu zachwycałam się kolejnym ciekawym odcinkiem, jednak
byłam sama, ponieważ moje przyjaciółki tylko lubiły ten film. W między czasie,
przebrałyśmy się w piżamy i umyłyśmy. Ku końcowi ostatniego repertuaru
załączyła nam się gadka na wszelkie tematy. Te błahe jak i te poważniejsze.
Zmęczone dniem, a raczej nocą, ułożyłyśmy się grzecznie w łóżeczku, przytulając do poduszek. O dziewiątej zadzwonił mój telefon,
konkretniej budzik, który informował o niedługim wylocie. Wstałam zaspana i
podreptałam do łazienki. Dziewczyny również przerwały swój sen i zaczęły znowu
rozmawiać. Po piętnastu minutach wstała moja wierna przyjaciółka, z którą
wracałam do domu, po walizkę. Obie ubrałyśmy się i czekałyśmy na przyjazd
rodzica Rose.
- Jejku Alice jak wspaniale było Cię
znowu zobaczyć – przytuliłam się do niej.
- Emily tęsknimy za Tobą cały czas.
Zaraz się rozpłaczę – wybąknęła ledwo Alice.
- Mam pomysł wsiadaj z nami na lotnisko
– zaproponowała Rose.
- To genialne – podsumowała Alice i
wybiegła do łazienki się ogarnąć.
Usiadłam na łóżku i wzięłam na kolana
laptopa, zalogowałam się na pocztę i sprawdziłam wiadomości. Przysiadła się do
mnie Rose i przyłożyła
głowę do mojego ramienia.
- Szkoda, że musisz wyjeżdżać –
powiedziała zaspana.
Spojrzałam na nią smutno.
- Też wolałabym zostać, niż wracać.
- To nie leć, pójdziesz ze mną do szkoły
i możesz mieszkać u mnie cały czas, jak przez ten tydzień.
- Rose, jesteś wspaniała – uśmiechnęłam
się i pocałowałam ją w
policzek. Oczy zaczynały mnie piec, więc musiałam zamrugać, aby powstrzymać
łzy.
- Dobra. Gotowa – zabrała głos Alice
wracając z łazienki.
- Super, tylko jeszcze taty nie ma –
skomentowała Rose.
- Mamy jeszcze czas nacieszyć się moim
pobytem – powiedziałam nieco egoistycznie.
- Emily, poczekaj! Dam ci coś – pisnęła
Alice grzebiąc przy biurku.
Bacznie ją obserwowałam i zauważyłam, że
wyjmuje płytkę CD. Podeszła do nas i zabrała mi komputer, po czym włożyła
ją i skopiowała
zdjęcia. Wyjęła i zamknęła laptopa.
- Masz, kiedy będzie ci smutno i
będziesz tęsknić.
- Kochane jesteście – powiedziałam i
przytuliłam je mocno.
- O jest! – krzyknęła Rose wyglądając
zza mojego ramienia i patrząc w okno.
Wszystkie włożyłyśmy płaszczyki na plecy i wpakowałyśmy się do
samochodu. U Rose siedziałyśmy niedużej jak godzinę zanim pozbierałam wszystkie
swoje rzeczy. Spojrzałam na telefon. Za czterdzieści pięć minut miałam samolot.
Zapakowałyśmy walizki do pojazdu taty Rose, który zgodził się mnie odwieźć. W
milczeniu jechałyśmy na lotnisko, myślę że każda z nas przypomniała sobie jak w
październiku żegnały mnie, kiedy wyprowadzałam się do Londynu. W samochodzie
panowała napięta atmosfera. Gardło miałam ściśnięte, kiedy miałam miasto.
Słyszałam jak w środku krzyczało moje ciało: Ja nie chce! Nie chce! Zawróćmy! – Jakby we mnie
zamknięte było małe rozkapryszone dziecko. Ale niestety, po kwadransie
zaparkowaliśmy przed lotniskiem i zaczęliśmy zbierać moje
bagaże. Każda z nas miała wypisany smutek na twarzy i czerwone oczy.
- Dziękuję, że się pan zgodził -
zwróciłam się do taty Rose.
-Nie ma za co Emily, pozdrów rodziców
ode mnie – powiedział i
przytulił mnie na pożegnanie – Dobra, to ja poczekam na was w samochodzie.
Ruszyłyśmy wszystkie do kasy, abym mogła zakupić bilet. Pamiętałam jak
ostatnim razem stałam tutaj z mamą i byłam tak załamana, że nie wiedziałam
nawet, co się dzieje. Usłyszałam przez głośnik, że mój samolot startuje za parę
minut. Spojrzałam na moje przyjaciółki smutno i przytuliłam je.
- To co znowu zostały nam komunikatory –
zażartowałam, po czym wszystkie wybuchnęłyśmy płaczem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz