niedziela, 11 listopada 2012

Rozdział 21


~~


        Opuszczając dom, zaczęłam biec w stronę własnego. Czułam jak rozpadam się na milion kawałków. Miałam ochotę stanąć na środku chodnika i rozpłakać się głośno. Docierając do domu, próbowałam się uspokoić. Marzyłam, aby znaleźć się we własnym pokoju i pozbyć się emocji, jakie dusiłam w środku. Łzy same spływały po moich policzkach. Przetarłam je wierzchem dłoni, kiedy przechodziłam przez furtkę. Wzięłam jeszcze parę głębokich oddechów, zanim weszłam do środka. W korytarzu usłyszałam kłótnie rodziców. Byłam tak roztrzęsiona i dobita swoimi problemami, że nie miałam ochoty słuchać czyichś. Próbowałam przejść niezauważona do pokoju jednak usłyszałam, że mama woła mnie do kuchni. Zamknęłam oczy, aby opanować uczucia, jakie mną targały i poszłam do rodziców.
- Słucham – powiedziałam obojętnie, udając, że nic się nie stało.
Ojciec siedział przy stole z komórką w ręce. Mama stała oparta o blat kuchenny.  Powietrze było ciężkie.
- Musimy ci coś powiedzieć – usłyszałam poważny głos mamy.
- Tylko nie mów, że jesteś w ciąży – zaśmiałam się ponuro, nie wiedząc, czemu to powiedziałam. W pokoju zapanowała cisza.
- Nie jesteś prawda? – upewniłam się.
- Nie, skąd taki pomysł? – powiedziała ze skwaszoną miną.
Spojrzałam znacząco na nią. Jednak zignorowała moją zaczepkę i wzięła kubek stojący obok.
- Tate zwolnili z pracy – powiedziała nieoczekiwanie.
Zamurowało mnie, momentalnie poczułam się słabo. Nie zdawałam sobie sprawy, w jakiej jestem beznadziejnej sytuacji.
- I co teraz? – zapytałam ledwo i oparłam się o zimną ścianę, aby nie upaść.
- Musimy wracać do Nowego Orleanu – wtrącił ojciec odkładając telefon na stół.
- Jak to? Nie da się nic zrobić? – zapytałam z nadzieją, że to tylko zły sen.
- Nie, tutaj nie ma innej firmy, która mnie przyjmie – odrzekł stanowczo – Myślałem, że się ucieszysz.
- To trzeba być elastycznym! – wybuchłam – To źle myślałeś - dodałam i wybiegłam z kuchni.
Zamknęłam się w pokoju i rzuciłam na łóżko. Rozpłakałam się niczym bóbr, czułam jak całe łóżko trzęsie się włącznie ze mną. Po paru minutach usłyszałam pukanie do drzwi.
- Skarbie, nic ci nie jest - zapytała mama i pociągnęła za klamkę – otwórz drzwi – poprosiła.
- Nic mi nie jest – burknęłam – Mamo, proszę odejdź, nie mam ochoty z nikim rozmawiać – wychlipałam.
- Kochanie proszę, porozmawiajmy, czasem rozmowa się przydaje.
Wstałam chwiejnie na nogi. Przekręciłam kluczyk w drzwiach i wróciłam z powrotem na łóżko, przykrywając się kołdrą.
- Nic na to nie poradzimy. Przykro mi – powiedziała siadając na łóżku.
- Co się stało, że go wyrzucili? – wybełkotałam cała roztrzęsiona.
- Po prostu zwalniają ludzi z firmy od dłuższego czasu i tym razem trafiło na tatę – powiedziała spokojnie – niestety nie zdążył się zabezpieczyć.
- Nie może poszukać pracy tutaj? – Na samą myśl o powrocie robiło mi się nie dobrze. Wiedziałam, że mam tam swoje najlepsze przyjaciółki, ale one będą zawsze. Mogłam na nie liczyć w każdej sytuacji, w dodatku odwiedzałyśmy się. Ale tutaj w Londynie zapoznałam Apirl i Sue a przede wszystkim Mata, chociaż dokładnie nie wiedziałam czy cokolwiek jeszcze między nami jest. Nie chciałam wracać.
- Niestety kochanie, tata jest już umówiony na rozmowę Luizjanie – Potarła mnie po plecach dając trochę otuchy.
Dusiłam się z uczuciami, poczym wybuchnęłam płaczem.
- Emily co się stało, chyba ten płacz nie jest spowodowany samą przeprowadzką? – zapytała smutno – Pokłóciłaś się z dziewczynami?
- Nie – wychlipałam. Pomyślałam o April i Sue, że już nigdy ich nie zobaczę. Wróciłam wspomnieniami do szkoły, której tak nienawidziłam. Nie chciałam jej zostawiać.
- Coś z Matem? – dopytywała się.
Milczałam
- Nie jesteście już razem?
Odkryłam kołdrę i usiadłam na łóżku. Oczy miałam zapuchnięte od płaczu i błam rozmazana na twarzy.
- Nigdy nie byliśmy razem – powiedziałam łamiącym się głosem – i nie będziemy – dodałam ze łzami w oczach.
- Kochanie – przytuliła mnie mocno – nie wiem jak mam ci pomóc, chyba najlepiej będzie jak się wypłaczesz zamiast dusić w sobie uczucia.
No a kurcze, co robię? Siedzę i się śmieję? Udaję, że jest wszystko okej? –Pomyślałam, powoli zaczęłam się denerwować i miałam ochotę roznieść ten pokój w drobny mak.
- Emily wiesz, że cię kocham i nie pozwolę, aby ktoś zrobił ci krzywdę.
- Wiem mamo.
Przytuliła mnie raz jeszcze po czym wstała.
- Pojutrze wylatujemy – powiedziała i opuściła pokój.


~~

        Obudziłam się rano, cała obolała i opuchnięta, bez najmniejszej ochoty do życia. W milczeniu wyszykowałam się  i poszłam do kuchni by wypić herbatę. Z pustką w środku piłam gorący napój w zielonym kubku, na jedzenie nie miałam najmniejszej ochoty.  Czułam się koszmarnie, bez jakichkolwiek chęci. Wstałam od stołu i poszłam do kwadratu, by się ubrać. W domu panowała podobna atmosfera jak w moim samopoczuciu. Rodzice milczeli, pomieszczenia wypełniała pustka. Zauważyłam, że oni również przywiązali się do tego miasta. Szczególnie ojciec, ponieważ pracował tu od dwunastu lat. Jeszcze pół roku temu nie chciałam słyszeć  o przyjeździe tutaj, a teraz nie chce słyszeć o wyjeździe z stąd. To zabawne, jak człowiek szybko się przyzwyczaja.W zamyśleniu nad ostatnimi wydarzeniami udałam się do samochodu. Zaraz za mną przyszła mama i usiała za kierownicą.
- Jak się dzisiaj czujesz? – spytała przekręcając kluczyki w stacyjce.
- Okropnie – wybąknęłam ponuro.
Spojrzała na mnie smutno i ruszyła do szkoły. Nie miałam pojęcia, że tak to się skończy. Londyn wybił mnie z rytmu i namieszał w moim życiu. Poznałam nowy świat, zapoznałam innych ludzi, zakochałam się. A teraz tak po prostu wyjadę i zostawię nowe życie za sobą i cofnę się do starego? Zbyt bardzo je zmieniłam, aby do niego wracać już na zawsze. Jechałam tak do szkoły rozmyślając, jednocześnie przyzwyczajając się, że za dwa dni obudzę się w Nowym Orleanie. Tak jakby te pół roku było odskocznią od normalnego życia. Patrzyłam w okno i próbowałam zapamiętać jak najwięcej potrafiłam. Jedna z czerwonych budek telefonicznych stała smutno na chodniku – W mojej głowie zawirował obrazek, kiedy wygłupiałam się w niej z dziewczynami – Minęliśmy kino oraz kawiarnię, do której przychodziłam z Sue i April oraz czasem z Matem na gorącą czekoladę. W końcu zaparkowałyśmy przed budynkiem szkoły. Wchodząc do środka panowała idealna cisza i mrok na korytarzu, z kroczącą pewnie mamą u boku udałyśmy się do gabinetu dyrektora. Młoda kruczoczarna pani, bez problemu wypisała mnie ze szkoły i kazała przejść do pokoiku obok. Była miła, ale również stanowcza, jednak facetka, która zajmowała miejsce za biurkiem w sekretariacie nie była aż tak przyjemna. Przypominała mi starą zrzędliwą jędze. Mama wypełniła tam różne potrzebne papiery, a ja w między czasie opróżniłam szafkę szkolną i oddałam kluczyk. Po wypełnieniu najpotrzebniejszych papierów, byłam już wypisana i mogłam – co nie znaczy, że chciałam – wrócić do Nowego Orleanu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz