~~
U sióstr zjawiłam się parę minut po dwudziestej, w pokoju siedziało już
kilka dziewczyn, które znałam tylko z widzenia. Troszkę lepiej zapoznałam się z
przyjaciółką Sue, Viktorią. Do drzwi zapukało kolejne parę osób, a pokój
stopniowo się wypełniał. W salonie ustawiono stół z przekąskami. Podeszłam
bliżej, aby spróbować parę wynalazków, które przygotowały dziewczyny.
- Cześć!
Usłyszałam przyjazny głos za plecami.
Odwróciłam szybko i uśmiechnęłam się.
- No hej!
- Jak się bawisz?
- Jeszcze nic wielkiego się nie dzieje,
ale nie narzekam – powiedziałam wesoło zerkając na mojego rozmówce.
- Fakt, nie wiele osób jeszcze jest –
stwierdził podchodząc do stolika i zerkając na przysmaki.
- Czyżby nowa koszula?
- Ta, o której ci pisałem i jak podoba
ci się? – uśmiechnął się do mnie i sięgnął po chipsa.
- Jest ładna – powiedziałam głupkowato i
ugryzłam kawałek ciastka z kremem.
Do salonu weszła Sue z chłopakiem i
podeszli do odtwarzacza. Puścili głośną muzykę i zaprosili do tańca. Dziewczyny
szybko znalazły się na środku pokoju ruszając się w rytmach. Po chwili paru
chłopów z drużyny Mata zaczęło się popisywać i podrywać swoje koleżanki. Ze
sztywnej atmosfery zrobiło się całkiem fajnie. Nie przeszkadzało mi to, że
stałam przy stole i obżerałam się jak głupia, dopóki obok mnie stał Mat. Przy
kolejnej piosence, podszedł bliżej mnie i poprosił do tańca. Zaśmiałam się i
razem z nim wepchnęliśmy się przez ludzi i zaczęliśmy wesoło tańczyć.
- Do północy zostało pięć minut! –
krzyknęła Sue – zbierajcie szampana, kieliszki i lecimy na dwór!
Wszyscy jak na rozkaz zaczęli podnosić
się ze swoich miejscówek i schodzić na dół. Jednak nie miałam ochoty nigdzie iść, byłam wtulona w Mata i siedziałam na kanapie.
- Ej wy! Gołąbeczki! – zagadał do nas
jeden z przyjaciół chłopaka – idziecie?
Mat spojrzał najpierw na mnie, potem na
niego.
- Dojdziemy – powiedział przyjaźnie
łapiąc mnie za rękę.
W pokoju zostaliśmy już sami. Muzyka
przycichła, a mi niczego nie brakowało do szczęścia.
- Słyszałem, że idziesz na bal? –
zagadnął po chwili ciszy.
Zdziwiona jego wypowiedzią podniosłam
głowę znad jego klatki
i spojrzałam mu w oczy.
i spojrzałam mu w oczy.
- Skąd wiesz? – powiedziałam, powoli
zastanawiając się nad całą sytuacją. Bal miał się odbyć za tydzień, a później
rozpoczynały się ferie, byłam ciekawa czy przez okres wolny, spotkamy się.
Przynajmniej w ostatnim tygodniu, bo w pierwszym odwiedzam Nowy Orlean.
- No raczej Derek nie przychodziłby do
ciebie na przerwach – stwierdził gładząc mnie po włosach.
- No przynajmniej on przychodzi –
zamruczałam pod nosem.
- Co mówiłaś?
- Że tak idę, a co tam? – położyłam
znowu swoją głowę na jego klatce.
- Nic, ale nie wiem czy jestem z tego
powodu zadowolony – powiedział po chwili.
- Jak chcesz, mogę odmówić.
- Nie, jak Derek chce z tobą iść to jego
sprawa, mi nic do tego – zaprotestował – w dodatku ty będziesz z nim, a ja z
Jessiką. Nic nie powinno się stać – dodał szybko.
- Tak, każdy będzie w pewnym sensie
zajęty – zaśmiałam się.
- Ale obiecaj mi, że choć raz ze mną
zatańczysz.
- Okej masz to jak w banku.
- Dobra. To co idziemy do nich?
Uniosłam łepek do góry i spojrzałam na
niego ponownie.
- Jestem tak zmęczona, nie chce mi się –
uśmiechnęłam się blado.
- W takim razie co, odprowadzić Cię do
domu.
Nie miałam ochoty nigdzie iść, wolałam
zostać z nim na kanapie tak całą wieczność.
- No dobra – ziewnęłam.
Wstaliśmy i udaliśmy się do korytarza po
kurtki. Na dworze goście wrzeszczeli i składali sobie życzenia. Umówiłam się z
Matem, aby poczekał na mnie przed furtką. Podeszłam do Sue oraz April.
- Szczęśliwego nowego roku –
powiedziałam całując je w policzek – uciekam już do domu, dzięki za
zaproszenie.
- Szczęśliwego Emm, żeby wiesz… to twoje
marzenie – mrugnęła do mnie Sue.
- Się spełniło – dokończyła April – nie
ma za co, przychodź częściej.
Uśmiechnęłam się i wróciłam do Mata,
oboje udaliśmy się pod mój dom. W sumie oba budynki dzieliło parę metrów, ale
ten krótki spacer również był przyjemny. Jak nie lubię zimny, cieszyłam się
każdym podmuchem wiatru i obecnością Mata. Niechętnie otworzyłam furtkę i
weszłam na schody.
- A Ty co, wracasz? – zagadnęłam, aby
zatrzymać go jeszcze na chwilę.
- Wracam – powiedział z uśmiechem – ale
do domu.
- Dlaczego? – oburzyłam się śpiąco.
- Nie chce tam siedzieć samemu –
powiedział nieśmiało.
- Jak to? Masz tam dużo znajomych.
- Oj bez Ciebie to nie to samo –
zawstydził się.
- Dzięki, że mnie odprowadziłeś –
powiedziałam, aby nie ciągnąć dalej tamtego tematu.
- Nie ma za co – uśmiechnął się i
odszedł.
Sylwester może nie był najbardziej huczniejszy w moim życiu, ale
najmilszym owszem – powiedziałam w myślach przekraczając próg domu.
~~
Nowy rok zaczynał się prawie samymi
testami, do których średnio się przygotowałam. Częściej myślałam o sobotnim
balu niż o nauce. Szczególnie cieszyły mnie postępy w znajomości z Matem.
Czasami przyłapywałam się na liczeniu dni do końca tygodnia, albo minut do
przerw pomiędzy lekcjami. Zastanawiałam się nade mną i Matem, nie wiedziałam
czy kiedy skończy szkołę za cztery miesiące nasza znajomość potrwa dalej czy
też nie. Głowiłam się czy jemu również zależy jak mi. Do tego ten bal i ferie.
Tydzień zleciał dość szybko, w zasadzie nawet go nie pamiętam poprzez
nadmierne myśli. Piątkowe lekcje były lekkie, a szczególnie przed feriami.
Nauczyciele byli dość mili, aby odpuść nam sprawdziany. Po usłyszeniu
ostatniego dzwonka z uśmiechem na ustach opuściłam szkołę razem z April. Sue
musiała pozałatwiać jeszcze parę spraw w związku z balem, ponieważ głównym
organizatorem imprezy były ostatnie klasy.
- I co, stresujesz się? – zagadnęła mnie
moja przyjaciółka, kiedy byłyśmy
w połowie drogi do domu.
w połowie drogi do domu.
- Trochę – stwierdziłam w zamyśleniu –
Wiesz prawie nie będę nikogo znać.
- Będzie fajnie. Zazdroszczę Ci troszkę
– przyznała się niepewnie.
- Nie ma czego – zapewniłam ją i
przytuliłam.
- To jaką sukienkę w końcu zakładasz?
- Nie mam zielonego pojęcia – zaśmiałam
się.
- Ja jestem za ta złotą – wyszczerzyła
się maszerując szybko.
- Mówisz o tej beżowej?
- Dla mnie, to i tak będzie złota.
Uśmiechnęłam się.
- Chyba wybiorę jednak tą czarną.
- Jak tam chcesz – stwierdziła smutno.
- Jutro się okaże. A mówiłam ci, że w
poniedziałek wyjeżdżam na tydzień ferii do Nowego Orleanu?
- Rany, trąbisz o tym, od kiedy wpadłaś
na ten ,,genialny” pomysł.
- Ej, a to już dawno było – zaśmiałam
się.
- No na początku kiedy przyjechałaś.
- No przecież wiem – przytuliłam się
znowu – dobra to co, widzimy się za jakiś tydzień? – dodałam kiedy dotarłyśmy
przed dom.
- Oczywiście, że tak – uśmiechnęła się i
pocałowała w policzek na pożegnanie.
Otworzyłam furtkę, przeszłam parę kroków
i zniknęłam w drzwiach domu.
W pomieszczeniu ciepło połaskotało mnie
w policzki, rozmrażając z zimna.
Zostawiłam rzeczy w kwadracie i powędrowałam do kuchni, aby przygotować ciepłe
kakao – jedyne, co lubiłam w zimie to, że zaczął się sezon na ciepłe, słodkie
napoje, które tak uwielbiałam – pomyślałam wpatrując się w nagrzany garnek z mlekiem, przecierając co
jakiś czas ręce nad parą. Kiedy wystarczająco ogrzałam dłonie, sięgnęłam po
kubek i wsypałam parę łyżeczek proszku. Chwilę potem zalałam zawartość kubka gorącym
mlekiem. Pomieszałam metalową łyżeczką i wróciłam do
kwadratu, aby zabrać plecak po czym udałam się do swojego pokoju. Uruchomiłam
laptopa i włączyłam muzykę, chwilę potem położyłam się na łóżku i przytuliłam
do poduszki, wsłuchując się w tekst piosenek. Trochę źle się czułam w dodatku
nadal nie byłam pewna czy dobrze robię idąc na bal. W końcu udało mi się
zasnąć. Jednak sen nie trwał zbyt długo. Chociaż pomógł trochę i byłam już spokojniejsza.
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej parę eleganckich sukienek.
Każdą z wolna przymierzyłam, lecz żadna mi nie pasowała. Usiadłam na środku
dywanu i zaczęłam płakać. Usłyszałam, że otwierają się drzwi do mojego pokoju,
jednak zakryłam twarz dłońmi chcąc zniknąć i uwolnić się od problemów.
- Emily co jest? – dobiegł mnie miękki
głos mojej mamy. Ukucnęła koło mnie i zdjęła moje ręce z twarzy. Byłam rozmazana,
spuchnięta i czerwona, w środku czułam się również okropnie jak wyglądałam. Przytuliłam
się do niej, brudząc tuszem jej pomarańczowy sweterek.
- Czuję się beznadziejnie głupio i nie
mam, w co się ubrać na bal –wychlipałam – w dodatku nie wiem już czy w ogóle
powinnam tam iść – wybełkotałam i wybuchnęłam płaczem.
- Skarbie, nie mów tak! – szepnęła mi do
ucha – na strój coś poradzimy – wstała na kolana i sięgnęła ręką na łóżko.
Wcześniej nie zauważyłam, aby coś tam kładła. Zdjęła z niego prostokątne niebieskie
pudełko i podała mi je. Otworzyłam wieczko i zajrzałam do
środka. Wypełniał je kremowy materiał. Wyciągnęłam go i przytrzymałam. Rozłożył
się i powstała z niego cudowna sukienka. Składała się z dwóch części,
przedzielonej morelowym paseczkiem. Góra była gładka i bez ramiączek, natomiast
dół zrobiony z wielkich materiałowych róż.
- Jest piękna – powiedziałam
przecierając oczy i rozmazując się jeszcze bardziej na buzi. Ucałowałam ją w
policzek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz