piątek, 19 października 2012

Rozdział 11


~~


     Kolejne dni leciały szybko. Przyzwyczajałam się do tego miasta. Do dziewczyn. Zaczęłam pisać również z Matem. W sumie to na razie nic takiego, niewinne emaile… ale jednak. Niedługo święta Bożego Narodzenia, a u nas w szkole organizowano uroczystą kolację tydzień przed. Każdy chętny miał wpłacić po 15 funtów i przynieść coś słodkiego. April namówiła mnie abym również poszła. Stanęłam przed szafą i analizowałam jej zawartość. Niechętnie chodziłam w sukienkach, lecz nie wypadało, abym założyła spodnie. Wyciągnęłam czekoladową, elegancką sukienkę do kolanka. Dekolt miała w kształcie łódeczki, a pod biustem przepasana paseczkiem kremowego materiału, zakończonym delikatną kokardką. Założyłam jasne rajstopy w ciemne kropki, a na głowę brązową opaskę. Włosy puściłam luźno, a twarz rozświetliłam pudrem. Podkręciłam rzęsy tuszem i byłam gotowa do wyjścia. Na plecy zarzuciłam tylko herbacianą marynarkę. Zbiegłam na dół łapiąc w dłoń torebkę i telefon. W kwadracie założyłam chabrowy płaszcz i rude kozaki. Wychodząc zatrzasnęłam za sobą drzwi, krzycząc do widzenia. Przed bramą spotkałam dziewczyny i razem poszłyśmy do szkoły.
      Stołówka przybrana była w bordowym i zielonym materiale. Stoły zostały przykryte starannie białym obrusem, gdzie niegdzie ułożone stroiki. W rogu sali postawiono wielką zieloną choinkę, od góry do dołu odzianą w kolorowe ozdoby. Światełka migotały wesoło, a zapach świerku królował w całym pomieszczeniu. Dyrektorka z podestu życzyła wszystkim zebranym wesołych świąt  i zaprosiła do uczty. Zajęłyśmy miejsca i zabrałyśmy się za przygotowane wcześniej potrawy.
- Ale sztywno… - skomentowałam.
- Nie narzekaj – powiedziała April.
Spojrzałam na nią ze zdziwioną miną.
- Dobra, mogłoby być troszkę, weselej.
- Troszkę? – zakpiłam – założę się, że w teatrze nie ma aż takich nudów. Przewróciła oczami.
W tłumie wyłapałam Mata i posłałam mu uśmiech. Odwzajemnił go i zwrócił się do Carolay, która właśnie do niego podeszła. Uśmiechała się i trzepotała rzęsami jak jakaś idiotka. Bawiła się swoimi długimi blond włosami nawijając je na palec. Śmiała się i bezczelnie z nim flirtowała. 
- Dlaczego on jej nie spławi – wybąknęłam.
April powędrowała za moim wzrokiem i westchnęła.
- On nie jest taki. Nie powie, że ma sobie iść.
- Wiem – powiedziałam smutno – Ale mógłby – wycedziłam przez zaciśnięte zęby – Muszę coś z tym zrobić.
- To weź od niego numer telefonu – zaproponowała.
- Zgłupiałaś, wyśmieje mnie.
- No co ty – uśmiechnęła się przyjaźnie.
- A jeśli odmówi? – powiedziałam nieśmiało.
- Nie odmówi – zapewniła mnie.
Spojrzałam na nią bezradnie. Wstałam od stołu i poszłam w stronę Mata, kiedy pozbył się Carolay. Czułam, że każdy na mnie patrzy, serce chciało wyskoczyć mi z piersi.
-No cześć – uśmiechnęłam się głupkowato.
- Cześć.
- Wiesz, tak sobie pomyślałam. Bo, ten tego no – zaczęłam lać wodę – Idą święta, a że nie będziemy się widzieć, to chciałam poprosić o twój numer telefonu – wyrecytowałam – Wiesz, tak żeby złożyć życzenia, bez żadnych kontekstów – zapewniłam. Zaśmiał się.
- Naprawdę niezła wymówka – stwierdził.
Spojrzałam na niego nieśmiało.
- Okej, daj mi swój telefon – dodał.
Wyjęłam z torebki swoją starą Nokie i podałam mu ją. Wpisał swój numer, a mi skończyły się pomysły na rozmowę. Podziękowałam  i odeszłam do stolika.
- Jaka żenada – burknęłam siadając obok Apil.
- I co? Nie dostałaś?
- Dostałam.
- To skąd ta mina? – zmartwiła się gryząc kawałek pomarańczy – chcesz?
- Jestem kompletną idiotką – podsumowałam biorąc kawałek owocu.
- Ponieważ? – powiedziała wycierając buzie chusteczką.
Spojrzałam przed siebie i wlepiłam oczy w świeczkę palącą się przed nami.
- Po prostu głupia, gadam bez sensu. Porażka – wyklepałam.
- Ej, spójrz na mnie. Nie jest tak.
- Nie jest jak? – wtrąciła się bezczelnie Sue siadając April na kolanach
i łapiąc kiwi z talerzyka.
- Emm jak zwykle ma przypływ nadmiernych myśli w stylu ‘jaka ze mnie beznadziejna panna i stuknięta idiotka’.
Spojrzałam smutno na dziewczyny.
- Bo taka jest prawda – powiedziałam unosząc lekko głos – jestem głupia, brzydka, beznadziejna – April zaczęła mnie papugować, a Sue wybuchła śmiechem – wielkie dzięki, pomagacie mi.
- Nie ma sprawy – zaświergotała April.
- A tak w ogóle to, o co chodzi? – zapytała Sue drążąc w kiwi łyżeczką.
April spojrzała na nią znacząco, westchnęła i przekręciła oczami.
- Co znowu jest nie tak z nim?
- Z nim, wszystko jak w najlepszym porządku – wyszczerzyłam się.
- Tylko? – ciągnęła Sue.
- Wzięła od niego numer telefonu – wtrąciła April.
- I co w tym takiego? – brnęła w swoje Sue.
- No, bo kurcze, wiem jaki on jest… znaczy charakter, ogólnie to podoba mi się całokształt, tylko że…
- Że? – obie wlepiły, we mnie oczy i wyczekiwały na dalszy ciąg wypowiedzi.
- Tylko, że nie mogę w to uwierzyć, że ja również mogę mu się podobać – wyklepałam – nie trafia to do mnie.
- Wbić Ci to młotkiem? – skomentowała żartobliwe Sue. Wszystkie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem. Naprawdę lubiłam te dziewczyny, potrafiły mnie rozśmieszyć w każdej sytuacji nawet wtedy, kiedy nie miałam na to najmniejszej ochoty. Nieoczekiwanie podszedł do nas Derek, chłopak z ostatniej klasy.
-Cześć – zagadnął wesoło, spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem.
- Hej Derek, co u ciebie słychać – spytałam nie wiedząc jak się zachować.
- Właśnie Emm nie mówiłam ci – wtrąciła Sue, wciąż dłubiąc łyżeczką
 w kiwi.
Spojrzałam na nią wyczekująco.
- Gadałam niedawno właśnie z Derekiem i miałam wprowadzić cię
w temat – ględziła.
- Na temat?
- Pewnie wiesz, że moja partnerka się rozchorowała? - powiedział niepewnie Derek - i ustaliliśmy ze fajnie by było gdybyś poszła ze mną na zastępstwo.
Sue wyszczerzyła się, dokładnie wiedziałam, że to jej sprawka. Spojrzała na mnie znacząco.
- No dobra, mogę iść – powiedziałam obojętnie biorąc szklankę z sokiem.
- To super, daj mi numer żebyśmy mogli się skontaktować.
Wyciągnęłam telefon i podałam koledze, kontem oka wyłapałam Mata patrzącego w naszą stronę.
- Dzięki – uśmiechnął się i odszedł.
Spojrzałam wyczekująco na Sue, która udawała, że jest bardzo zajęta rozmową z Apri. Odchrząknęłam. Spojrzały się na mnie niewinnie.
- Dobra. Gadać, po co to?
- Ale co? – Sue zaśmiała się – bal jest tydzień po sylwestrze, a sylwestra spędzasz u nas – wyszczerzyła się – będzie parę dziewczyn i chłopaków z mojej klasy, to małe – spojrzała na siostrę, która naburmuszyła się – i Mat. Więc nawet nie przyjmuje do wiadomości, że nie przyjdziesz – wyklepała w szerokim uśmiechu.
- Cholera no! – Wiedziałam, że nie mam, co protestować, więc tylko spojrzałam na nie z udawaną złością. Siostry uśmiechnęły się złośliwie i posłały mi dwa buziaki.


~~


    Święta minęły bardzo szybko. Zresztą, co roku wydawało mi się jakby trwały o jeden dzień krócej. Nim się obejrzałam szykowałam się już na imprezę u sióstr. Od samego rana siedziałam w szafie i szukałam ciuchów. Wzięłam komórkę i wykręciłam numer do Rose.
- Cześć kochanie – rzuciłam – jak tam przygotowania do sylwestra?
- Hej – wykrzyczała radośnie – Idziemy do klubu z Alice i Monic, chłopaki nas zaprosili.
- Ci z meczu?
- Tak, pytali o ciebie i zmartwili się, kiedy powiedziałyśmy, że spędzasz sylwestra w Londynie. A no właśnie, jakie ty masz plany?
- Siostry mnie zaprosiły jakiś tydzień temu – klepnęłam obojętnie.
- O fajnie – powiedziała radośnie.
- Powiedzmy, że tak, gdyby nie fakt, że nie mam się w co UBRAĆ – zaśmiałam się nerwowo.
- Kobieto, masz całą szafę ciuchów – już widziałam jak łapię się za głowę.
- Ale i tak nie ma tam NIC – wycedziłam.
- Kochana, bierzesz szarą bluzeczkę, tą ze szkolnej imprezy, którą miałaś
w lutym rok temu – powiedziała przyjaźnie.
- Yhym – sięgnęłam do sterty ubrań wyciągając omawianą bluzkę.
- Do tego te twoje czerwone spodnie – ciągnęła – moment a to ma być domówka, kameralne przyjęcie czy jak? Kto tam ma być? – spoważniała trochę.
- No dziewczyny, ja, Mat – powiedziałam obojętnie.
- MAT?! – wykrzyczała do słuchawki – To zmieniaj. Pamiętasz tą kremową zwiewną tunikę, którą miałaś na osiemnastce Samathy?
- Pamiętam. Ale nie wiem gdzie jest – powiedziałam w zamyśleniu.
- To grzeb – rozkazała z rozbawieniem – czarne legginsy  i szpilki. Będzie sexy – zaśmiała się.
- Spadaj głupku – powiedziałam i zaczęłam przegrzebywać stertę ubrań – szukam – oświadczyłam.
- Ta ty nie chodzisz w szpilkach przecież – ciągnęła.
- Mam! – olałam jej komentarz o butach.
- No i idziesz kochanie – cmoknęła do słuchawki.
Zmrużyłam oczy.
- Głupia, głupia, głupia – skomentowałam.
- Też cię kocham. Szczęśliwego Nowego Roku i żeby ci się to marzenie spełniło.
- Oby – uśmiechnęłam się – Szczęśliwego Nowego Roku, udanej imprezy. Pozdrów chłopaków – powiedziałam jednym tchem i zamknęłam telefon. 
 Za radą przyjaciółki odstawiłam ciuchy na bok, a resztę wrzuciłam
z powrotem do szafy – a Włosy? Pokręcić? Przypalić prostownicą? –zadawałam sobie pytania.
- Zostaw takie jak są.
Odwróciłam się i ujrzałam mamę.
- O, hej – uśmiechnęłam się – myślisz?
- Tak – powiedziała siadając na łóżku – Jak Ty już wyrosłaś – westchnęła.
- Starzeje się – rzuciłam całując ją w policzek.
Zaśmiała się.
- Na którą masz imprezę?
- Dwudziesta – powiedziałam zakładając tunikę – a wy idziecie gdzieś?
- Mamy zaproszenie od znajomych z pracy, ale nie wiem czy pójdziemy.
- Może być ? – spytałam pokazując na strój.
- Co zakładasz na wierzch?
Wyciągnęłam z szafy chabrową marynarkę, zarzuciłam na plecy
i podleciałam do szkatułki z biżuterią.
- No teraz jest okej.
- Idźcie i tak siedzisz w domu całymi dniami – powiedziałam wyciągając dwa długie brązowe wisiorki – Kiedy ostatnio byłaś gdzieś?
- Masz rację, trochę luzu mi się przyda – uśmiechnęła się.
- Ten czy ten? – powiedziałam wskazując na sowę i gołąbka.
- Sowa – stwierdziła stanowczym głosem – chodź tu do mnie.
Podeszłam i wtuliłam się jak za dawnych dobrych czasów. Pocałowałam ją w policzek.
- Jeszcze jednego, bo Cię nie puszczę.
- Mamo… przestań. Mam szesnaście lat.
- Co, wstydzisz się mnie?
- Nie, ale nie lubię – wywiesiłam jęzor na wierzch i wywinęłam się z jej uścisku.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz