niedziela, 28 października 2012

Rozdział 16


~~


     Na imprezie zjawiłyśmy się parę godzin później. Adres jak zawsze ten sam, więc trafiłyśmy bez problemów do znajomych piłkarzy. W dodatku nawet, jeśli miałybyśmy kłopot z dotarciem, to muzykę słychać było na kilometr. Dom wypełniony był ludźmi,  w połowie znanymi przeze mnie i moje przyjaciółki. Z zapoznaniem reszty również nie miałyśmy najmniejszego problemu. Organizatorem był kapitan drużyny, Lukas. Ujrzałyśmy go  w towarzystwie paru dziewczyn, więc pomachałyśmy mu, aby nie przeszkadzać w poznawaniu nowych koleżanek. Nieoczekiwanie podszedł do nas John i przywitał się dając mi i Rose buziaka  w policzek  a Alice całując namiętnie w usta. Uśmiechnęłam się na ich widok.
- Poradzą sobie sami – powiedziałam do Rose i odeszłyśmy w głąb domu chichocząc pod nosem.
Stałyśmy chwilę pod ścianą. Dopóki nie usłyszałam swojej ulubionej piosenki. Wzięłam przyjaciółkę za rękę i zaprowadziłam na parkiet, gdzie zaczęłyśmy wyginać się w rytm muzyki.
- Hej, hej! Kogo ja widzę – wykrzyczał Kris, podchodząc w naszą stronę – Emily nas odwiedziła!
Zaczerwieniłam się troszkę, kiedy większość twarzy spojrzało na mnie.
Gdy stał już obok nas, dorwałam go i zaczęłam uciszać.
- Co ty wyprawiasz?!
- Witam się z Tobą – powiedział obojętnie i pocałował mnie w usta.
- Doprawdy? – zakpiłam uśmiechając się.
- Cześć Rose – rzucił luźno odwracając ode mnie wzrok.
- Witam.
- Wybacz, ale porwę ci na chwilę przyjaciółkę – powiedział spoglądając na mnie.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, kiedy złapał mnie za rękę i wyciągnął w głąb parkietu.
- I jak? – zagadnął.
- Nijak – uśmiechnęłam się.
- Jej, serio pytam.
- A jak ma być? Podoba mi się, jak zawsze Kris.
- To się cieszę – obrócił mnie kilka razy, popisując się jak tańczy.
Gdy piosenka dobiegła końca, wróciłam do Rose, która siedziała
w towarzystwie Alice, Johna i Patrika.
Gołąbeczki wtuleni w siebie nawet nie spostrzegli naszej obecności, wymieniłam znaczące spojrzenia z Rose i postanowiłyśmy zostawić ich samych, zabierając po do drodze Patrika.
- Pysiu i co mamy zamiar robić? – zagadnęłam do Rose, nie wiedząc dokładnie gdzie iść.
- Wiesz co? Ja to mam ochotę zapalić – wypaliła – dawno w sumie nie miałam papierosa w ustach.
- Jakby tak popatrzeć to ja też bym zapaliła tylko, że mamy coś? – zapytałam patrząc na nią wyczekująco.
- No właśnie nie. Chyba że… - spojrzałyśmy niemal w tym samym czasie na Patrika.
- Tak, mam fajki. Chcecie? – przewrócił oczami i wyjął z kieszeni paczkę – Ej ale nie tu, idziemy na balkon.
- Emily!
Odwróciłam się i zobaczyłam zmierzającego ku nas Krisa.
Spojrzałam na Rose i Patrika, poczym poczułam jak chłopak łapię mnie za ramie.
- No co tam? – zagadnęłam wesoło.
- Gdzie idziecie? – zapytał dysząc.
- Zapalić – wyszczerzyłam się.
- Ej weź nie pal – powiedział i spojrzał na mnie błagalnie.
- Wybacz, ale muszę Ci odmówić – wybełkotałam i weszłam na balkon za Rose i Patrikiem. Tuż za mną wszedł Kris. Zapaliłyśmy i pociągnęłam pierwszy raz od długiego czasu. Ostatnio paliłam we wakacje na imprezie zapoznawczej z piłkarzami. Czułam jak chłodne powietrze pieści mnie po policzkach i szyi. Byłam już trochę wstawiona, więc fakt, iż stałam w krótkim rękawku oraz w dżinsach był powodem do zadowolenia. Co później niemal jestem pewna odbije się na moim zdrowiu i będę żałować swojej głupoty.  Ale póki co, to mi nie przeszkadzało.
  
     Po niespełna dziesięciu minutach, wróciłam z powrotem na parkiet. Kris nie dając mi spokoju zaczął wywijać razem ze mną  w rytm muzyki. Niekiedy inni chłopcy chcieli ze mną zatańczyć, jednak Kris dzielnie mnie pilnował. Z początku nie przeszkadzało mi to, później zaczął mnie denerwować, ponieważ nie jesteśmy parą.  W końcu zauważyłam wyginającą się niedaleko Alice z Johnem. Nie gubiąc rytmu podeszłam do niej i zaczęłyśmy tańczyć we dwie, robiąc pokazówe chłopakom. Po chwili dotarła do nas Rose z Patrikiem i stworzyliśmy taneczny krąg. Zbliżając się do dziewczyn, poczułam jak Alice łapie mnie za rękę ciągnąc za drugą Rose  i wyprowadza w cichsze miejsce.
- Słuchajcie – zagadnęła do nas obydwu, z wielkimi oczami i szerokim uśmiechem – tańczę sobie z Patrikiem. I tak tańczę, tańczę. Nagle… stop muzyka i patrzę na niego przez chwilę i widzę… KURCZE PATRIK TO NIEZŁE CIACHO.
Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem na koniec jej opowieści.
- W sumie, jakby tak popatrzeć jeszcze raz. To faktycznie jest PRZYSTOJNY – zawtórowałam jej i spojrzałam wyczekująco na Rose.
- No macie rację.
- Więc tak sobie pomyślałam – Alice szturchnęła mnie w bok pokazując na przyjaciółkę – że ja mam Johna, Emily ma Mata a ty? Zakręć się koło PATRIKA – wykrzyczała i pocałowała nas  w policzek.
Spojrzałam na reakcję Rose, ale szczerze zgadzałam się z tym faktem, Patrik był niczego sobie.
- Rose, to całkiem niezły pomysł – powiedziałam, kiedy błagalnie na mnie spojrzała, abym zaprzeczyła.
- Ej no dziewczyny żartujecie. Może i jest, ale ja nie jestem.
Wraz z Alice przekręciłyśmy oczami.
- JESTEŚ! – wykrzyczałyśmy niemal równocześnie. Wyjrzałyśmy za ścianki i spojrzałyśmy na chłopaków wyłapując Patrika.
- Słuchaj, jesteś śliczna i nie wygaduj głupot. Teraz idziesz na parkiet, podchodzisz do niego i z nim tańczysz – powiedziałam grążąc jej śmiesznie palcem.
- Jasne młoda? – zgodziła się ze mną Alice. Poczym widząc naburmuszoną minę Rose, wypchnęłyśmy ją na salę.
Alice spojrzała na mnie gniewnie i zwróciła się do mnie.
- Emily, musisz coś zrobić z Krisem – dodała z lekką powagą, ale nie chowając uśmiechu.
- No wiem – przyznałam ze skruchą – Tylko nie wiem co.
- Porozmawiaj z nim, bo chłopak wyraźnie na ciebie LECI! – dodała radośnie – Albo, zastanów się, bo widać, że coś między wami jest.
- Ej, ej poprawka nami? – spojrzałam na nią wielkimi oczami, udając zaskoczenie – Żadnymi nami, on cos chce a nie. Ja mam Mata – powiedziałam pewnie – dobra jeszcze nie mam, ale wiesz o co mi chodzi – dodałam spoglądając na posadzkę.
- Dobra okey, nie było tematu – uśmiechnęła sie trzymając mnie za ramiona – to porozmawiaj z nim, że nic nie chcesz i po kłopocie – uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Postaram się w porę go uświadomić – dodałam pewnie.
Alice ucałowała mnie w policzek i obie poszłyśmy na parkiet.

~~

     Z imprezy wróciłyśmy o szóstej rano do mieszkania Rose. Najpierw odwiozłyśmy Alice z Johnem do niej, bo zostawił tam samochód. Z drobinkami alkoholu w organizmie, przebrałam się w koszulkę nocną, umyłam się i zajęłam łóżko przyjaciółki. Byłam bardzo zmęczona, więc przykładając głowę do poduszki, niemal zasnęłam, kiedy do pokoju wróciła Rose. Usiadła na łóżku i posiedziała trochę w milczeniu. Spojrzałam na nią jednym okiem, ale nie miałam już siły wstać.
- Emily?! Nie śpij, no wstawaj no! – powiedziała zrzucając ze mnie kołdrę.
- Rany, Rose co się stało? – odburknęłam półprzytomnie przykrywając się z powrotem.
- Musimy pogadać.
- Nie możemy jutro? – zapytałam ziewając.
- Nie.
Podniosłam się ciężko i usiadłam na łóżku, wpółprzytomna.
- A więc, o co chodzi?
- Naprawdę uważasz, że Patrik jest przystojny? – powiedziała  z uśmiechem na twarzy.
- Rose! – kiedy to usłyszałam, myślałam, że spadłe z krzesła, no gdybym jeszcze na nim siedziała – I tylko o tym chcesz pogadać? Spać matołku pogadamy jutro – rzuciłam w nią poduszką.
- Emily… no ale, jak uważasz?
Przechyliłam się i przywarłam głową do ściany w zmęczeniu.
- Tak, jest przystojny – powiedziałam w nadziei, że da mi spokój.
- Ale myślisz, że on by do mnie… - dopytywała się nieśmiało.
- Nie wiem, chyba tak – przerwałam jej ziewając i starając się nie zamykając powiek.
- No bo w sumie, to czemu by nie – uśmiechnęła się.
- Okej fajnie. Jutro pomyślimy nad tym, jak będziemy w pełni wypoczęte – wybełkotałam.
- No ale jak uważasz? Myślisz, że ja i on? No, ale jestem brzydka  i coś Ty, to byłoby nie możliwe.
- Możliwe – wymruczałam.
- Ale mi namieszałyście w głowie – mówiła coraz bardziej podekscytowanym głosem - dobrze tańczy. No i przystojny jest. A wiesz co, jak tak mnie wypchnęłyście to sam do mnie poszedł i poprosił do tańca – zachichotała na myśl o wspomnieniu – W sumie, co mi szkodzi? Prawda?Na chwile zdążyła zamilknąć, a ja z powrotem osunęłam się na poduszkę. Moje powieki stawały się coraz bardziej cięższe i cięższe, usłyszałam jak Rose znowu zaczyna trajkotać, ale ze zmęczenia nie wiedziałam co konkretnie mówi. Skupiłam się bardziej na jej mięciutkiej i cieplutkiej pościeli, która okalała moje ciało. W głowie szumiało mi od alkoholu oraz głośnej muzyki. Zaczęłam wreszcie odpływać z realnego świata i przenosić się do baśniowej krainy, kiedy… 
- Emily? Jak uważasz? – odwróciła się w moją stronę - Emily? Nie śpij lamo! – znowu pociągnęła za kołdrę.
- Rose, chodźmy spać, pogadamy jutro – wybełkotałam sennie.
- Lapsie ty! Ja tutaj poważnie, a ty zasypiasz – zrzędziła wsuwając się pod kołdrę.
- Dziękuję, ty też - ostatnimi siły uniosłam się i ucałowałam ją w policzek, po czym położyłam głowę na miękkiej podusi  i zasnęłam.

Rozdział 15


~~


      Obudziłam się sama, bez pomocy budzika. Byłam w szoku, kiedy dotarła do mnie ta wiadomość. Zegarek wskazywał punkt siódmą rano, pełna energii wstałam i zaczęłam się szykować na wyjazd. Wyciągnęłam walizkę i dopakowałam do niej resztę kosmetyków i innych podobnych pierdół. Niespełna w pół godziny byłam już gotowa. Staszczyłam bagaż na sam dół i zaparkowałam w kuchni. Mamusia siedziała już przy blacie robiąc mi śniadanie. Ukradłam jej buziaka i jedną małą kanapeczkę.
- Jak tam córciu po imprezie? – zagadnęła wysokim głosikiem. W tym momencie mój dobry humor uleciał.
- Nijak – wybąknęłam. Sięgnęłam do spodni po telefon. Kiedy zorientowałam się, że kieszeń jest pusta, z  kopyta ruszyłam na górę  w poszukiwaniu komórki. I tak w niecałe pięć sekund zrobiłam ‘artystyczny nieład’ w pokoju. Wreszcie odnalazłam swoją zgubę zakopaną w kołdrze. Ucałowałam elektroniczne urządzenie i ze spokojem w sercu zeszłam do kuchni. Po drodze odczytałam wiadomość otrzymaną od Mata – kurcze, chyba jednak trochę mu zależy – uśmiechnęłam się na samą myśl. Zjadłam kanapki i popiłam herbatę z zielonego kubka.
- To jak opowiesz mi trochę? – usłyszałam pytanie od mamy rzucone w moją stronę.
- Wiesz, nie chce o tym gadać – wyminęłam.
- Dużo było ludzi? Jedzenie dobre? A ile płacili? – sypała pytaniami jakby moja wcześniejsza wypowiedź okazała się nie zrozumiana.
- Mamo! Nie mam zamiaru rozmawiać o tym balu! – wybuchnęłam – Musisz zadawać mi te pytania? – powiedziałam już nieco spokojniej.
- Dobra, jak chcesz – odpowiedziała niczym naburmuszone dziecko.
- Dziękuję – wstałam i ucałowałam ją w policzek – musimy już jechać, bo spóźnię się na samolot – dodałam.
 Obydwie ubrałyśmy się w płaszcze i byłyśmy gotowe już do wyjścia, złapałam jeszcze za walizkę, a mama za kluczyki od auta. Ojciec jak zwykle w pracy, więc nawet nie mogłam się z nim normalnie pożegnać.


  
                                                                               ~~


     Na lotnisko dojechałam w niecałe pół godziny. Szybko przedostałam się do samolotu i zajęłam miejsce. Przytuliłam się do fotela i próbowałam zasnąć, jak ostatniego lotu. Jednak nijak nie mogłam, wszystko w około zaczęło mnie denerwować. Naburmuszona, sięgnęłam po szarą torbę podróżną i zaczęłam szukać czegoś pożytecznego, co mogłoby pomóc mi w przetrwaniu tego lotu. Wyciągnęłam grubaśną książkę, o której zdążyłam już zapomnieć. Odnalazłam ostatnio czytany fragment i zatonęłam w historii niezwykłej wampirki – uwielbiam tematykę fantastyczną, troszkę akcentów romantycznych oraz dramatycznych, trzymających w napięciu – Godziny mijały długo, aż w końcu oczekiwany komunikat o lądowaniu zabrzmiał w pomieszczeniu. Wysiadałam pełna podekscytowania, że za moment ujrzę niewidzianą od października przyjaciółkę. W pośpiechu poszłam do sali odbioru odebrać bagaż.
- Emily!? – w sali rozbrzmiał radosny głos. Odwróciłam się i ujrzałam kochaną Rose – Jak ja się za Tobą stęskniłam!
- Cześć?! – podbiegłyśmy do siebie i wpadłyśmy w ramiona jak małe dzieci.
- Jak lot?
- Przeczytałam cały – wyszczerzyłam się.
- Jak zawsze – przewróciła oczami i wybuchnęłyśmy śmiechem.
- To co, idziemy na ciepłą czekoladę?
- Jasne - przejęła mój bagaż i udałyśmy się w stronę wyjścia.
Zdążyłyśmy wyjść na zewnątrz, kiedy w moje ramiona wpadła Alice. Rozryczała się i przytuliła mnie mocno.
- Hej Alice - ucałowałam ją w policzek. To bardzo uczuciowa dziewczyna.
- Ranyyy jak ja się za Tobą stęskniłam.
- Ja również – rozejrzałam się po ulicy – Chodź nie róbmy scen, ludzie się na nas dziwnie patrzą.
Uśmiechnęła się.
  
     Wszystkie udałyśmy się do naszej ulubionej knajpki na rogu ulicy Stenbreeg. Zazwyczaj zamawiałyśmy pizze oraz late, tak było  i tym razem. Usiadłyśmy przy ścianie, po prawej stronie. Tam gdzie zawsze. W lokalu zamontowana była plazma, nastawiona zawsze na program muzyczny. Zdjęłyśmy płaszcze i zaczęłyśmy sypać wiadomościami.  Przypomniały mi się dawne czasy, przed przeprowadzką do Londynu. Patrzyłam na uśmiechnięte twarze moich przyjaciółek, miałam wrażenie, że nie wiedziałyśmy się tylko od wczoraj.
- Emm?! Opowiadaj teraz jak ci się mieszka w Londynie – zagadnęła Alice.
- A jest bardzo fajnie, jak wspominałam w a- mailu, że poznałam April i Sue, dwie zbzikowane siostry. Mam z kim gadać, wyjść na zakupy – wyklepałam.
- A jak bal?
Spojrzałam na Rose, wymieniłyśmy znaczące spojrzenia.
- No bo… kurcze. Prawie przeryczałam cały weekend – zaczęłam.
- Jej kochanie – potarła mnie po plecach na pocieszenie.
- Czułam się okropnie. Jak ją widziałam to aż mnie skręcało ze złości.
Wylałam się jak głupia, w między czasie donieśli nam pizze i kawę.
- Głupi. Jak mógł zrobić coś takiego, nawet jednego tańca? – przeżywała Alice.
- Nic. Zero. Null – westchnęłam smutno.
- Ale się odezwał – wtrąciła Rose, mieszając late.
- Na szczęście, wtedy byłoby jeszcze gorzej – dodałam żartobliwie.
- Wiemy. Nerwusku – skomentowała Alice.
- Zobaczymy co teraz zrobi – powiedziała w zamyśleniu Rose.
- Pewnie nic. W sumie jak na razie jestem tysiące kilometrów od niego.
- Ale bym się śmiała, jakby się pojawił z bukietem róż i klęcząc przeprosił –wygłosiła Alice.
- Takie rzeczy to tylko w filmach – skomentowałam mając lepsze już samopoczucie.
Wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Nie lubię chwastów, wolałabym biżuterię – wychlipałam próbując się zaśmiać – To mogłoby być ciekawe.
- Na pewno – podsumowała Rose.
W tle zaczęła lecieć nasza ulubiona piosenka Rihanny, razem z Alice zaczęłam śpiewać refren. Biedna Rose, klepnęła się w czoło i wsunęła śmiesznie pod stół udając, że nas nie zna. Dokończyłyśmy pizze i ruszyłyśmy na miasto w rytmach muzyki. Na chodniku zaczęłyśmy tańczyć, ciesząc się moją obecnością w Nowym Orleanie. Nagle rozległ się dźwięk telefonu Alice.
- Ej!? Wiecie co? Chłopaki z meczu zapraszają nas na imprezę.
- Idziemy! –wykrzyczała Rose.
- Kiedy? – sprowadziłam je na ziemię.
- Dzisiaj – wyjaśniła Alice
- To co, na sklepy? – zaproponowałam.
Biegałyśmy po sieciówkach jak głupie, w żadnym z nich nie było niczego, co mogłyśmy założyć na wieczór. Weszłyśmy z nadzieją do jednego prywatnego sklepiku. Oczka zaświeciły nam się na widok kolorowych ubrań. Każda podeszła do innego zestawu, co świadczyło o naszym odmiennym guście. Zobaczyłam śliczną brązową bluzeczkę zawieszoną w towarzystwie innych kolorów. Wyszukałam swój rozmiar i wskoczyłam do przymierzalni.
- I co myślicie? – wykrzyczałam z pomieszczenia.
- Bierzesz! – krzyknęły z zachwytu.
- Ja chyba wezmę ten sweterek - pochwaliła się Rose swoim znaleziskiem. Trzymała granatowo biały łaszek w paski z łatami brązowymi na łokciach.
- Jest piękny - stwierdziłam.
- A co myślicie o tym? - Alice trzymała w ręku beżowy sweter, troszkę workowaty z wzorkiem buzi na środku.
- Przymierzaj - rozkazałam jej.
Rose zdążyła już zakupić ciuszek. Ja czekałam na Alice, zastanawiającą się nad sweterkiem.
- Dobra, biorę.
- Okej, to idziemy do kasy – powiedziałam tryumfalnie.

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 14


~~


    Czułam się pewniejsza psychicznie, tak jakbym była inną osobą. Spojrzałam jeszcze raz na Mata, wtedy uśmiechnęłam się sama do siebie. Odwróciłam wzrok i podeszłam do jednego z absolwentów. Jeden taniec zaliczyłam śpiewająco, chociaż nadal zwracałam uwagę na Mata. Nie wierzyłam własnym oczom, Jessika zniknęła. Jednak dalej trzymałam się postanowienia. Zaczęła się kolejna piosenka i kontem oka zauważyłam, jak zbliża się powoli do mnie, szybko porwałam jednego z partnerów do tańca. Odwróciłam głowę w stronę Mata – skubaniec w rytm muzyki wyminął mnie i podszedł do stołów – marzyłam o tym, aby złapał mnie za rękę i odbił nieznajomemu ten taniec. Momentalnie poczułam wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że tego nie zrobi i szkoda mi się zrobiło, kiedy zmarnowałam tą szansę. Muzyka ucichła, wtedy ruszyłam w stronę stolika, przy którym stał Mat. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, zbliżałam się do niego. Byłam już dość blisko, uśmiechnęłam się i wyminęłam go. Podeszłam z drugiej stołu i złapałam za rękę jego najlepszego przyjaciela, porywając do tańca. Byłam dumna, że nie złamałam swojego postanowienia. Ciekawość przemawiała przeze mnie, czy w końcu ze mną zatańczy? Kolejna piosenka dobiegła końca, a ja z uśmiechem na twarzy, znowu podeszłam do tego samego stolika, jednak jego już tam nie było. Lecz po chwili zauważyłam, że idzie w moją stronę. Był już dostatecznie blisko, wystarczyło tylko odwrócić się i złapać go za rękę. Nachyliłam się jednak nad stołem i przekrzykując muzykę poprosiłam kolejnego nieznajomego na parkiet. Widziałam jak Mat stosuje ten sam chwyt, w rytmie muzyki omijając moją osobę. Niedługo potem do sali weszła jego partnerka i wtedy wiedziałam, że straciłam tą szansę na taniec. Chociaż było mi przykro to jednocześnie byłam dumna, że się nie złamałam. Kolejne godziny wieczoru przetańczyłam, trochę popisując się i czasem zwracając na siebie uwagę. W końcu o poranku, zmęczenie przypomniało o sobie, ciągnąc za sobą obolałe nogi. Pomogłam jeszcze posprzątać salę i wróciłam do domu, marząc jedynie o śnie.
    Szybko przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżeczka. Kiedy tylko przyłożyłam twarz do poduszki. Jednak za nim usnęłam, dostałam esemesa od nieznajomego numeru i sygnał. Zignorowałam to, gdyż byłam bardzo zmęczona, nie tylko samym tańcem, ale również emocjami, jakie mną targały tej nocy. Nie spałam jednak długo, obudził mnie esemes od Sue. Informował o poprawinach balu, nakryłam się kołdrą wymuszając jeszcze parę godzin snu. Nadal zmęczona, wstałam w południe. Sięgnęłam raz jeszcze po telefon, czytając ponownie wiadomość:

‘Hej, dzisiaj o 14 będą poprawiny. Mam nadzieję, że Cię ujrzymy, musimy się pozbyć jedzenia i każda buzia jest potrzebna. Słyszałam, że Mat będzie dzisiaj sam.’

Ostatnie zdanie postawiło mnie na równo na nogi. Z nadzieją zeszłam na dół do łazienki, aby się ogarnąć. Opuściłam lokal po półtorej godziny, odświeżona i całkiem odprężona. Z podekscytowania nawet nie miałam ochoty na jedzenie. Od razu ruszyłam do pokoju, ubrałam się i uczesałam włosy. Niespełna pół godziny później, byłam w szkole. Przywitałam się z dziewczynami i pomogłam rozstawić jedzenie. Z uśmiechem na twarzy, wyobrażałam sobie, że dzisiejszy dzień może być lepszy, a wczorajszy pójdzie w niepamięć. Jednak cała nadzieja wyparowała, kiedy na stołówkę wszedł Mat z Jessicą. Chociaż tym razem się przywitał – no jakieś postępy – podsumowałam ironicznie. Przypadkiem spojrzałam się na jego partnerkę, która patrzyła na mnie spode łba, za bardzo nie wiedziałam dlaczego. Wszystkiego mi się odechciało, wystukałam wiadomość do Sue, która w mgnieniu oka pojawia się w szkole. Przedstawiłam jej pomysł ulotnieniu się z imprezy, jednak ubłagała mnie, abym została. Ponownie zaczęłam udawać, że się dobrze bawię, kiedy wpadałam na kolejny genialny pomysł.
- Słuchaj – zagadnęłam do Sue siedząc razem z nią przy stoliku.
- No co tam? – nadstawiła ucha i uśmiechnęła się.
- Nie będę taka chamska, zatańczę z nim – powiedziałam sobie – Wczoraj tańczyłam z każdym, to dlaczego miałabym nie zatańczyć  z nim? –ciągnęłam – Ale się do niego nie odezwę – uśmiechnęłam się tryumfalnie.
 - No w sumie masz rację – stwierdziła zaskoczona – czasem mądrze mówisz – podsumowała.
- Właśnie – skomentowałam – ale chwilę późnej ulatniam się do domu – uśmiechnęłam się tryumfalnie na myśl o pomyśle.
- Okej – zatwierdziła przyjaznym tonem. Skończyła się piosenka, a Sue i David spojrzeli na mnie znacząco.
- Dobra, dobra zrozumiałam. Idę już – serce waliło mi ogromnie, miałam ochotę się wycofać. Wstałam od stolika i podeszłam do niego. Zapytałam o taniec i chwilę potem wirowałam z Matem na parkiecie. Milczałam, skupiając się na swoim zadaniu.
- I jak wczorajszy dzień? – zagadnął w końcu.
- Pytanie retoryczne? – zapytałam.
- Aż tak źle? – głos miał przyjemny, chociaż trochę smutny.
- Mogło być lepiej – powiedziałam udając znudzoną, w środku starannie dobierałam każde słowo – ale nie było – dodałam. A u ciebie? – zagadnęłam.
- Pytanie retoryczne? – odpowiedział tym samym.
- Widziałam, że się dobrze bawiłeś – powiedziałam z nadzieją zaprzeczenia.
- Ja się zawsze dobrze bawię – uśmiechnął się.
Nie odezwałam się więcej, wymieniłam tylko spojrzenia w tańcu. Niestety piosenka dobiegła końca, podziękowałam uprzejmie i trzymając się planu opuściłam szkołę. Byłam dumna z siebie, że potrafiłam zachować się jak chciałam, jednak szkoda mi było, że nie mogło potoczyć się inaczej.

~~


    W biegu pokonałam kilometr. Wpadłam do domu niczym huragan, powstrzymując się od płaczu. Spojrzałam na zegarek, wskazywał osiemnastą, nastukałam wiadomość do Rose. Nie czekałam długo na odzew, umówiłam się, że za pięć minut gadamy przez skype – to naprawdę genialny wynalazek - włączyłam komputer, przeklinając, że rusza się wolno niczym ślimak. Kiedy w końcu wysłuchał mojego wykładu, uruchomił swój wolny zadek i wyświetlił pulpit. Włączyłam wideo  i odebrałam połączenie.
- Cześć kochanie – usłyszałam przyjazny głos mojej przyjaciółki.
- Cześć – wychlipałam – to koniec, jestem załamana – bełkotałam.
- Oj miśku, na pewno nie – pocieszała mnie. Jak ja za nią tęskniłam – opowiadaj.
- No co, wczoraj była masakra. Mówiłam, niepotrzebnie się tam pchałam. Jestem tak na siebie zła. Mam ochotę zasnąć i obudzić się w lepszej przyszłości – słowa wylewały się z moich ust niczym ulewa.
- Jutro będzie lepiej, zobaczysz – zapewniła mnie.
- Nie wiem nic. Mam teraz ogromną ochotę, położyć się spać i nie myśleć
o tym wszystkim – byłam cholernie zmęczona, a z oczu leciały mi łzy, których nie mogłam w żaden sposób powstrzymać – Jestem tylko ciekawa, czy się odezwie – dodałam smutno – Jutro się zobaczmy – próbowałam się uśmiechnąć.
- Jasne, o której mam być na lotnisku? – nadal miała ten przyjazny głos.
- O dziewiątej mam samolot, czyli po dziewiętnastej powinnam wylądować – wychlipałam już mniej roztrzęsiona – Do zobaczenia jutro – powiedziałam załamanym głosem na odchodne.
- Dobranoc kochanie – wypowiedziała przyjaźnie i rozłączyła się.
     Wyłączyłam laptopa i ubrałam piżamę. Ze smutkiem na twarzy wsunęłam się pod ciepłą kołdrę i zamykając piekące powieki, próbowałam zapomnieć o tym weekendzie. Wyciszając umysł, ostatnimi siły udało mi się wreszcie usnąć. Po pewnym czasie, obudził mnie dźwięk mojej komórki, która zabuczała niespokojnie leżąc obok mojej poduszki. Podniosłam aparat, odblokowałam i przeszłam do skrzynki odbiorczej. Czekał tam na mnie esemes od Mata. Kliknęłam i wyświetliła się treść wiadomości:

‘Nie chcesz porozmawiać?’

Za bardzo nie wiedziałam jak mam zareagować na to zdanie. Przeanalizowałam ostatnie godziny i zmartwiłam się. Czyżby nie zauważył mojej nieobecności? Zapytałam tylko:

‘Kiedy?’

 W pół nieprzytomna nie ogarnęłam jeszcze świata. Przeczytałam kolejną wiadomość:

No raczej teraz, bo dwa tygodnie ferii’

Wkurzyłam się trochę i wystukałam, dalej nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. Długo nie odpisywał, a ja uległam morfeuszowi.