niedziela, 21 października 2012

Rozdział 14


~~


    Czułam się pewniejsza psychicznie, tak jakbym była inną osobą. Spojrzałam jeszcze raz na Mata, wtedy uśmiechnęłam się sama do siebie. Odwróciłam wzrok i podeszłam do jednego z absolwentów. Jeden taniec zaliczyłam śpiewająco, chociaż nadal zwracałam uwagę na Mata. Nie wierzyłam własnym oczom, Jessika zniknęła. Jednak dalej trzymałam się postanowienia. Zaczęła się kolejna piosenka i kontem oka zauważyłam, jak zbliża się powoli do mnie, szybko porwałam jednego z partnerów do tańca. Odwróciłam głowę w stronę Mata – skubaniec w rytm muzyki wyminął mnie i podszedł do stołów – marzyłam o tym, aby złapał mnie za rękę i odbił nieznajomemu ten taniec. Momentalnie poczułam wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że tego nie zrobi i szkoda mi się zrobiło, kiedy zmarnowałam tą szansę. Muzyka ucichła, wtedy ruszyłam w stronę stolika, przy którym stał Mat. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, zbliżałam się do niego. Byłam już dość blisko, uśmiechnęłam się i wyminęłam go. Podeszłam z drugiej stołu i złapałam za rękę jego najlepszego przyjaciela, porywając do tańca. Byłam dumna, że nie złamałam swojego postanowienia. Ciekawość przemawiała przeze mnie, czy w końcu ze mną zatańczy? Kolejna piosenka dobiegła końca, a ja z uśmiechem na twarzy, znowu podeszłam do tego samego stolika, jednak jego już tam nie było. Lecz po chwili zauważyłam, że idzie w moją stronę. Był już dostatecznie blisko, wystarczyło tylko odwrócić się i złapać go za rękę. Nachyliłam się jednak nad stołem i przekrzykując muzykę poprosiłam kolejnego nieznajomego na parkiet. Widziałam jak Mat stosuje ten sam chwyt, w rytmie muzyki omijając moją osobę. Niedługo potem do sali weszła jego partnerka i wtedy wiedziałam, że straciłam tą szansę na taniec. Chociaż było mi przykro to jednocześnie byłam dumna, że się nie złamałam. Kolejne godziny wieczoru przetańczyłam, trochę popisując się i czasem zwracając na siebie uwagę. W końcu o poranku, zmęczenie przypomniało o sobie, ciągnąc za sobą obolałe nogi. Pomogłam jeszcze posprzątać salę i wróciłam do domu, marząc jedynie o śnie.
    Szybko przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżeczka. Kiedy tylko przyłożyłam twarz do poduszki. Jednak za nim usnęłam, dostałam esemesa od nieznajomego numeru i sygnał. Zignorowałam to, gdyż byłam bardzo zmęczona, nie tylko samym tańcem, ale również emocjami, jakie mną targały tej nocy. Nie spałam jednak długo, obudził mnie esemes od Sue. Informował o poprawinach balu, nakryłam się kołdrą wymuszając jeszcze parę godzin snu. Nadal zmęczona, wstałam w południe. Sięgnęłam raz jeszcze po telefon, czytając ponownie wiadomość:

‘Hej, dzisiaj o 14 będą poprawiny. Mam nadzieję, że Cię ujrzymy, musimy się pozbyć jedzenia i każda buzia jest potrzebna. Słyszałam, że Mat będzie dzisiaj sam.’

Ostatnie zdanie postawiło mnie na równo na nogi. Z nadzieją zeszłam na dół do łazienki, aby się ogarnąć. Opuściłam lokal po półtorej godziny, odświeżona i całkiem odprężona. Z podekscytowania nawet nie miałam ochoty na jedzenie. Od razu ruszyłam do pokoju, ubrałam się i uczesałam włosy. Niespełna pół godziny później, byłam w szkole. Przywitałam się z dziewczynami i pomogłam rozstawić jedzenie. Z uśmiechem na twarzy, wyobrażałam sobie, że dzisiejszy dzień może być lepszy, a wczorajszy pójdzie w niepamięć. Jednak cała nadzieja wyparowała, kiedy na stołówkę wszedł Mat z Jessicą. Chociaż tym razem się przywitał – no jakieś postępy – podsumowałam ironicznie. Przypadkiem spojrzałam się na jego partnerkę, która patrzyła na mnie spode łba, za bardzo nie wiedziałam dlaczego. Wszystkiego mi się odechciało, wystukałam wiadomość do Sue, która w mgnieniu oka pojawia się w szkole. Przedstawiłam jej pomysł ulotnieniu się z imprezy, jednak ubłagała mnie, abym została. Ponownie zaczęłam udawać, że się dobrze bawię, kiedy wpadałam na kolejny genialny pomysł.
- Słuchaj – zagadnęłam do Sue siedząc razem z nią przy stoliku.
- No co tam? – nadstawiła ucha i uśmiechnęła się.
- Nie będę taka chamska, zatańczę z nim – powiedziałam sobie – Wczoraj tańczyłam z każdym, to dlaczego miałabym nie zatańczyć  z nim? –ciągnęłam – Ale się do niego nie odezwę – uśmiechnęłam się tryumfalnie.
 - No w sumie masz rację – stwierdziła zaskoczona – czasem mądrze mówisz – podsumowała.
- Właśnie – skomentowałam – ale chwilę późnej ulatniam się do domu – uśmiechnęłam się tryumfalnie na myśl o pomyśle.
- Okej – zatwierdziła przyjaznym tonem. Skończyła się piosenka, a Sue i David spojrzeli na mnie znacząco.
- Dobra, dobra zrozumiałam. Idę już – serce waliło mi ogromnie, miałam ochotę się wycofać. Wstałam od stolika i podeszłam do niego. Zapytałam o taniec i chwilę potem wirowałam z Matem na parkiecie. Milczałam, skupiając się na swoim zadaniu.
- I jak wczorajszy dzień? – zagadnął w końcu.
- Pytanie retoryczne? – zapytałam.
- Aż tak źle? – głos miał przyjemny, chociaż trochę smutny.
- Mogło być lepiej – powiedziałam udając znudzoną, w środku starannie dobierałam każde słowo – ale nie było – dodałam. A u ciebie? – zagadnęłam.
- Pytanie retoryczne? – odpowiedział tym samym.
- Widziałam, że się dobrze bawiłeś – powiedziałam z nadzieją zaprzeczenia.
- Ja się zawsze dobrze bawię – uśmiechnął się.
Nie odezwałam się więcej, wymieniłam tylko spojrzenia w tańcu. Niestety piosenka dobiegła końca, podziękowałam uprzejmie i trzymając się planu opuściłam szkołę. Byłam dumna z siebie, że potrafiłam zachować się jak chciałam, jednak szkoda mi było, że nie mogło potoczyć się inaczej.

~~


    W biegu pokonałam kilometr. Wpadłam do domu niczym huragan, powstrzymując się od płaczu. Spojrzałam na zegarek, wskazywał osiemnastą, nastukałam wiadomość do Rose. Nie czekałam długo na odzew, umówiłam się, że za pięć minut gadamy przez skype – to naprawdę genialny wynalazek - włączyłam komputer, przeklinając, że rusza się wolno niczym ślimak. Kiedy w końcu wysłuchał mojego wykładu, uruchomił swój wolny zadek i wyświetlił pulpit. Włączyłam wideo  i odebrałam połączenie.
- Cześć kochanie – usłyszałam przyjazny głos mojej przyjaciółki.
- Cześć – wychlipałam – to koniec, jestem załamana – bełkotałam.
- Oj miśku, na pewno nie – pocieszała mnie. Jak ja za nią tęskniłam – opowiadaj.
- No co, wczoraj była masakra. Mówiłam, niepotrzebnie się tam pchałam. Jestem tak na siebie zła. Mam ochotę zasnąć i obudzić się w lepszej przyszłości – słowa wylewały się z moich ust niczym ulewa.
- Jutro będzie lepiej, zobaczysz – zapewniła mnie.
- Nie wiem nic. Mam teraz ogromną ochotę, położyć się spać i nie myśleć
o tym wszystkim – byłam cholernie zmęczona, a z oczu leciały mi łzy, których nie mogłam w żaden sposób powstrzymać – Jestem tylko ciekawa, czy się odezwie – dodałam smutno – Jutro się zobaczmy – próbowałam się uśmiechnąć.
- Jasne, o której mam być na lotnisku? – nadal miała ten przyjazny głos.
- O dziewiątej mam samolot, czyli po dziewiętnastej powinnam wylądować – wychlipałam już mniej roztrzęsiona – Do zobaczenia jutro – powiedziałam załamanym głosem na odchodne.
- Dobranoc kochanie – wypowiedziała przyjaźnie i rozłączyła się.
     Wyłączyłam laptopa i ubrałam piżamę. Ze smutkiem na twarzy wsunęłam się pod ciepłą kołdrę i zamykając piekące powieki, próbowałam zapomnieć o tym weekendzie. Wyciszając umysł, ostatnimi siły udało mi się wreszcie usnąć. Po pewnym czasie, obudził mnie dźwięk mojej komórki, która zabuczała niespokojnie leżąc obok mojej poduszki. Podniosłam aparat, odblokowałam i przeszłam do skrzynki odbiorczej. Czekał tam na mnie esemes od Mata. Kliknęłam i wyświetliła się treść wiadomości:

‘Nie chcesz porozmawiać?’

Za bardzo nie wiedziałam jak mam zareagować na to zdanie. Przeanalizowałam ostatnie godziny i zmartwiłam się. Czyżby nie zauważył mojej nieobecności? Zapytałam tylko:

‘Kiedy?’

 W pół nieprzytomna nie ogarnęłam jeszcze świata. Przeczytałam kolejną wiadomość:

No raczej teraz, bo dwa tygodnie ferii’

Wkurzyłam się trochę i wystukałam, dalej nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. Długo nie odpisywał, a ja uległam morfeuszowi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz