piątek, 19 października 2012

Rozdział 12



~~

       U sióstr zjawiłam się parę minut po dwudziestej, w pokoju siedziało już kilka dziewczyn, które znałam tylko z widzenia. Troszkę lepiej zapoznałam się z przyjaciółką Sue, Viktorią. Do drzwi zapukało kolejne parę osób, a pokój stopniowo się wypełniał. W salonie ustawiono stół z przekąskami. Podeszłam bliżej, aby spróbować parę wynalazków, które przygotowały dziewczyny.
- Cześć!
Usłyszałam przyjazny głos za plecami. Odwróciłam szybko i uśmiechnęłam się.
- No hej!
- Jak się bawisz?
- Jeszcze nic wielkiego się nie dzieje, ale nie narzekam – powiedziałam wesoło zerkając na mojego rozmówce.
- Fakt, nie wiele osób jeszcze jest – stwierdził podchodząc do stolika i zerkając na przysmaki.
- Czyżby nowa koszula?
- Ta, o której ci pisałem i jak podoba ci się? – uśmiechnął się do mnie i sięgnął po chipsa.
- Jest ładna – powiedziałam głupkowato i ugryzłam kawałek ciastka z kremem.
Do salonu weszła Sue z chłopakiem i podeszli do odtwarzacza. Puścili głośną muzykę i zaprosili do tańca. Dziewczyny szybko znalazły się na środku pokoju ruszając się w rytmach. Po chwili paru chłopów z drużyny Mata zaczęło się popisywać i podrywać swoje koleżanki. Ze sztywnej atmosfery zrobiło się całkiem fajnie. Nie przeszkadzało mi to, że stałam przy stole i obżerałam się jak głupia, dopóki obok mnie stał Mat. Przy kolejnej piosence, podszedł bliżej mnie i poprosił do tańca. Zaśmiałam się i razem z nim wepchnęliśmy się przez ludzi i zaczęliśmy wesoło tańczyć.
- Do północy zostało pięć minut! – krzyknęła Sue – zbierajcie szampana, kieliszki i lecimy na dwór!
Wszyscy jak na rozkaz zaczęli podnosić się ze swoich miejscówek i schodzić na dół. Jednak nie miałam ochoty nigdzie iść, byłam wtulona w Mata i siedziałam na kanapie.
- Ej wy! Gołąbeczki! – zagadał do nas jeden z przyjaciół chłopaka – idziecie?
Mat spojrzał najpierw na mnie, potem na niego.
- Dojdziemy – powiedział przyjaźnie łapiąc mnie za rękę.
W pokoju zostaliśmy już sami. Muzyka przycichła, a mi niczego nie brakowało do szczęścia.
- Słyszałem, że idziesz na bal? – zagadnął po chwili ciszy.
Zdziwiona jego wypowiedzią podniosłam głowę znad jego klatki
i spojrzałam mu w oczy.
- Skąd wiesz? – powiedziałam, powoli zastanawiając się nad całą sytuacją. Bal miał się odbyć za tydzień, a później rozpoczynały się ferie, byłam ciekawa czy przez okres wolny, spotkamy się. Przynajmniej w ostatnim tygodniu, bo w pierwszym odwiedzam Nowy Orlean.
- No raczej Derek nie przychodziłby do ciebie na przerwach – stwierdził gładząc mnie po włosach.
- No przynajmniej on przychodzi – zamruczałam pod nosem.
- Co mówiłaś?
- Że tak idę, a co tam? – położyłam znowu swoją głowę na jego klatce.
- Nic, ale nie wiem czy jestem z tego powodu zadowolony – powiedział po chwili.
- Jak chcesz, mogę odmówić.
- Nie, jak Derek chce z tobą iść to jego sprawa, mi nic do tego – zaprotestował – w dodatku ty będziesz z nim, a ja z Jessiką. Nic nie powinno się stać – dodał szybko.
- Tak, każdy będzie w pewnym sensie zajęty – zaśmiałam się.
- Ale obiecaj mi, że choć raz ze mną zatańczysz.
- Okej masz to jak w banku.
- Dobra. To co idziemy do nich?
Uniosłam łepek do góry i spojrzałam na niego ponownie.
- Jestem tak zmęczona, nie chce mi się – uśmiechnęłam się blado.
- W takim razie co, odprowadzić Cię do domu.
Nie miałam ochoty nigdzie iść, wolałam zostać z nim na kanapie tak całą wieczność.
- No dobra – ziewnęłam.
Wstaliśmy i udaliśmy się do korytarza po kurtki. Na dworze goście wrzeszczeli i składali sobie życzenia. Umówiłam się z Matem, aby poczekał na mnie przed furtką. Podeszłam do Sue oraz April. 
- Szczęśliwego nowego roku – powiedziałam całując je w policzek – uciekam już do domu, dzięki za zaproszenie.
- Szczęśliwego Emm, żeby wiesz… to twoje marzenie – mrugnęła do mnie Sue.
- Się spełniło – dokończyła April – nie ma za co, przychodź częściej.
Uśmiechnęłam się i wróciłam do Mata, oboje udaliśmy się pod mój dom. W sumie oba budynki dzieliło parę metrów, ale ten krótki spacer również był przyjemny. Jak nie lubię zimny, cieszyłam się każdym podmuchem wiatru i obecnością Mata. Niechętnie otworzyłam furtkę i weszłam na schody.
- A Ty co, wracasz? – zagadnęłam, aby zatrzymać go jeszcze na chwilę.
- Wracam – powiedział z uśmiechem – ale do domu.
- Dlaczego? – oburzyłam się śpiąco.
- Nie chce tam siedzieć samemu – powiedział nieśmiało.
- Jak to? Masz tam dużo znajomych.
- Oj bez Ciebie to nie to samo – zawstydził się.
- Dzięki, że mnie odprowadziłeś – powiedziałam, aby nie ciągnąć dalej tamtego tematu.
- Nie ma za co – uśmiechnął się i odszedł.
    Sylwester może nie był najbardziej huczniejszy w moim życiu, ale najmilszym owszem – powiedziałam w myślach przekraczając próg domu.

~~

Nowy rok zaczynał się prawie samymi testami, do których średnio się przygotowałam. Częściej myślałam o sobotnim balu niż o nauce. Szczególnie cieszyły mnie postępy w znajomości z Matem. Czasami przyłapywałam się na liczeniu dni do końca tygodnia, albo minut do przerw pomiędzy lekcjami. Zastanawiałam się nade mną i Matem, nie wiedziałam czy kiedy skończy szkołę za cztery miesiące nasza znajomość potrwa dalej czy też nie. Głowiłam się czy jemu również zależy jak mi. Do tego ten bal i ferie.
   Tydzień zleciał dość szybko, w zasadzie nawet go nie pamiętam poprzez nadmierne myśli. Piątkowe lekcje były lekkie, a szczególnie przed feriami. Nauczyciele byli dość mili, aby odpuść nam sprawdziany. Po usłyszeniu ostatniego dzwonka z uśmiechem na ustach opuściłam szkołę razem z April. Sue musiała pozałatwiać jeszcze parę spraw w związku z balem, ponieważ głównym organizatorem imprezy były ostatnie klasy.
- I co, stresujesz się? – zagadnęła mnie moja przyjaciółka, kiedy byłyśmy
 w połowie drogi do domu.
- Trochę – stwierdziłam w zamyśleniu – Wiesz prawie nie będę nikogo znać.
- Będzie fajnie. Zazdroszczę Ci troszkę – przyznała się niepewnie.
- Nie ma czego – zapewniłam ją i przytuliłam.
- To jaką sukienkę w końcu zakładasz?
- Nie mam zielonego pojęcia – zaśmiałam się.
- Ja jestem za ta złotą – wyszczerzyła się maszerując szybko.
- Mówisz o tej beżowej?
- Dla mnie, to i tak będzie złota.
Uśmiechnęłam się.
- Chyba wybiorę jednak tą czarną.
- Jak tam chcesz – stwierdziła smutno.
- Jutro się okaże. A mówiłam ci, że w poniedziałek wyjeżdżam na tydzień ferii do Nowego Orleanu?
- Rany, trąbisz o tym, od kiedy wpadłaś na ten ,,genialny” pomysł.
- Ej, a to już dawno było – zaśmiałam się.
- No na początku kiedy przyjechałaś.
- No przecież wiem – przytuliłam się znowu – dobra to co, widzimy się za jakiś tydzień? – dodałam kiedy dotarłyśmy przed dom.
- Oczywiście, że tak – uśmiechnęła się i pocałowała w policzek na pożegnanie.
Otworzyłam furtkę, przeszłam parę kroków i zniknęłam w drzwiach domu.
W pomieszczeniu ciepło połaskotało mnie w policzki, rozmrażając  z zimna. Zostawiłam rzeczy w kwadracie i powędrowałam do kuchni, aby przygotować ciepłe kakao – jedyne, co lubiłam w zimie to, że zaczął się sezon na ciepłe, słodkie napoje, które tak uwielbiałam – pomyślałam wpatrując się w nagrzany garnek z mlekiem, przecierając co jakiś czas ręce nad parą. Kiedy wystarczająco ogrzałam dłonie, sięgnęłam po kubek i wsypałam parę łyżeczek proszku. Chwilę potem zalałam zawartość kubka gorącym mlekiem. Pomieszałam metalową łyżeczką i wróciłam do kwadratu, aby zabrać plecak po czym udałam się do swojego pokoju. Uruchomiłam laptopa i włączyłam muzykę, chwilę potem położyłam się na łóżku i przytuliłam do poduszki, wsłuchując się w tekst piosenek. Trochę źle się czułam w dodatku nadal nie byłam pewna czy dobrze robię idąc na bal. W końcu udało mi się zasnąć. Jednak sen nie trwał zbyt długo. Chociaż pomógł trochę i byłam już spokojniejsza. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej parę eleganckich sukienek. Każdą z wolna przymierzyłam, lecz żadna mi nie pasowała. Usiadłam na środku dywanu i zaczęłam płakać. Usłyszałam, że otwierają się drzwi do mojego pokoju, jednak zakryłam twarz dłońmi chcąc zniknąć i uwolnić się od problemów.
- Emily co jest? – dobiegł mnie miękki głos mojej mamy. Ukucnęła koło mnie i zdjęła moje ręce z twarzy. Byłam rozmazana, spuchnięta i czerwona, w środku czułam się również okropnie jak wyglądałam. Przytuliłam się do niej, brudząc tuszem jej pomarańczowy sweterek.
- Czuję się beznadziejnie głupio i nie mam, w co się ubrać na bal –wychlipałam – w dodatku nie wiem już czy w ogóle powinnam tam iść – wybełkotałam i wybuchnęłam płaczem.
- Skarbie, nie mów tak! – szepnęła mi do ucha – na strój coś poradzimy – wstała na kolana i sięgnęła ręką na łóżko. Wcześniej nie zauważyłam, aby coś tam kładła. Zdjęła z niego prostokątne niebieskie pudełko i podała mi je. Otworzyłam wieczko i zajrzałam do środka. Wypełniał je kremowy materiał. Wyciągnęłam go i przytrzymałam. Rozłożył się i powstała z niego cudowna sukienka. Składała się z dwóch części, przedzielonej morelowym paseczkiem. Góra była gładka i bez ramiączek, natomiast dół zrobiony z wielkich materiałowych róż.
- Jest piękna – powiedziałam przecierając oczy i rozmazując się jeszcze bardziej na buzi. Ucałowałam ją w policzek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz