czwartek, 1 listopada 2012

Rozdział 17


~~

    Kolejne dni mijały szybko, niemal codziennie widywałyśmy się w trójkę na mieście. Gadałyśmy godzinami, wygłupiałyśmy się. Mogę stwierdzić, że praktycznie wróciły dawne czasy, przed przeprowadzką. Gdyby nie fakt, że została mi ostatnia noc w Nowym Orleanie. Tego dnia, wszystkie postanowiłyśmy urządzić piżama party. Mieszkanie wypożyczyła nam na noc mama Alice, więc mogłyśmy spać u niej. O osiemnastej już siedziałyśmy na kanapie i przeglądałyśmy magazyny o modzie. Cieszyłam się każdą chwilą z dziewczynami, szczególnie, kiedy wiedziałam, że zostało mi parę godzin do powrotu.
- Ej słuchajcie mam pomysł – znad gazety odezwała się Alice – co powiecie na malowanie paznokci? – powiedziała radośnie patrząc na swoje dłonie.
- To świetny pomysł! – odezwała się Rose – muszę w końcu moje ogarnąć,
a nie miałam motywacji.
- Ja chce czerwony! – powiedziałam wpatrując się w całkiem fajny zestaw.
- Dobra to lecę – poderwała się Alice i zniknęła za drzwiami.
- O to jest ciekawe – zagadnęła Rose, zaglądając mi przez ramię.
- W sumie nie drogie.
- Jestem, jestem – w mgnieniu oka pojawiła się gospodyni z koszyczkiem lakierów.
Poderwałyśmy się obie i podleciałyśmy, aby pochwycić jeden z flakoników – A masz zmywacz? – odezwała się Rose, grzebiąc w koszyczku.
- Coś powinno być – odpowiedziała Alice sięgając do szafki w biurku – o jest – krzyknęła tryumfalnie, stawiając buteleczkę na stoliku. Nagle pokój wypełniło głośne burczenie, wydobywające się z mojego brzucha.
- Ale jestem nierozważna! – Alice klepnęła się w czoło, wstając na równe nogi – co zjecie?
- W sumie to ja mam ochotę na tosty – wyrwała się Rose, spoglądając na mnie.
- Dobry pomysł. Emily chcesz? – spojrzały na mnie maślanymi oczyma.
- Ale pomożecie mi oczywiście – wyszczerzyłam się i opuściłam pokój.
Dziewczyny poczłapały za mną do kuchni.
- No więc, tu jest toster – Alice wyłożyła białe kwadratowe pudełko na blat – Rose, posmarujesz kromki?
- Jasne – odpowiedziała z uśmiechem i złapała za nożyk
Miałam zgraną załogę i w niecałe pięć minut pierwsze dwa tosty zajmowały miejsce na talerzyku. Upieczone, wylegiwały się czekając na pozostałe i wypełniając zapachem cały dom. W między czasie gospodyni wstawiła wodę na herbatę i wyłożyła kubeczki.
- I co z Patrikiem? – zagadnęła Alice szukając łyżeczek w szufladzie.
- No nic, jak na razie – stwierdziła Rose w zamyśleniu.
Poczułam lekką wibrację w moich spodniach i wyjęłam telefon. Dostałam wiadomość od Krisa.
- Emily i jak myślisz? – odezwała się Alice i spojrzała na mnie wyczekująco.
- Ja? A tak – podniosłam głowę znad komórki – poczekamy, zobaczymy jak to się ułoży – posłałam im uśmiech.
- Ta, Mat się odezwał – podsumowała Rose przewracając oczami.
- No właśnie nie on – odpowiedziałam smutno.
- Kris? – zapytała cicho Alice.
- Niestety, znowu – zablokowałam telefon i schowałam z powrotem do kieszeni w spodniach.
- Musisz z nim porozmawiać – dodała Rose.
- Wiem – powiedziałam i wyjęłam dwa tosty na talerzyk – a tak na marginesie, to nie wiem co z Matem.
- No w sumie chłopak mnie denerwuje, niezdecydowany jakiś – pochwyciła temat Alice i zalała kubki gorącą wodą.
- Właśnie, nawet sobie nie wyobraża, na jaką super dziewczynę trafił – wtrąciła się Rose zeskakując ze stołu.
- Przesadzacie – powiedziałam i włożyłam kolejną turę do tostera.
- Straciłaś normalnie głowę dla niego, gdzie jest ta Emily? Pewna siebie i stanowcza, którą tak podziwiałam – wyklepała – Rose mam rację?
- Masz. Pamiętam jak mówiłaś „Nie ten to inny” a teraz „przesadzacie!” –zaśmiała się złośliwie.
- Wymyślacie i tyle – nerwowo dłubałam w toście.
- Zrobisz jak uważasz, ale moim zdaniem powinnaś porozmawiać z Matem i z Krisem – podsumowała szukając cukru.
- Alice ma rację, chłopak cię olewa, a Kris jest tobą wyraźnie zainteresowany – podsumowała Rose.
- Ale ja nim nie jestem – powiedziałam i przeniosłam talerzyk z blatu na stół – w dodatku z Matem nic nie wiadomo, może to nie to? Po co się spieszyć?
- Ile słodzicie – zapytała Alice trzymając w ręku cukiernicę.
- Dwie… - oznajmiła Rose siadając na krzesełku.
- i pół – dodałam do wypowiedzi przyjaciółki i zajęłam miejsce.
- Tak masz rację, ale wiecznie na niego czekać nie będziesz moja droga –paplała wsypując cukier do kubków – w dodatku nawet, jeśli będziesz, to skąd wiesz czy coś z tego będzie później?
W milczeniu przełożyłam tost na swój talerzyk i zalałam go ketchupem.
- Emily wiesz, że chcemy dla ciebie dobrze, a ty się zadręczasz – wtrąciła Rose przegryzając kawałek jedzenia.
- Wiem i dziękuje wam za to skarby - powiedziałam i cmoknęłam do nich uśmiechając się – Alice, a jak tam z Johnem – zapytałam mieszając herbatę.
- A bardzo dobrze, wiecie jaki z niego zazdrośnik – uśmiechnęła się cała umorusana w tłuszczu – jak tak na tej imprezie tańczyłam z tym no, jak mu tam…
- Lukasem! – wtrąciła śmiejąc się Rose – on to niezły agent jest!
- Właśnie, jak tańczyłam z Lukasem, to John mnie zabrał i szepnął na uszko „ja wiem, że on jest pijany, ale zaraz mu przywalę”
- O słodko – jednogłośnie wypowiedziałyśmy się razem z Rose.
- Wiem, to super chłopak – podsumowała Alice i zabrała się za dalsze jedzenie.



~~


      Następnie wróciłyśmy do pokoju i nabrałyśmy ochoty na zdjęcia. Każda z nas za pozowała przed aparatem oraz miała okazję go obsłużyć. Później zabrałyśmy się za oglądanie filmów online, między innymi mojego serialu „recipe for life”. W skupieniu zachwycałam się kolejnym ciekawym odcinkiem, jednak byłam sama, ponieważ moje przyjaciółki tylko lubiły ten film. W między czasie, przebrałyśmy się w piżamy i umyłyśmy. Ku końcowi ostatniego repertuaru załączyła nam się gadka na wszelkie tematy. Te błahe jak i te poważniejsze. Zmęczone dniem, a raczej nocą, ułożyłyśmy się grzecznie w łóżeczku, przytulając do poduszek. O dziewiątej zadzwonił mój telefon, konkretniej budzik, który informował o niedługim wylocie. Wstałam zaspana i podreptałam do łazienki. Dziewczyny również przerwały swój sen i zaczęły znowu rozmawiać. Po piętnastu minutach wstała moja wierna przyjaciółka, z którą wracałam do domu, po walizkę. Obie ubrałyśmy się i czekałyśmy na przyjazd rodzica Rose.
- Jejku Alice jak wspaniale było Cię znowu zobaczyć – przytuliłam się do niej.
- Emily tęsknimy za Tobą cały czas. Zaraz się rozpłaczę – wybąknęła ledwo Alice.
- Mam pomysł wsiadaj z nami na lotnisko – zaproponowała Rose.
- To genialne – podsumowała Alice i wybiegła do łazienki się ogarnąć.
Usiadłam na łóżku i wzięłam na kolana laptopa, zalogowałam się na pocztę i sprawdziłam wiadomości. Przysiadła się do mnie Rose i przyłożyła głowę do mojego ramienia.
- Szkoda, że musisz wyjeżdżać – powiedziała zaspana.
Spojrzałam na nią smutno.
- Też wolałabym zostać, niż wracać.
- To nie leć, pójdziesz ze mną do szkoły i możesz mieszkać u mnie cały czas, jak przez ten tydzień.
- Rose, jesteś wspaniała – uśmiechnęłam się i pocałowałam ją w policzek. Oczy zaczynały mnie piec, więc musiałam zamrugać, aby powstrzymać łzy.
- Dobra. Gotowa – zabrała głos Alice wracając z łazienki.
- Super, tylko jeszcze taty nie ma – skomentowała Rose.
- Mamy jeszcze czas nacieszyć się moim pobytem – powiedziałam nieco egoistycznie.
- Emily, poczekaj! Dam ci coś – pisnęła Alice grzebiąc przy biurku.
Bacznie ją obserwowałam i zauważyłam, że wyjmuje płytkę CD. Podeszła do nas i zabrała mi komputer, po czym włożyła ją i skopiowała zdjęcia. Wyjęła i zamknęła laptopa.
- Masz, kiedy będzie ci smutno i będziesz tęsknić.
- Kochane jesteście – powiedziałam i przytuliłam je mocno.
- O jest! – krzyknęła Rose wyglądając zza mojego ramienia i patrząc w okno.
    Wszystkie włożyłyśmy płaszczyki na plecy i wpakowałyśmy się do samochodu. U Rose siedziałyśmy niedużej jak godzinę zanim pozbierałam wszystkie swoje rzeczy. Spojrzałam na telefon. Za czterdzieści pięć minut miałam samolot. Zapakowałyśmy walizki do pojazdu taty Rose, który zgodził się mnie odwieźć. W milczeniu jechałyśmy na lotnisko, myślę że każda z nas przypomniała sobie jak w październiku żegnały mnie, kiedy wyprowadzałam się do Londynu. W samochodzie panowała napięta atmosfera. Gardło miałam ściśnięte, kiedy miałam miasto. Słyszałam jak w środku krzyczało moje ciało: Ja nie chce! Nie chce! Zawróćmy! – Jakby we mnie zamknięte było małe rozkapryszone dziecko. Ale niestety, po kwadransie zaparkowaliśmy przed lotniskiem i zaczęliśmy zbierać moje bagaże. Każda z nas miała wypisany smutek na twarzy i czerwone oczy.
- Dziękuję, że się pan zgodził - zwróciłam się do taty Rose.
-Nie ma za co Emily, pozdrów rodziców ode mnie – powiedział i przytulił mnie na pożegnanie – Dobra, to ja poczekam na was w samochodzie.
      Ruszyłyśmy wszystkie do kasy, abym mogła zakupić bilet. Pamiętałam jak ostatnim razem stałam tutaj z mamą i byłam tak załamana, że nie wiedziałam nawet, co się dzieje. Usłyszałam przez głośnik, że mój samolot startuje za parę minut. Spojrzałam na moje przyjaciółki smutno i przytuliłam je.
- To co znowu zostały nam komunikatory – zażartowałam, po czym wszystkie wybuchnęłyśmy płaczem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz