~~
Budzik zaszumiał mi do ucha koło 11 rano, poderwałam się szybciutko na
nóżki i udałam się do łazienki. Umyłam zęby oraz twarz. Z kremem na buzi i w
papilotach na głowie zaczęłam przygotowywać śniadanie w kuchni. Kanapki same
się nie zrobią – pomyślałam, kiedy potwór mieszkający w moim brzuszku
zaryczał z głodu – zostawiłam w
samotności czajnik z gotującą się wodą i otworzyłam lodówkę.
Analizując jej zawartość zdecydowałam się jednak na przetwór mleczny – czułam
lekki stres przed balem. Wiec nie chciałam się obżerać, a mój żołądek na nerwy
najchętniej przyjmuje nabiał – usiadłam na stołku i wymachując jak dziecko
nogami zajadałam sie twarożkiem. Kiedy zagwizdał czajnik, zeskoczyłam ze
stołka, sprawnie go uspokoiłam i zalałam wrzątkiem moją ulubioną herbatę lipton
– nie wiem czemu, ale bardzo lubię mocną herbatę – Z kubkiem w ręce wróciłam do
pokoju i wzięłam się za szykowanie na bal.
Wyciągnęłam koszyczek z lakierami i zabrałam się za dekorowanie
swoich paznokci. Po skończeniu wzorku jak na złość dostałam esemesa!
Najdelikatniej jak tylko potrafiłam, odblokowałam telefon i odczytałam
wiadomość:
‘Hej
i jak przygotowania?’
Adresatem był Mat, mimowolnie uśmiechnęłam się czytając zwykłe zdanie.
Ostrożnie, uważając na paznokcie wstukałam parę literek – Jejku, co ja
robie? Zachowuję się jak jakaś pusta
lalka – pomyślałam i zamiast dalej uważać na manikiur, dokończyłam wiadomość i
wysłałam. Podmuchałam w ramach przeprosin pomalowane paznokcie i z ulgą odetchnęłam,
kiedy żaden nie został uszkodzony. Wymieniłam jeszcze parę esemesów z Matem,
dalej nie wierząc, że za parę godzin spotkam się z nim na balu absolwentów.
Jednak szybko wróciłam na ziemię, kiedy przypomniało mi się, że nie jestem jego
osobą towarzyszącą. Co szczerze mnie denerwowało. Odłożyłam telefon i zabrałam się za makijaż –
nie lubię mieć na twarzy tapety, więc ograniczam się zazwyczaj do minimum,
posługując się podkładem, pudrem i tuszem do rzęs. Jednak pozwoliłam wtrącić
kreskę eyelineru na powieki- Z godziny na godzinę czułam jak stres dokucza mi
coraz bardziej, miałam wyrzuty sumienia, że idę na ten bal. Czułam, że nie
powinnam się na nim zjawiać. Niestety było za późno na wycofanie się – idę tam
na zastępstwo, z kolegą, a Mat? Idzie z koleżanką, kropka – pomyślałam – Co ma
się stać? Nic! Zatańczę, pośmieje się i tyle! Nic strasznego – próbowałam
przekonać samą siebie, zaczęłam zdejmować pojedynczo papiloty z głowy. Moje
rude włosy zakręciły się w długie spirale, które spięłam na prawą stronę.
Wyciągnęłam z pudełka sukienkę
od mamy i ostrożnie – nie psując fryzury – wsunęłam na moje ciało. Miała
niewielki dekolt i kończyła się przed kolankiem. Różyczki sprawiały wrażenie
kruchej niczym spalony papierek. Góra idealnie przylegała do mojej sylwetki. Na
szyję zawiesiłam delikatny złoty łańcuszek. Za oknem zadudnił klakson od
samochodu mojego partnera. Pociągnęłam usta malinowym błyszczykiem i schowałam
go razem z komórką do srebrnej torebeczki, w kształcie serduszka. Zapakowałam
szpilki to torby foliowej, ubrałam zimowy płaszcz oraz kozaki. Pożegnałam
się z mamą i opuściłam
mieszkanie. W odcinku dzielącym mój dom od samochodu, poczułam na twarzy płatki
lodowatego puchu – nie lubię zimy oraz śniegu. Wręcz nie znoszę tego okresu,
lecz bale absolwentów niestety odbywają się w takim okresie – wsiadłam do
środka pojazdu, zamykając za sobą mróz.
- Hej! – powiedział ciepło mnie mój
parter – i jak tam samopoczucie?
- Hej Derek! – przywitałam się dając mu
buziaka w policzek – trochę się stresuje, ale damy radę – uśmiechnęłam się.
- Chyba niema czym – odwzajemnił
uśmiech, ale nie powiedział już nic. Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu.
~~
W końcu podjechaliśmy pod budynek szkolny, gdzie miał się odbyć bal,
zorganizowany głównie przez absolwentów. W szatni zostawiłam płaszcz i kozaki,
założyłam na stopy beżowe szpilki – nienawidzę chodzić w butach na jakimkolwiek
obcasie, zdecydowanie wolę trampki – pomyślałam przeklinając w duchu obcasy. Po
drodze na salę spotkałam Mata z tą „koleżanką” – Jej, jaka ona była ładna, nie
to, co ja – powtarzałam w myślach. Przechodząc obok niego, spojrzałam mu w
oczy, przybrałam minę pewną siebie, starałam się nie przejmować obecnością
Jessiki. Na mój widok w jego oczach
pojawiły się iskierki. Posłał mi ten jeden ze swoich nieziemskich uśmiechów.
Niestety tylko na to było go stać tego wieczoru. Ominęłam ich dumnie i
przedostałam się na stołówkę, która zamieniła się w sale taneczną. Motywem
przewodnim była gwieździsta noc. Dekoracje wykonane w srebrze, błękicie, żółci,
granacie oraz bieli. Ściany były oklejone materiałem, a do sufitu przyczepione
gwiazdy. Na środku zawieszona srebrna
kula, odbijająca kolorowe światełka, rozrzucając je po całym pomieszczeniu.
Stoły przykryte pod obrusem, a na nim kremowe lilie w wazonach. Sala wydawała
się lekka i krucha, jakby miała się zaraz rozsypać, jak najprawdziwsza perełka.
Wypełniała ją muzyka oraz kołyszący się w jej rytmach ludzie. Inni zaś zajęli
miejsca, a kelnerki wirowały
z potrawami pomiędzy stołami. Naprzeciwko mnie siedziała Sue z Davidem, a na
drugim kocu stołu Mat z Jessicą. Na moje nieszczęście, widziałam jak mnie olewa
i stawia na pierwszym miejscu swoją ‘koleżankę’. Dumałam nad talerzami przy
stole, bądź, co bądź zerkając na Mata. Mój parter się upił a ja zostałam w pewnym
sensie sama – Super, wiedziałam, że nie powinnam się na to zgadzać, to chyba
najgorszy dzień w moim życiu – biłam się z myślami wewnątrz siebie. Na
szczęście Sue i David się
mną zajęli. Kurcze, poczułam się jak małe dziecko, które ktoś musi niańczyć,
aby się nie rozpłakało. Odliczałam minuty do końca nocy. Nie mogłam pojąć
zachowania Mata. Nie byłam do tego przyzwyczajona, złość przemawiała przez mój
rozum – Dlaczego nie mógł, chociaż na chwilę zostawić swojej partnerki i
zatańczyć jeden kawałek ze mną? Czy to tak wiele? – Nie wytrzymałam, poderwałam
się z krzesełka i wyszłam z sali.
Weszłam do jednej z
otwartych klas, usiadłam na krzesełku okrywając się czyimś płaszczem. Po chwili
do sali wszedł Mat z kolegami i z Jessiką – Pięknie, no chyba naprawdę się
zaraz rozryczę – pomyślałam. Dziewczyna szybko jednak opuściła miejsce
zostawiając Mata z
kumplami. – Może teraz coś powie, przeprosi? nie wiem, poprosi do taca?
Cokolwiek! – biłam się z myślami jednocześnie starając się nie zwracając na
niego uwagi. Nagle poczułam jego wzrok na mnie, uniosłam głowę do góry i
zobaczyłam jak się do mnie uśmiecha – no chyba żart. Ja tu umieram ze smutku, a
ty się do mnie szczerzysz? – dramatyzowałam coraz bardziej popadając w
histerię. Po chwili nie wiedząc, co zrobić, wyszłam z klasy i skryłam się na
klatce schodowej, wyjęłam telefon i wystukałam wiadomość do Rose. Łzy same
cisnęły się do moich oczu. Posiedziałam w samotności niespełna dziesięć minut,
kiedy dostałam esemesa od Sue. Za chwile siedziała obok mnie z Davidem.
- Ej, co jest? – zapytała kładąc mi rękę
na kolanie – mówią, że pojechałaś już do domu – dokończyła smutnym głosem.
- Mam dość! Zaraz się zbieram –
wybąknęłam.
- To, co zrobił Derek było głupie –
kontynuowała.
- Nie o to chodzi – wyszeptałam.
- Mat? – powiedziała cicho. Pokręciłam
twierdząco głową i skryłam się w jej ramionach.
- Ej, wszystko będzie dobrze –
powiedziała stanowczym głosem – on tak ma – próbowała go usprawiedliwić.
Milczałam – Wiesz znasz już go trochę – ciągnęła – jak zaprosi kogoś, choćby
nawet nie znosił tej osoby, zrobi wszystko, aby się czuła dobrze. W sumie z
jednej strony to na korzyść, bo jak kiedyś gdzieś cię zaprosi to wiesz, że cię
nie wystawi, jak Derek – uśmiechnęła się.
- Rozumiem – wybąknęłam naburmuszona –
oprócz tego, że jeden taniec mógłby poświęcić mnie – dodałam w złości jak
dziecko, które nie dostało nowej zabawki.
- Ze mną, ani z dziewczynami z klasy też
nie zatańczył – wypaliła – szkoda, że przez tą jego dziunie udaje, że nas nie
zna – dodała smutno. Pokiwałam tylko głową na znak, że rozumiem – mówiłam ci,
niedawno się przyznał, że przykro mu z tego powodu, bał się, że nie będzie miał
z kim iść na bal, a wcześniej cię nie znał – uśmiechnęłam się niemrawo na tą
wieść.
- Znam go od dawna – wtrącił się David –
chodziłem z nim wcześniej do szkoły – dodał pewniej – jest naprawdę w porządku.
- Okej, ale wiecie co, nie będę
siedziała jak kołek! Przez niego nie będę marnować sobie imprezy! –
uśmiechnęłam się – Zatańczę ze wszystkimi, ale z nim nie! – powiedziałam
stanowczo przywołując sztuczny uśmiech na moją buzię.
- I dobrze! – przytaknęła mi z uśmiechem
Sue – To chodź idziemy tańczyć – wstała i złapała mnie za rękę ciągnąc na salę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz